(Wy)rok dla niepełnosprawnych
O Agnieszce, słynnej niesłyszącej florecistce z Bydgoszczy, niedawno głośno było w calej Polsce. Jej mama, Wiesława Gryz przetarła szlak innymi rodzicom walczącym o "normalność" dla swoich dzieci. Kilka dni temu pod jej nogi spadła kolejna kłoda: kolegium rektorskie uczelni, o indeks której ubiegała się jej córka, ustaliło zasadę, że studenci z niepełnosprawnością nie mogą tam studiować. Od kilkunastu lat staramy się łamać bariery, bynajmniej nie tylko te architektoniczne. Z jakim skutkiem?
17.06.2003 10:14
Szkoła Podstawowa numer 12 na bydgoskim Górzyskowie. Jedna z pierwszych placówek w mieście, która przed laty odważyła się łamać bariery. Dziś to jedna z wziętych podstawówek. O jedno miejsce zabiega prawie trzech uczniów.
Pokora
Duża przerwa lekcyjna. W hallu słychać radosne okrzyki dzieci przygotowujących się do uroczystego pożegnania szkoły. Nikt tu nie dziwi się, że mała Sandra dowożona jest na wózku inwalidzkim. Nikomu nie przyjdzie do głowy wytykanie palcem Karola czy któregokolwiek innego dziecka wyglądającego inaczej.
- To nasz ogromny sukces. Gdy jedenaście lat temu tworzyliśmy tę szkołę, uczyliśmy się tolerancji i pokory - mówi Elżbieta Bumażnik, dyrektor Szkoły Podstawowej numer 12. - Przy wsparciu rodziców i nie tylko udało nam się przełamać bariery - dodaje. Czym placówka ta różni się od innych szkół? Klasy nie liczą więcej niż dwadzieścioro dzieci, lekcje prowadzi dwóch nauczycieli, uczniowie o specjalnych potrzebach edukacyjnych biorą udział w zajęciach terapeutycznych.
- Najbardziej lubię muzykoterapię - nieśmiało wyznaje Kasia z drugiej klasy. - Wszystkie lekcje lubię - dodaje po chwili namysłu drobna blondynka. Tylko jej rysy twarzy zdradzają zespół Downa. Dziewczynka świetnie sobie radzi, ma koleżanki, rozwija się, choć - jak mówi jej mama - na początku nie było łatwo. - Kiedy Kasia startowała do publicznego przedszkola, spotkał nas pierwszy opór.
Placówka, do której ją zapisałam, po prostu odmówiła przyjęcia, nie podając powodu. Żadnych przeszkód nie robiły tylko siostry elżbietanki - wylicza mama Kasi, pani Arleta. - Z tej szkoły jesteśmy z Kasią bardzo zadowolone. Córka bardzo zmieniła się. Bardzo chętnie pracuje, ma świetny kontakt z rówieśnikami, po prostu chce chodzić do szkoły i uczyć się. Pełen sukces.
Marcin jest dzieckiem autystycznym i od niedawna uczniem pierwszej klasy. - Był bardzo nadpobudliwy, nie mógł wysiedzieć, nic go nie interesowało, żył w swoim zamkniętym świecie, a teraz jest inaczej. On się przed nami otwiera. Jako że jego rówieśnicy są dla wzorami do zachowań, on poprzez naśladownictwo uczy się pewnych sytuacji - argumentuje pani Beata. Na jej ramieniu "uwieszony" Marcin. - Mamo, chodź - nawołuje nieco zniecierpliwiony. Co chwilę zerka w mój notes.
Chłopiec tak jak inne dzieci wrócił właśnie z "Zielonej Szkoły". Lekcji, na jakie wyjechała do Krówki Leśnej cała szkoła. - Jesteśmy pod wrażeniem, bo wdrażana od jedenastu lat idea integracji przynosi coraz więcej efektów. Na przykład dziecko autystyczne, które nigdy nie spało poza domem i nigdy osobno, podczas tego wyjazdu samo przespało noc - cieszy się dyrektor E. Bumażnik.
Szkoła dorobiła się certyfikatu Krajowego Lidera Integracji. - Nie dzielimy dzieci na niepełnosprawne i zdrowe. Wszystkich traktujemy równo i tak samo żadnych barier nie stwarzają sobie one same. Ma to obopólną korzyść, ponieważ w jakiś sposób wzajemnie się mobilizują - dodaje Elżbieta Kosińska, wicedyrektor szkoły.
