OtwieraMY. Afera w Legnicy. Właścicielowi klubu może grozić do 12 lat więzienia
W miniony piątek w Legnicy doszło do otwarcia pierwszego lokalu gastronomicznego. Wszystko w ramach akcji #OtwieraMY. Odwagą wykazał się właściciel Ministerstwa Śledzia i Wódki. Teraz Piotrowi Borodaczowi grożą poważne konsekwencje. Niebawem materiały w jego sprawie zostaną przekazane do prokuratury.
Piotr Borodacz zdecydował się na otwarcie swojego lokalu pomimo zakazu. Zrobił to w pełni świadomie. Był to tym samym pierwszy punkt na mapie Legnicy, jaki sprzeciwił się wprowadzonym restrykcjom i dołączył do akcji #OtwieraMY.
- Czy się nie boję? To nie jest już kwestia strachu tylko wybór albo zbankrutuję, a włożyłem w ten lokal wszystkie oszczędności, mam kredyty, lizingi niektórych urządzeń, albo otworzę - powiedział właściciel Ministerstwa Śledzia i Wódki portalowi lca.pl.
OtwieraMY. Afera w Legnicy. Właścicielowi klubu może grozić do 12 lat więzienia
Lokal Borodacza otwarto dla gości w piątek, 29 stycznia. Razem z klientami na miejscu zameldowali się także policjanci w asystencie pracowników sanepidu. Funkcjonariusze legitymowali osoby nieprzestrzegające obostrzeń wprowadzonych w związku z COVID-19.
Najpoważniejsze konsekwencje grożą jednak właścicielowi Ministerstwa Śledzia i Wódki. - Prowadzimy postępowanie w kierunku artykułu 165 Kodeksu karnego, kto sprowadza niebezpieczeństwo dla zdrowia lub życia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach podlega karze pozbawienia wolności od 2 do 12 lat. W najbliższych dniach sprawa przekazana zostanie do prokuratury, która podejmie decyzję co do dalszych kroków w tej sprawie - mówi podkom. Jagoda Ekiert, oficer prasowy legnickiej policji.
Działania legnickiej policji w tym przypadku nie różnią się od tych, jakie funkcjonariusze podejmują w innych częściach Dolnego Śląska. Podobne zarzuty padają chociażby w kontekście właścicieli lokali Boogie Club i Wall Street, które też dołączyły do akcji #OtwieraMY i od pewnego czasu otwierają swoje drzwi dla klientów.
We Wrocławiu w ubiegły weekend pod klubami było nerwowo - w piątek wskutek szamotaniny z policjantami przytomność stracił jeden z mężczyzn. Również w sobotę mundurowi blokowali wejście do wrocławskich klubów. W przypadku lokalu Borodacza aż tak fatalnych obrazków nie oglądaliśmy.
W przypadku legnickiego lokalu sanepid nie podjął jeszcze decyzji o tym, czy Piotr Borodacz zostanie ukarany. - Cała dokumentacja trafiła na biurko radcy prawnego. Jeszcze trwają konsultacje, czy są podstawy do ukarania - informuje Małgorzata Stawiska-Lichota, rzecznik prasowy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Legnicy.
O tym czy właściciele otwierających się klubów będą narażeni na karę pozbawienia wolności w związku z możliwością rozpowszechniania choroby zakaźnej, bo o tym mówi art. 165 Kodeksu karnego, w ostateczności decydować będzie sąd.
źródło: WP Wrocław/lca.pl