Jarosław Kaczyński bagatelizował "aferę Pegasusa". Teraz PiS forsuje kolejne rozwiązania inwigilacyjne© Agencja Wyborcza.pl | Sławomir Kamiński

Wrzutka do ustawy pomoże w inwigilacji Polaków. Przed służbami nic się nie ukryje

Patryk Słowik

Tylko w 2021 roku służby sięgały po dane telekomunikacyjne Polaków 1,82 mln razy. Teraz PiS pracuje nad ustawą, która może im to jeszcze ułatwić. - Z Prawem komunikacji elektronicznej, które forsuje PiS, jest jak z grą w butelkę. Służby już teraz zostawiły nas w tylko w spodniach, ale chcą rozbierać nas dalej - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Wojciech Klicki.

Patryk Słowik, Wirtualna Polska: "PiS forsuje projekt, który ma zapewnić służbom dostęp do naszych połączeń telefonicznych, e-maili, czatów i rozmów na różnych komunikatorach". Tak napisała na Twitterze Monika Rosa, posłanka Koalicji Obywatelskiej. Prawda czy fałsz?

Wojciech Klicki, ekspert Fundacji Panoptykon*: Pewne uproszczenie, ale ogólny wydźwięk jest prawdziwy.

To po kolei. PiS forsuje projekt...

...Sejm pracuje nad rządowym projektem Prawa komunikacji elektronicznej. Można więc powiedzieć, że PiS forsuje projekt.

Zapewni on służbom dostęp do naszych rozmów telefonicznych?

To akurat nieprawda.

Wojciech Klicki, ekspert Fundacji Panoptykon
Wojciech Klicki, ekspert Fundacji Panoptykon© Archiwum prywatne

Nie zapewni?

Służby ten dostęp mają, od kiedy pojawiły się telefony. Ale rozmawiamy w siódmą rocznicę uchwalenia tzw. ustawy inwigilacyjnej [uchwalono ją 15 stycznia 2016 r. – red.]. Rządzący w ostatnich latach nie próżnowali w zwiększaniu uprawnień służb.

Zatem ostatni element: nowa ustawa zapewni służbom dostęp do naszych e-maili, czatów i rozmów na różnych komunikatorach?

Na pewno ten dostęp znacząco ułatwi. Czy zapewni wprost - nie wiadomo, bo przepisy są napisane w zupełnie nieklarowny sposób i chyba nikt nie wie do końca, co z nich w praktyce będzie wynikało. Ale to, że nic dobrego, jest akurat pewne.

Umówiliśmy się na rozmowę za pośrednictwem prywatnej wiadomości na Twitterze. Dziś służby mają ograniczony dostęp do tej korespondencji, tak?

Tak.

I to się zmieni?

Rządzący chcieliby, aby to się zmieniło, ale uważam, że wiele będzie zależało od miejsca siedziby firmy, która dostarcza usługę umożliwiającą prowadzenie korespondencji.

Mówiąc wprost - właściciel Twittera raczej nie będzie miał motywacji, by przekazywać polskim służbom rozmowy dziennikarza z przedstawicielem organizacji pozarządowej.

Dużo mailuję, także prywatnie. Coś się zmieni?

Tak, tu się sporo zmieni. Dostawca usługi pocztowej będzie musiał przez 12 miesięcy przechowywać szereg informacji na pański temat.

Jakich?

Proponowany przepis mówi o "danych jednoznacznie identyfikujących użytkownika". Na pewno więc będzie to adres IP, być może informacja o urządzeniu, które pan wykorzysta do logowania. Zapisywane - w uproszczeniu - będzie to, kiedy się pan logował na pocztę, z jakiego miejsca i na jak długo.

Zmiana ustawy doprowadzi do stworzenia wielkiej bazy, rodzaju worka, w którym służby będą mogły zdalnie grzebać i szukać informacji. A gdy coś je zainteresuje, to będą mogły uzyskać dostęp do treści maili.