Bez barier
19-letni Marek sparaliżowany jest od pasa w dół. Od dziecka na wózku inwalidzkim. To rodzice "łamali" przeszkody jakie napotykał na drodze. Dostosowali mieszkanie do jego potrzeb, nauczyli żyć. Chłopak ma już za sobą podstawówkę i ogólniak. Przed nim - egzaminy na wymarzoną historię Akademii Bydgoskiej. Niesamowicie ambitny, wokół niego zawsze mnóstwo kolegów. - W zasadzie to jego ciągle w domu nie ma. Bo albo szkoła, albo siłownia, albo kosz - wylicza skromnie Teresa Bobowicz, mama Marka. - On zawsze był bardzo kontaktowy, miał mnóstwo kolegów, którzy wspierali go. Obawialiśmy, się że po przeprowadzce z Bartodziejów do Fordonu, będzie mu trudno się zaaklimatyzować. Nasze obawy okazały się płonne, bo Marcin odnalazł się w nowym środowisku w mig.
19 - letni chłopak mimo że ciągle napotyka na bariery, po prostu je pokonuje. Problemu nie stanowi poruszanie się autobusami komunikacji miejskiej, ćwiczenia na siłowani czy granie w koszykówkę na osiedlowym boisku. - Może dlatego, że od urodzenia jestem niepełnosprawny, jest mi łatwiej. Po wypadku trudniej jest się nauczyć żyć od nowa. Ale to nie oznacza oczywiście, że jest to niemożliwe.
Czasami denerwuje mnie to, że niepełnosprawni wychodzą z założenia, że kalectwo nie pozwala im normalnie funkcjonować i z tego powodu - i pewnie jeszcze z obawy przed innymi ludźmi - siedzą całe życie w domach - mówi dziewiętnastolatek, który przez trzy lata trenował podnoszenie ciężarów. Oprócz uzyskania indeksu na wymarzonym kierunku, zamierza wykorzystać swoje umiejętności i uczyć jeździć na wózkach upośledzonych ruchowo. - To głowa pełna pomysłów. I on je zrealizuje! - przekonują znajomi Marka.
Nie tak łatwo
Wiesława Gryz, mama 20 letniej Agnieszki (bohaterki naszego reportażu sprzed kilku miesięcy), jak sama mówi, przetarła szlak innym rodzicom dzieci niepełnosprawnych. Na początku pukała do drzwi wielu przedszkoli, potem szkół, aby trafić na wrażliwych pedagogów chcących przyjąć głuche dziecko do grona dzieci słyszących. Jej córka skończyła wreszcie podstawówkę, zdała maturę w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych.
Dziewczyna bardzo dużo czasu spędza na basenie. Kiedy kilka lat temu przeczytała w internecie o głuchej florecistce, która została mistrzynią świata w tej dyscyplinie, odkryła, że to właśnie jest jej powołanie. Aga rozpoczęła treningi, ale lekarz z Wojewódzkiej Przychodni Sportowo-Lekarskiej, przed którym stanęła powołując się na przestarzałe przepisy uznał, że nie może ona uprawiać tego sportu wyczynowo. W końcu po burzy rozpętanej w prasie specjalista podpisał zgodę.
Kilka dni temu rodzina Gryzów przeżyła kolejny cios. Aga nie może studiować na wymarzonym Wydziale Rehabilitacji Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Kolegium rektorskie ustaliło zasadę, że studenci z niepełnosprawnością nie znajdą miejsca na tej uczelni. - Dziwne, tym bardziej, że jak się dowiedzieliśmy, przed kilkoma laty ta sama Rada Wydziału przyjęła uchwalę, iż jest gotowa przyjąć trzech kandydatów z uszkodzonym narządem słuchu - mówi wzburzona Wiesława Gryz.
Za bezduszną decyzję AWF w Warszawie, przeprosił florecistkę w specjalnym piśmie (przesłanym również do zainteresowanych instytucji i organizacji) przewodniczący Polskiego Komitetu Audiofonologii, profesor Tadeusz Gałkowski. "Przepraszam, w imieniu Polskiego Komitetu Audiofonologii, któremu przewodniczę, za tak niesprawiedliwe potraktowanie pani przez jedną z uczelni, która zdobywa pierwsze miejsce w rankingach, lecz za którą muszę się wstydzić i to teraz, gdy mamy wstąpić do Wspólnoty Europejskiej" - czytamy w liście.
- Takich ludzi, którzy chcą pomóc ludziom niepełnosprawnym, jest ciągle mniej niż tych, którzy stwarzają problemy. Dziś wielu robi karierę na integracji i wyświechtanych hasłach o łamaniu barier. Ja łamię bariery już od prawie 19 lat i mogę powiedzieć, że do zrobienie jest naprawdę wiele - mówi W. Gryz, z którą trudno się nie zgodzić.
Rok 2003 obwołany został Europejskim Rokiem Niepełnosprawnych.
Katarzyna Pietraszak