"Wspólne państwo europejskie może być niebezpieczne"
Jedno wspólne państwo europejskie jako federacja rządzona przez eurokratów to zły pomysł. Taki twór byłby szkodliwy, byłoby to narzucanie niby-wartości, pustki, która za tym stoi. Kondycja duchowa Europy jest marna. Brakuje tu jakiejś metapolityki, jakiejś filozofii politycznej - mówił gość "Sygnałów Dnia", profesor Wojciech Roszkowski, historyk, deputowany do Parlamentu Europejskiego.
23.03.2007 | aktual.: 23.03.2007 11:43
Sygnały Dnia:Jednym z ważniejszych twórców Unii Europejskiej jest Winston Churchill. To był człowiek, który sobie wyobraził kiedyś w ogóle państwo paneuropejskie. Czy ta idea z punktu dzisiejszego, kiedy mamy skłócone państwa o poszczególne interesy i co gorsza – z punktu widzenia Polski czujemy się zagrożeni trochę dominacją tych najsilniejszych państw ekonomicznych, czy ta idea ma dzisiaj sens?
Wojciech Roszkowski:Zależy, jak rozumieć to jedno państwo. Jeżeliby je rozumieć jako jakąś federację rządzoną przez eurokratów, którzy używają tej ideologii praw człowieka (czy nadużywają), nie [jako] zasady sprawiedliwości, czyli „każdemu co mu się należy”, tylko zasady jakiejś samowoli „każdemu to, co mu się zachce”, to ja jestem pesymistą. Uważam, że taki twór byłby wręcz szkodliwy, dlatego że byłby to biurokratyczny przymus, narzucanie właśnie tych niby-wartości, tej pustki, która w gruncie rzeczy za tym stoi. I w tej chwili chyba kondycja duchowa Europy jest marna i ja bym się obawiał takiego tworu państwowego. Państwo musi być ożywione jakąś metafilozofią, jakąś metapolityką, jaką filozofią polityczną, której tutaj brakuje.
A może z pana działki. Jest pan historykiem, jeden z najlepszych w Polsce historyków. Czy wyobraża sobie pan napisanie podręcznika wspólnego podręcznika dla całej Europy? Chciałby pan takiego podręcznika?
- Ja sobie wyobrażam to, tylko nie bardzo sobie wyobrażam napisanie tego pod kuratelą jakiegoś ciała politycznego, w którym reprezentowane byłyby opcje polityczne dzisiaj dominujące, wszystkie kraje, jakiś klucz, no i przodująca ideologia, która – tak jak mówimy tutaj – właściwie reprezentuje tak zwane inne wartości.
Z przerażeniem słuchałem tej dziennikarki hiszpańskiej...
- Dokładnie, tak.
...która występowała i się zastanawiam, czy ona jest ofiarą już nowego wykładu historii Europy, takiego, który ma obowiązywać, że Polacy są winni wszystkiemu, antysemityzmowi, Kościół jest najgorszą siłą w Europie. No, jej poglądy, na przykład to, że powstanie w Getcie trwało dłużej niż obrona całej Polski...
- Na przykład, tak.
Widać, że osoba jakoś skrajnie niedouczona, a jednocześnie, zdaje się, przedstawicielka światłych elit lewicy...
- No tak, przecież "El Pais" ma największy nakład w Hiszpanii.
Czyli taki podręcznik by bardziej pomógł czy zaszkodził? Czy można coś głupszego napisać jeszcze? Bo moim zdaniem akurat dla niej to może najgorszy podręcznik byłby lepszy?
- Zgadzam się, bo nawet uśredniony podręcznik może by ją czegoś nauczył, tylko ja obawiam się i z przerażeniem myślę o tym, że w tworzeniu takiego podręcznika ten głos, który wczoraj żeśmy słyszeli, widzieli ją w telewizji, a przedtem czytaliśmy ten przerażający zupełnie artykuł, rzucony byłby na szalę z przypisaniem pewnej wagi punktowej, to znaczy jest uprawniony punkt widzenia i reprezentacja hiszpańskiej lewicy ma ileś tam głosów w skonstruowaniu takiego podręcznika. No i to jest po prostu zły sen.
Czy pana zdaniem obecność Polski w Unii Europejskiej to jest coś, co zmienia oblicze naszego kraju? Czy my jesteśmy krajem w tej chwili, który dzięki Unii zyskuje? Porównując wszystkie plusy i minusy tego wejścia.
- Myślę, że zyskuje chociażby z dwóch powodów – ekonomiczny, sama płaszczyzna ekonomiczna, to, myślę, jest oczywiste, a druga sprawa to jest jednak otwarcie się Polski, wejście w te struktury europejskie i powiedzmy tak potocznie – harcowanie tam, pokazywanie, że my jesteśmy krajem średnim, nie największym, nie najpotężniejszym, ale jesteśmy i że nie można nas ignorować. I my sobie sami zdajemy z tego sprawę, ćwicząc to po prostu w poszczególnych debatach, w poszczególnych dyskusjach, nawet kłótniach, walcząc o swoje. (ak)