Czy służby będą miały dostęp do treści moich maili?

Wprost – nie, a przynajmniej raczej nie. Ale w praktyce ten dostęp będzie bardzo ułatwiony, bo firmy będą musiały umożliwiać służbom dostęp do nich. Wystarczy uzyskać zgodę sądu.

Sąd się może nie zgodzić, jeśli nie zostanie uwiarygodnione, że coś przeskrobałem.

Tak być powinno, ale tak nie jest. Wiemy to, bo sądowa kontrola w wypadku dotychczas przekazywanych danych telekomunikacyjnych – billingów czy lokalizacji – jest iluzoryczna. Z kolei na założenie podsłuchu sądy zgadzają się w 99 proc. przypadków. Inna rzecz, że przepisy są tak napisane, iż służby pokazują sądom jedynie to, co chcą pokazać.

Dlatego, choć uproszczeniem jest stwierdzenie, że po wejściu w życie Prawa komunikacji elektronicznej "służby będą miały dostęp do twoich e-maili i rozmów przez Messengera", to w rzeczywistości rząd chce zrobić wiele, aby dostęp do korespondencji obywateli funkcjonariuszom ułatwić.

Prace nad Prawem komunikacji elektronicznej trwają od ponad dwóch lat. Dlaczego dopiero na ostatniej prostej pojawiła się wrzawa?

Bo dopiero na ostatniej prostej dopisano przepisy zwiększające uprawnienia służb wobec obywateli. Przez te dwa lata projekt ich nie zawierał. Teraz zaś, już po konsultacjach, krótkim pismem bez uzasadnienia, dodano te przepisy, opatrując to jedynie wskazaniem, że jest to robione "na żądanie MON i ministra koordynatora służb specjalnych".

Ustawa ma wdrażać unijną dyrektywę ustanawiającą Europejski Kodeks Łączności Elektronicznej kompleksowo regulujący rynek telekomunikacyjny. Może więc swoje zastrzeżenia krytycy powinni kierować do Brukseli, a nie polskiego rządu?

Ustawa rzeczywiście ma być wdrożeniem dyrektywy. Tyle że kontrowersyjne przepisy w ogóle nie wynikają z dyrektywy. Nawet nie stały obok Europejskiego Kodeksu Łączności Elektronicznej. Nie mają nic wspólnego z celami, które przyświecały twórcom dyrektywy.

Są niezgodne z prawem unijnym?

Tak. I mówi to nie tylko Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, lecz także minister ds. Unii Europejskiej w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Stwierdził to w oficjalnym piśmie, w którym ostrzega przed przyjęciem przepisów rozszerzających uprawnienia służb.

Najwidoczniej w rządzie jest odosobniony w tym poglądzie.

Pewne rzeczy są jednoznaczne, oczywiste. Trybunał Sprawiedliwości UE wydał siedem wyroków dotyczących różnych państw, w których stwierdził, że przepisy analogiczne do tych, które już teraz obowiązują w Polsce - te dotyczące danych telekomunikacyjnych, są niezgodne z Kartą Praw Podstawowych UE.

Minister ds. UE stwierdza coś oczywistego: że pogłębiamy stan niezgodności z prawem Unii Europejskiej. Gdy inne państwa rozcinają worki, w których grzebią służby, Polska wkłada w ręce państwowych funkcjonariuszy kolejny worek z dodatkowymi danymi.

Na dodatek jest to robione w niepokojącym stylu: projekt ustawy wraz z dokumentami do niego dołączonymi mają 3500 stron. Ponad 99 proc. to przepisy wdrażające unijną dyrektywę. Na ostatniej prostej zaś wrzucono "okruchy", które tak naprawdę są najistotniejsze.

A może to burza w szklance wody i służby wcale nie będą chętnie grzebały w tym worku z danymi?

Tu znów nie trzeba się zastanawiać, jak będzie, tylko wystarczy popatrzeć, jak chętnie służby sięgają po już dostępne dane telekomunikacyjne. W 2021 r. zrobiły to 1,82 mln razy. I liczba ta z roku na rok rośnie.

