RegionalneWrocławDolny Śląsk. Koronawirus. Afera z certyfikatem masek

Dolny Śląsk. Koronawirus. Afera z certyfikatem masek

Uroczystości rozpakowania sprzętu ochronnego z samolotu z Chin relacjonowały wszystkie media. Największy samolot transportowy na świecie przywiózł jednak, jak się okazuje, maski tak samo skutecznie zabezpieczające przed wirusem, jak domowe produkcje.

Dolny Śląsk. Koronawirus. Afera z certyfikatem masek
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Izba Administracji Skarbowej

23.04.2020 18:16

Certyfikaty na maski z Chin mogą być fałszywe - takie podejrzenia powzięła „Gazeta Wyborcza” i podjęła śledztwo. Według gazety wszelkimi niezbędnymi certyfikatami wymaganymi dla sprzętu stosowanego w placówkach medycznych pochwalił się na Twitterze prezes Marcin Chludziński z KGHM Polska Miedź SA, czyli firmy, która zakupiła ten sprzęt i przekazała go medykom.

Koronawirus. Medycy potrzebują profesjonalnej ochrony

#

„Wyborcza” donosi, że nie sposób ustalić, jaki dokładnie sprzęt kupiono, od kogo i za ile. Można natomiast podpatrzeć na Twitterze prezesa KGHM Polska Miedź zdjęcia dokumentów dotyczących sprowadzonych z Chin masek i kombinezonów, które mają „sprawdzać się w szpitalach”. To dzięki temu wiadomo, że producent to Guangdong Nafei Industrial Holding Co. Ltd. A to, według śledztwa gazety, firma działająca w branży produkcji papieru. Certyfikat na maski wydać miała włoska firma Ente Certificazione Macchine (ECM), znana na świecie z tego, że to najczęściej jej nazwa używana jest przez fałszerzy w chińskich fabrykach.

Gazeta dotarła do komunikatu włoskiego producenta, w którym oznajmia, że nie wydaje takich certyfikatów, bo nie jest jednostką notyfikowaną w zakresie środków ochrony osobistej. Firma oświadcza, że używanie jej nazwy i numeru na maskach i w dokumentach jest „oszustwem i nadużyciem, a my podejmujemy kroki w celu śledzenia i zgłaszania wszystkich fałszywych certyfikatów w obiegu”.

Koronawirus. Maski dla medyków czy pro forma

#

W przypadku sprzętu sprowadzonego przez KGHM w świetle jupiterów być może nie chodzi o ewidentne oszustwo, jednak nadal nie mamy do czynienia z wiarygodnym certyfikatem. Przedstawiciel firmy, zapytany przez gazetę o ten konkretny dokument, powiedział, że być może nie jest on podrobiony, jednak nie ma mocy zaświadczenia dopuszczającego do użycia, bo nie jest to certyfikat CE, wymagany na obszarze Unii Europejskiej.

KGHM upiera się jednak, że zarzuty są nieprawdziwe, certyfikaty są rzetelne i zapowiada kroki prawne w celu przeciwdziałania naruszaniu dóbr osobistych spółki.

Tymczasem Centralny Instytut Ochrony Pracy, zajmujący się dopuszczaniem do użytku sprzętów stosowanych w wrażliwych branżach, już znacznie wcześniej zaniepokoił się dokumentami wydawanymi przez ECM.

- Niejednokrotnie trafiały do naszej oceny certyfikaty wydane przez tę firmę. Informowaliśmy, że nie potwierdzają one zgodności środków ochrony indywidualnej z wymaganiami zasadniczymi Rozporządzenia (UE) 2016/425. Bez przeprowadzenia badań brakuje gwarancji właściwego poziomu ochrony - powiedziała „Wyborczej” prof. Katarzyna Majchrzycka, kierownik Zakładu Ochron Osobistych CIOP. Maski z Chin nie były przez nikogo badane, trafiły prosto do szpitali, nie wiadomo więc, czy są skuteczne i bezpieczne.

Zobacz też:

Zobacz także
Komentarze (0)