Wybory prezydenckie pod hasłem walki z elitami. W ten sposób Andrzej Duda chce wygrać [OPINIA]
Paradoks zbliżających się wyborów – urzędujący prezydent jest najbardziej wiarygodny w oczach wyborców, którzy chcą się pozbyć dawnego establishmentu. Nikt po stronie opozycji nie zdołał zbudować się jako przedstawiciel suwerena, nikt nie umie płynąć na fali niechęci do elit.
- Zmiany, których teraz dokonujemy, polegają na przywracaniu państwa jego mieszkańcom, obywatelom, wyrywaniu go z ręki jakichś elit, które nie wiadomo w jaki sposób decydowały o wielu państwowych sprawach – mówił Andrzej Duda dwa lata temu.
Ale data w sumie jest mniej istotna, gdyż mnóstwo podobnych cytatów można znaleźć z czasów kampanii wyborczej w 2015 r., ale także właściwie z całej jego prezydentury.
I wiele wskazuje na to, że podobne hasła będziemy słyszeli także teraz. Wygląda na to, że Andrzej Duda już uznał, że będzie w tegorocznej kampanii płynąć na antyestablishmentowej fali. Brzmi dziwnie, w końcu mówimy o prezydencie, a więc osobie, która z definicji jest sercem elit. A jednak. Paradoks sytuacji – bo antyelitarny kurs może dać Dudzie reelekcję.
Na antyelitarnej fali
Wydawało się, że to tylko moment. Forma zakrzywienia czasu, swoisty chochlik historii. Chodzi o lata 2015-2016. Najpierw do władzy w Grecji doszła wybitnie antyestablishmentowa partia Syriza z charyzmatycznym populistą Aleksisem Tsiprasem na czele. Później w Polsce wybory prezydenckie i parlamentarne – podobnymi hasłami – wygrał PiS.
Incydent na spotkaniu z prezydentem Dudą. Ogłaszał wtedy start w wyborach [ZOBACZ WIDEO]
Następnie rok później w podobny sposób nawoływano (skutecznie) do głosowania za brexitem w referendum. Z kolei Donald Trump ostrą, antyelitarną retoryką zapewnił sobie wygraną w wyborach prezydenckich w USA. Jego zwycięstwo nad Hillary Clinton to zdecydowanie największe zaskoczenie kończącej się dekady, jeśli nawet nie całego XXI wieku.
Ale dziś, niemal cztery lata po wygranej Trumpa, widać, że poruszone wtedy klocki w politycznej układance, cały czas nie wróciły na swoje miejsce. Owszem, Tsipras przepadł, w Grecji do władzy wróciły partie (dawnego) głównego nurtu. Ale w Polsce PiS efektownie wywalczył reelekcję.
W Wielkiej Brytanii władzę przejął zwolennik brexitu Boris Johnson – i to on rozdaje karty w polityce na Wyspach, stał się w niej dominatorem absolutnym. Z kolei Trump jednym ruchem ręki strzepnął z siebie problem, jakim była dla niego procedura impeachmentu – i będzie głównym faworytem listopadowych wyborów prezydenckich, bez względu na to, kogo Demokraci wystawią przeciwko niemu.
Trwały podział
Trump powtarzał, że "czas osuszyć to bagno" – i w 2016 r. rozbił bank. Teraz ten komunikat na pewno powtórzy. Dalej będzie powtarzał, że osuszanie Waszyngtonu z błota to robota na co najmniej cztery kolejne lata. I właśnie to daje mu duże szanse na reelekcję. Amerykanie wyraźnie takich słów chcą słuchać.
Tak samo jak Polacy – dlatego też Duda w kampanii będzie serwował polską wersję "osuszania bagna” (pewnie to będzie jakaś wariacja na temat hasła "rozbijanie nadzwyczajnie kasty"). Widać to wyraźnie już teraz, gdy prezydent podostrza kurs przeciwko sędziowskim elitom. W piątek we Włoszczowie krytykował poprzedników, mówiąc, że tylko wyprzedawali majątek narodowy.
Wszystko zaczyna się układać w spójną całość – prezydent w kampanii przedstawi się jako człowiek ludu, który idzie na jego czele rozbić stare elity. Powtórzmy: urzędujący pięć lat prezydent przedstawia się jako przywódca rewolty przeciwko establishmentowi. I z tak krojonym hasłem ma bardzo duże szansę na reelekcję.
Paradoks, ale jednocześnie charakterystyka polskiej sceny politycznej. To aż zaskakuje, że po stronie opozycji nikt nie spróbował choć udawać, że jest głosem ludu, przedstawicielem suwerena. Przecież od 2015 r. wyraźnie widać, że taka postawa daje głosy, pozwala budować trwałe poparcie – a jednak opozycja całkowicie to przegapiła, w żaden sposób nawet nie podjęła wysiłku, żeby nawiązać kontakt z tą grupą elektoratu. Konsekwentnie przepychają się w walce o głosy ciągle tych samych grup społecznych. Jakby nie dostrzegali, że ta grupa powoli, ale konsekwentnie topnieje.
Teoretycznie można było się spodziewać, że przełamać ten podział spróbuje ktoś nowy, ktoś z zewnątrz. Ale gdy pojawił się znikąd Szymon Hołownia, to błyskawicznie ustawił się w roli kolejnego kandydata po głosy wyborców opozycji. Spot, w którym kpi z tragedii smoleńskiej, najlepiej pokazuje, że szczytem jego marzeń nie jest przełamanie wojny polsko-polskiej, tylko odebranie głosów Platformie Obywatelskiej.
Na pewno Andrzej Duda nie może już dziś się ogłosić zwycięzcą wyborów. Ale nawet jeśli przegra, to dzisiejsza opozycja – jednoznacznie utożsamiana z establishmentem – rządu dusz w Polsce nie odzyska. Zbyt wiele elementów zostało poruszonych w ostatnich latach, by tak po prostu wrócić do sytuacji z początku 2015 r. Podział na elity-lud pozostanie w naszej polityce na wiele następnych lat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.