Wybory parlamentarne. "Donald Tusk wie, że może przegrać wszystko"
- Donald Tusk wie, że może przegrać wszystko, więc teraz woli nawet za cenę utraty komfortu władzy przejść na lewą stronę i przejąć lewicowy elektorat, który pozwoli mu na trwałe budować swoją pozycję polityczną. Ale aby być wiarygodnym, musi pozbyć się konserwatystów – mówi Jacek Żalek (PO). - Jeśli tak zrobi, to rzeczywiście przerżniemy te wybory - uważa Eugeniusz Kłopotek (PSL).
07.06.2013 | aktual.: 07.06.2013 17:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Po tym, jak premier zapowiedział, że nie wyklucza koalicji z SLD, spekulacjom nie ma końca. Donald Tusk włożył kij w mrowisko, rozjuszył konserwatystów Platformy, co chciał uzyskać?
- Nie wykluczam, że premier doszedł do przekonania, że miejsce PO w centrum sceny politycznej jest wyjątkowo trudne do utrzymania ze względu na rosnącą siłę opozycji i wszystko wskazuje na to, że dojrzewa do decyzji, by skręcić w lewo – mówi Jacek Żalek. Zdaniem posła takie posunięcie to wynik czystej kalkulacji politycznej. - Tak podpowiada Tuskowi intuicja. W tej sytuacji trudno być Platformie partią środka – tłumaczy Żalek. Według posła nie opłaca mu się stawiać na konserwatystów, bo elektorat konserwatywny w większości jest już zagospodarowany przez PiS. W związku z tym zwrócenie się do rozproszonego elektoratu lewicowego jest łatwiejsze. - Scenariusz zakłada wyeliminowanie Ruchu Palikota i przejęcie części jego elektoratu, pozostała część przypadłaby SLD. Taki plan to wspólny interes Platformy i Sojuszu, stąd ta konsolidacja sił – mówi poseł.
Ale wobec deklaracji Marka Biernackiego, Jarosława Gowina, którzy nie wyobrażają sobie takiej współpracy z SLD, Tusk musi sobie zdawać sobie sprawę, że Platformie może odpaść jedno skrzydło. Czy ten plan zakłada utratę konserwatystów? - Oczywiście, że tak. Tusk godzi się na to, a wręcz aby uwiarygodnić się w oczach tego lewicowego elektoratu musi się nas pozbyć – odpowiada Żalek. Czy to się kalkuluje? - Tusk teraz wie, że może przegrać wszystko, ale nawet za cenę utraty komfortu władzy woli przejść na lewą stronę, przejąć lewicowy elektorat, który pozwoli mu na trwałe budować swoją pozycję polityczną – mówi Żalek.
„Przerżniemy”
Co na to obecny koalicjant? - Premier mówił, że Polski bez walki nie odda, a ja pomyślałem sobie, że jak tak dalej będzie walczył, to będzie musiał tę Polskę oddać na rzecz PiS– mówi Eugeniusz Kłopotek (PSL). - Niech lepiej premier nie sięga tak daleko, co zrobi po wyborach, bo jak tak dalej będzie skręcał w lewo, to Platforma pęknie jak bańka mydlana, przerżniemy wybory, a wtedy jest i po Platformie i po Tusku, koniec kropka – dodaje poseł.
Sojusz z Sojuszem
Dla europosłanki SLD Joanny Senyszyn to nie kropka, a raczej przecinek. - Już od wielu lat wskazuje się, że koalicja PO - SLD byłaby dla Polski lepsza niż z PSL - mówi przychylając się do tej opinii. Oczywiście tak jak inni przedstawiciele Sojuszu, podkreśla, że o wszelkich koalicjach można mówić dopiero w dzień po wyborach, ale kąśliwie zauważa, że „lepsza koalicja programowa z SLD, niż stołkowa z PSL”. Czyli kompromis programowy z PO jest możliwy? - Każda koalicja to kompromis, ale żeby o tym mówić, musi być pewna równowaga, a do tego SLD musi mieć ponad 20 proc. poparcia – odpowiada Senyszyn. Jednocześnie podziela przypuszczenie, że Donald Tusk zdecyduje się skręcić w lewo, „bo z konserwatystami dusi się i wie, że daleko z nimi nie zajedzie, a że i tak ich utraci, to niewiele ryzykuje”.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska