Jelenia Góra. Samochód Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt totalnie zniszczony. "Nie mamy czym ratować"
Samochody są podstawowym narzędziem pracy Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. To właśnie dzięki nim pracownicy DIOZ-u mogą docierać do potrzebujących zwierząt i transportować je do weterynarzy. Niestety, jeden z pojazdów organizacji został zniszczony przez nieznanych sprawców.
Samochód roboczy Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt został zniszczony. W aucie wybito szybę, wycięto katalizator, filtr cząstek stałych oraz rozwiercono i zniszczono bak. Pojazd jest w tej chwili całkowicie uziemiony, a pracownicy organizacji łapią się za głowę.
Jelenia Góra. Samochód Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt totalnie zniszczony. "Nie mamy czym ratować"
- Jesteśmy uziemieni. Nie możemy podejmować kolejnych interwencji i dowozić naszych podopiecznych do weterynarza - mówi Konrad Kuźmiński, prezes organizacji, w wypowiedzi dla Radia Wrocław.
- Normalnie potrafimy na przykład ze Zgorzelca pojechać do Kłodzka, później do Wrocławia i wracamy do Jeleniej Góry. Są to odległości bardzo duże. Niemal codziennie musimy tankować nasze samochody do pełna. Wszystko po to, żeby ratować niewinne istnienia - dodaje Konrad Kuźmiński.
Lockdown w kolejnych województwach. Andrzej Sośnierz porównał nas do Szwecji
Samochody są podstawowym narzędziem pracy DIOZ. - Nasze auta wykonują ponad 500 km dziennie po dolnośląskich drogach. Koszty eksploatacji tych samochodów, koszty zakupu paliwa, napraw czy ubezpieczenia to też nie są małe wydatki, o których nie każdy zawsze pamięta - wyjaśnia szef Dolnośląskiego Inspektoratu Zwierząt.
Zniszczony i okradziony samochód to prezent, otrzymany przez DIOZ w darowiźnie. Sprawą jego dewastacji zajmuje się już policja. Organizacja prowadzi zbiórkę na naprawdę pojazdu i apeluje do miłośników zwierząt o pomoc. Bez samochodu roboczego praca DIOZ-u jest bardzo ograniczona. A potrzebujące zwierzęta nie mogą czekać.
Co więcej, do aktu wandalizmu doszło w momencie, gdy DIOZ przekazał do warsztatu swój "ambulans", czyli specjalnie dostosowany do przewozu rannych zwierząt samochód dostawczy.
"Intensywna eksploatacja sprawiła, że karetka się posypała. Nie ma się co dziwić, ponieważ ten samochód tylko w ciągu jednego roku przejechał 100 000 km, czyli codziennie, przez 365 dni w roku, wykonywał +- 300 km!" - napisała organizacja na swoim Facebooku.
źródło: Radio Wrocław