RegionalneWrocławWrocław. Festung Breslau,15 marca. Ksiądz Peikert idzie do Polaków

Wrocław. Festung Breslau,15 marca. Ksiądz Peikert idzie do Polaków

W niemieckiej twierdzy, otaczanej w połowie marca coraz szczelniej przez sowieckie wojska, nie tkwili jedynie fanatyczni obrońcy. 76 lat temu śmierć czaiła się już na wszystkich, którzy w tej pułapce się znaleźli: ludność cywilną, która nie wyruszyła w styczniowy marsz zagłady, dzieci, w tym chłopców w wieku 10 lat i 12-letnie dziewczynki, objęte surowym nakazem pracy, uciekinierów chroniących się Armią Czerwoną i nalotami aliantów oraz ponad 3 tysiące cudzoziemców, trzymanych w niewoli i wykorzystywanych do nadludzkiej pracy.

Wrocław. Ulica Legnicka i plac Strzegomski. Przed wojną kwitło tu życie, teraz widać tylko ruiny kościoła św. Pawła. To ta świątynia, którą SS-mani wysadzili 16 marca w powietrze, bo zasłaniała pole ostrzału
Wrocław. Ulica Legnicka i plac Strzegomski. Przed wojną kwitło tu życie, teraz widać tylko ruiny kościoła św. Pawła. To ta świątynia, którą SS-mani wysadzili 16 marca w powietrze, bo zasłaniała pole ostrzału
Źródło zdjęć: © polska-org.pl

15.03.2021 17:06

Jeńcy wojenni czy robotnicy przymusowi, deportowani z całej Europy i osadzeni w Breslau mieszkali w kilkudziesięciu obozach pracy. Taki mieścił się na Klecinie, koło nieistniejącej już cukrowni, na której dawnym terenie pozostał ślad po polskich pracownikach. Obozy mieściły się przy Obornickiej i na Karłowicach - baraki długo jeszcze po wojnie służyły jako mieszkania.

Jednym z miejsc obozowych był a też dawna szkoła dla dziewcząt na ul. Hauke Bosaka. Umieszczono tam przeszło 3000 cudzoziemców Polaków, Ukraińców, Czechów, Węgrów, Serbów, Bułgarów, Francuzów. "Z wielkim trudem uzyskali zezwolenie na odprawienie w auli wieczorem o godz. 19 cichej mszy św. oraz na chrzty i śluby" - opisał w swojej kronice, do dziś stanowiącej jedno z najrzetelniejszych i najbardziej wstrząsających źródeł wiedzy o tym, co działo się 76 lat temu we Wrocławiu, ksiądz Paul Peikert, proboszcz katolickiej parafii św. Maurycego we Wrocławiu.

"Kronikę dni oblężenia" rozpoczyna opis wydarzeń z 22 stycznia 1945 roku do 30 marca, kiedy to udało mu się cudem wydostać z piekła po utracie swojej parafii. Opisywał codzienność oblężonej twierdzy, ludzkie losy i nastroje, a także postęp zdarzeń. Zawdzięczamy u też przekaz dotyczący polskich świadków bitwy o Festung Breslau, jeńców przywiezionych w różnych części Polski na przymusowe roboty, Polaków, którzy mieszkali w Breslau jeszcze przed wojną oraz warszawiaków, przywiezionych tu przez Niemców po upadku Powstania Warszawskiego.

"Gdy wszedłem do tego domu, uderzył mnie widok trudny do opisania. Jest to jakby mrowisko pełne ludzi. Ponieważ światło elektryczne nie funkcjonuje, korzystać trzeba ze świec. Wszystkie korytarze, wszystkie schody, wszystkie pomieszczenia są zajęte. Razem młodzi i starzy, chłopcy i dziewczęta, mężczyźni i kobiety”"- opisuje ksiądz. I, jako kapłan, ubolewa nad ich losem nie tylko z uwagi na straszne warunki higieniczne w tym miejscu osadzenia, ale też żałuje ich, ponieważ "muszą się obejść bez pociechy religijnej, a w większości są to Słowianie, których cechuje szczególna potrzeba religii" - pisze.

Festung Breslau. 50 tysięcy Polaków we Wrocławiu. Niewielu własnej woli

"O godz. 19 udzielam generalnej absolucji, gdy już kleryk wraz z całą rzeszą odmówił spowiedź powszechną i wzbudził akty żalu. Następnie rozpoczynam mszę św. Kierownictwo obozu zastrzegło wyraźnie, że nie wolno śpiewać. Jakby ujrzeli cząstkę kraju rodzinnego ci pozbawieni ojczyzny, gdy rozpoczyna się ofiara mszy św. Łkanie i płacz napełnia aulę" - spisuje Peikert wrażenie, jakie robi łacińska formuła mszy, wówczas stosowana powszechnie, niezależnie od języka parafian.

"Wielka musi być wrażliwość moralna tych ludzi, jeśli taki dom nie stanie się wielkim bagnem. Mimo zakazu śpiewu było rzeczą niemożliwą zatrzymać uczucia w sercach. Pod koniec runął przez aulę głos niby z jednej piersi; była to swojska pieśń polska, przerywana głośnym szlochem i płaczem ludzi, którzy mogli teraz w tym śpiewie przed Boskim Zbawicielem i Jego Najświętszą Matką otworzyć duszę przepełnioną bólem. Tak, ci ludzie, ci cudzoziemcy nie zapomną o Niemczech. Opowiedzą w kraju, jak to ich ulokowano, drwiąc z wszelkiej ludzkiej godności osobistej. Każde zwierzę domowe traktuje się uczciwiej niż tych ludzi, których przemocą, wyrwano z własnego domu i roli i którzy teraz muszą ze łzami spożywać gorzki chleb wygnania".

Festung Breslau. Ludzie ze znakiem P. Zostali w tym mieście

Niektórzy nie wrócą już do żadnego swojego kraju, bo tu odnajdą nowy. Po kapitulacji Festung Breslau wielu z tysięcy Polaków, którzy mieli szczęście przetrwać ten koszmar i nie zginąć z rąk sowieckich żołnierzy, którzy nie mieli zbyt wielu okazji, by odróżniać Niemca od nie Niemca, postanowiła tu zostać. Dopiero w 1969 roku ludzie ci wpadli na pomysł, by odnaleźć się, utworzyć związek pionierów. Stało się to dzięki apelowi w ówczesnej lokalnej prasie. "Ludzie ze znakiem P" zdołali przekazać swoje wspomnienia z tamtego czasu.

Ale zanim to nastąpiło, musiały rozegrać się w tym mieście sceny jeszcze gorsze niż to, o czym w połowie marca opowiada duchowny kronikarz. Już następnego dnia, 16 marca po południu lotnictwo przypuści nalot na zachodnią część miasta. W relacji księdza najbardziej znaczące jest zbombardowanie kościoła parafialnego św. Mikołaja, który stał na placu przy dzisiejszej ulicy Zachodniej, a po którym pozostał tylko krzyż, dzielnie broniony przez lata przez kierowców taksówek bagażowych, którzy mieli tam postój.

Ksiądz Peikert w połowie marca dowie się, że cała Friedrich-Wilhelmstrasse, czyli Legnicka, zostanie zniszczona, by ułatwić obronę miasta, stworzyć pole ostrzału nacierających napastników i pas startowy dla samolotów, jak na pl. Grunwaldzkim. W powietrze oddziały SS wyburzą piękną dzielnicę gęsto zabudowaną stylowymi kamienicami. Pozostanie zaledwie kilka ostańców i bunkier, dziś Muzeum Współczesne.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)