Skoro policja czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego tak chętnie sprawdzają, do kogo i kiedy dzwonimy, równie chętnie będzie sprawdzała to, do kogo i kiedy piszemy e-maile lub wiadomości w komunikatorach internetowych.

Co z aplikacjami, które chwalą się zabezpieczeniami, jak np. Signal?

Tu sytuacja będzie zapewne podobna jak przy Twitterze - formalnie nowe przepisy będą dotyczyły także producenta Signala, ale praktyka może być inna.

Przede wszystkim zaś korespondencja prowadzona przez Signal jest szyfrowana, więc nikt nie uzyska do niej dostępu z zewnątrz, o ile nie przejmie kontroli nad naszym urządzeniem. To jest oczywiście możliwe - wszyscy słyszeliśmy o Pegasusie, a pojawiają się kolejne nowoczesne programy do inwigilacji - ale już trudniejsze.

Zwiększenie uprawnień służb kosztem obywateli jest niepopularne. Skoro forsują to szef MON oraz koordynator służb specjalnych, może trzeba w taki sposób bronić ojczyzny?

Byłbym skłonny zgodzić się z takim podejściem, gdyby nie kilka kwestii.

Po pierwsze: istotnie rośnie liczba danych pozyskiwanych przez służby, pomimo że ani nie mamy w Polsce gigantycznej przestępczości, ani nie mamy też wzrostu przestępczości w ogóle. Trudno więc wytłumaczyć pozyskiwanie większej liczby danych o obywatelach inaczej niż zachłannością służb.

Po drugie, brakuje realnej kontroli sądowej nad pozyskiwaniem dostępu do informacji o obywatelach. Rządzący mogliby o to zadbać - choćby realizując postulat powołania niezależnego organu, który mógłby skontrolować, czy przy sięganiu po dane telekomunikacyjne nie dochodzi do naruszeń praw człowieka - ale z niezrozumiałych powodów nie chcą tego zrobić.

Po trzecie wreszcie, żyjemy w państwie, w którym oprogramowanie do inwigilacji Pegasus było wykorzystywane w bezprawny sposób przeciwko politycznej opozycji. To, niezależnie od sympatii i antypatii politycznej, po prostu fakt.

Niestety więc wszelkie zapewnienia, że zmiany są dla naszego bezpieczeństwa, mnie nie przekonują. Służby od lat pracują na to, byśmy im nie ufali.

Jak istotna jest forsowana teraz zmiana? Przyznaję bowiem szczerze, że słyszałem wielokrotnie o aferach, końcu demokracji, masowej inwigilacji - i się zastanawiam, czy to już teraz.

Odpowiem tak: gdy chodziłem do szkoły, graliśmy... to znaczy koledzy i koleżanki grali w butelkę. Gra polegała na tym, że trzeba było zdejmować z siebie kolejne warstwy ubrania. Od wrażliwości konkretnej osoby zależało to, kiedy czuła się już niekomfortowo, czuła się naga.

Z forsowaną teraz ustawą jest tak samo: to nie tak, że byliśmy w pełni ubrani i nagle będziemy nadzy. Ale cały czas jesteśmy rozbierani.

Już dziś nie mamy spodni?

Zgadza się. I władza chce, byśmy rozbierali się dalej.

***

*Fundacja Panoptykon to organizacja pozarządowa zajmująca się m.in. analizą działań inwigilacyjnych państwa wobec obywateli. Fundacja zajmuje się takimi tematami jak działalność służb specjalnych, wykorzystywanie monitoringu wizyjnego, nadzór w sieci, w telefonie czy nad zdrowiem. Uwagi legislacyjne Panoptykonu były wielokrotnie wykorzystywane przy formułowaniu ostatecznego kształtu projektów ustaw.

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
inwigilacja przez służbypismariusz kamiński
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2144)