Współpracownik Gilowskiej zdefraudował pieniądze PO?
Zaufany współpracownik Zyty Gilowskiej jest podejrzewany o udział w defraudacji funduszy PO. Mowa o Marku Hajbosie, dyrektorze gabinetu pani wicepremier. Hajbos to szara eminencja resortu finansów, ma większe wpływy nawet od wiceministrów - pisze "Newsweek".
25.03.2007 | aktual.: 26.03.2007 00:55
To jedna z nielicznych osób, która w każdej chwili ma dostęp do Gilowskiej i ma na nią duży wpływ - mówi były członek kierownictwa resortu. Pani wicepremier mu ufa, bo współpracują od wielu lat.
Zastrzeżenia wobec Hajbosa dotyczą czasów jego działalności w Platformie. Według informacji "Newsweeka", prokuratura podejrzewa go o malwersacje finansowe podczas kampanii wyborczych PO w 2005 r. Tak, potwierdzam. Nazwisko pana Hajbosa pojawia się w tym śledztwie - przyznaje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Maciej Kujawski.
Hajbos twierdzi, że jest zaskoczony tymi podejrzeniami. Ktoś szyje mi buty! - denerwuje się. Nie mam nic wspólnego z tą sprawą, nie byłem nawet przesłuchany. Mogę być co najwyżej świadkiem, tak jak Donald Tusk - dodaje.
Jednak prokurator, który zna sprawę, przekonuje: Nasze śledztwo stawia Hajbosa w bardzo negatywnym świetle.
Prokuratura zajęła się malwersacjami finansowymi przy kampaniach wyborczych Platformy po publikacji "Newsweeka" z czerwca ubiegłego roku. Tygodnik ujawnił wówczas, że młodzi działacze tej partii wyłudzali pieniądze z kasy PO. Opisano proceder zorganizowany przez dwóch 27-latków - Marcina Rosoła oraz Piotra Wawrzynowicza. Byli oni bliskimi współpracownikami najważniejszych polityków PO - przewodniczącego Donalda Tuska, sekretarza generalnego Grzegorza Schetyny oraz skarbnika Mirosława Drzewieckiego.
Mechanizm był prosty i często stosowany w przestępczości gospodarczej - chodzi o tak zwane słupy, czyli osoby podstawione do przeprowadzania fikcyjnych transakcji. Najpierw ci figuranci podpisywali umowy na wykonanie zmyślonych zadań dla Platformy. Potem sztab wyborczy przelewał na ich konta pieniądze - zwykle po 3-5 tysięcy, ale bywało też, że powyżej 10 tys. zł. Następnie "słupy" oddawały większość tych sum Marcinowi Rosołowi, sobie zostawiając niewielkie kieszonkowe.
Według rozmówców "Newsweeka" Rosół i Wawrzynowicz po raz pierwszy przeprowadzili taką operację podczas kampanii wyborczej do europarlamentu w maju 2004 r., a powtórzyli ją przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi w 2005 r. Prokuratura uważa, że w ten proceder zaangażowany był także Hajbos.