Strajk kobiet. Policja stawia zarzuty. Za udział w protestach grożą konsekwencje
Podczas pierwszych dni manifestacji związanych ze Strajkiem Kobiet policja pochodziła do uczestników bardzo pobłażliwie. Z czasem funkcjonariusze zaostrzyli działania. Strajkujący są wzywani na komisariaty. Stawiane są im konkretne zarzuty.
Uczestnicy protestów w Kłodzku są wzywani na komisariat po kilka razy. Mówią, że czują się represjonowani. Takie zachowanie policji ma mieć jeden cel - zniechęcić kobiety do kolejnych manifestacji.
- Niektórzy z nas zaufali policjantom, że są naszymi sojusznikami. Byliśmy przekonani, że działamy we wspólnym interesie. Sytuacja zmieniła się od 4 listopada. Zarzuty są kuriozalne. To jest forma nękania - mówią kobiety, których cytuje Radio Wrocław.
Strajk kobiet. Policja stawia zarzuty. Za udział w protestach grożą konsekwencje
Strajkujący uważają, że mają prawo do wyrażania swoich oglądów oraz manifestacji. Innego zdania są funkcjonariusze. Zarzuty wobec protestujących dotyczą głównie zakłócania porządku, braku zachowania dystansu, braku maseczek czy naruszania zasad ruchu drogowego.
- Dopiero po tym jak nas spisano zostałyśmy poinformowane, że będą wobec nas postawione zarzuty. Dla mnie więc różnicy pomiędzy legitymowaniem a spisywaniem nie ma - twierdzi jedna z uczestniczek w rozmowie z Radiem Wrocław.
Wzywani na przesłuchania są także ci, którzy postanowili solidaryzować się pod kłodzką komendą. - Byłyśmy spisywane pod różnymi pretekstami, ja na przykład dlatego, że stałam koło swojej córki - mówi jedna z manifestujących. Z tych relacji wynika, że funkcjonariusze zaczynają przekraczać pewne granice.
Innego zdania jest policja, która twierdzi, że jej zadaniem jest pilnowanie porządku publicznego, a wulgarne okrzyki czy nielegalne zgromadzenia są wystąpieniem przeciwko niemu. Szczególnie w czasach pandemii COVID-19, kiedy należy zachowywać szczególne środki ostrożności dla bezpieczeństwa siebie i innych. Tymczasem strajki zagrażają zdrowiu uczestników.