RegionalneWrocławLegnica. Nie będzie happy endu. 27-letnia Amerykanka to nie porwana Monika Bielawska

Legnica. Nie będzie happy endu. 27‑letnia Amerykanka to nie porwana Monika Bielawska

Smutny finał historii, która zapowiadała się jak filmowy amerykański scenariusz z wyciskającym łzy wzruszenia zakończeniem. Cudu nie będzie. To nie ona.

Zdjęcie małej Moniki Bielawskiej, jedno z nielicznych ocalałych w rodzinnym archiwum i portret progresywny wykonany przez policyjnych ekspertów
Zdjęcie małej Moniki Bielawskiej, jedno z nielicznych ocalałych w rodzinnym archiwum i portret progresywny wykonany przez policyjnych ekspertów
Źródło zdjęć: © KMP Legnica

09.09.2020 16:29

27-letnia Kelly ze Stanów Zjednoczonych nie miała racji, podejrzewając, że może być zaginioną w 1994 roku w Legnicy Moniką. Porównanie próbek DNA, na które wszyscy czekali z zapartym tchem, wykazało brak pokrewieństwa pomiędzy matką małej legniczanki a obywatelką USA.

Po 26 latach od zaginięcia 1,5 rocznej wówczas legniczanki w maju pojawił się cień szansy na wyjaśnienie tych dramatycznych wydarzeń. Dość prawdopodobne wydawało się to, że dziewczyna dorastała w USA. Młoda Amerykanka znalazła informacje o poszukiwaniach Moniki Bielawskiej w Polsce niedługo potem, jak dowiedziała się, że została adoptowana przez amerykańską rodzinę, i że pochodziła prawdopodobnie z Europy Wschodniej lub Środkowej. Kelly rozpoznała się na zdjęciach - porównywała swoje fotografie z najwcześniejszych lat z tymi jedynymi, jakie zachowała babcia legniczanki.

Legnica. Dziewczynki szukała cała Polska. Porwał ją ojciec. Zabił? Pochował? Sprzedał? - nie mówił prawdy

Moniki Bielawskiej szukała cała Polska, na dodatek wiele lat. Mała zniknęła sprzed legnickiej apteki w lipcu 1994 roku, kiedy dziadkowie poszli wykupić lekarstwa. Zniknęła wraz z ojcem, Robertem Bielawskim, który tym razem czuwał przy wózku, choć nigdy wcześniej nie wykazywał zaangażowania w opiekę nad latoroślą. Tego dnia postanowił towarzyszyć w wyprawie do przychodni - mała gorączkowała w nocy.

Mężczyzna odnalazł się po kilku dniach. Bez córki. Jego wyjaśnienia były pokrętne - mówił, że sprzedał dziecko jakimś ludziom ze Śląska, handlującym na targowisku złotem, twierdził też, że mała zginęła w wypadku komunikacyjnym w Czechach albo że pochował ją w Lasku Złotoryjskim.

Legnica. Babcia nigdy nie straciła nadziei na to, że jeszcze zobaczy Monisię

Babcia o zaginięciu dziewczynki zawiadomiła policję, jednak rodzice po kilku dniach odwołali alarm, zapewniając funkcjonariuszy, że dziecko już jest. Ale to upór babci, Julii Markowskiej, która poruszała niebo i ziemię, by odnaleźć ukochaną wnuczkę, doprowadził do postawienia przed sądem Roberta Bielawskiego. WP.PL rozmawiała ze Zbigniewem Prokopem, śledczym z Legnicy, który prowadził tę sprawę. Jego zdaniem niewiele brakowało, by sprawa zaginionego dziecka ucichła zupełnie bez echa. To były lata dziewięćdziesiąte, system socjalny mieliśmy bardzo niedoskonały i być może nawet zniknięcie dziecka z systemu przebiegłoby niezauważenie.

Stało się inaczej. Robert Bielawski za porwanie i sprzedanie córki został skazany na 15 lat więzienia. Nadal przebywa w więzieniu - wyrok zapadł dopiero w 2009 roku, bo wcześniej mężczyzna skutecznie unikał sprawiedliwości - ukrywał się poza granicami kraju, był długo poszukiwany. Kiedy wreszcie śledczy trafili na jego trop i został aresztowany, nawet uciekł z więzienia.

Do końca pozostał cyniczny. Nie ujawnił, co zrobił z własnym dzieckiem. Potem przyznał się, że w śledztwie, przy nieustającej zmianie zeznań, najbardziej lubił podawać wersję z zakopaniem córki w podlegnickim lasku, bo wtedy był zabierany na wizję lokalną i mógł się rozerwać i pospacerować po świeżym powietrzu. Badania wariografem potwierdziły, że mężczyzna przekazał dziewczynkę obcym ludziom i wziął za to pieniądze.

Losy Moniki Bielawskiej pozostawały nieznane. Dopiero w tym roku w maju młoda Amerykanka, poszukująca swojej tożsamości, stała się bohaterką medialnych doniesień. Dotarła do portalu Zaginieni Cała Polska i za jego pośrednictwem skontaktowała się ze śledczymi w Legnicy.

Nadzieję na połączenie krewnych po wielu latach kończy wiadomość o rozbieżnych parametrach próbek DNA. Informację przekazała na Facebooku przedstawicielka organizacji Zaginieni Cała Polska. "Za zgodą Mamy Moniki pragnę was poinformować o tym, że poznaliśmy wyniki badań DNA. Okazało się, że pomimo wielu przesłanek, kobieta nie jest zaginioną Monisią. Jest to ogromnie trudny czas dla rodziny Moniki, oni tak bardzo wierzyli w cud. W to, że dowiedzą się prawdy" - napisała Natalia Brand. - „Niestety, wynik badania DNA w 100 proc. wykluczył pokrewieństwo. Jesteśmy tą wiadomością zdruzgotani. Wiedzieliśmy, że gdyby okazało się, że kobieta faktycznie jest Moniką, to byłby to cud”.

Przedstawicielka Zaginieni Cała Polska zapewnia, że organizacja nie odłoży tej sprawy ad acta i nadal będzie próbowała dociec, gdzie może być Monika i kim jest Kelly z Ameryki. Poprosiła też o uszanowanie prywatności rodzin.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)