Polska"Wprost": Od Kukiza do Ziobry

"Wprost": Od Kukiza do Ziobry

Ponad 80 proc. Polaków nie jest w stanie zrozumieć języka polskich polityków - wynika z badań przeprowadzonych za pomocą programu stworzonego przez wrocławskich językoznawców. Najbardziej zrozumiale mówią Paweł Kukiz i Liroy - pisze Marcin Dzierżanowski w nowym numerze tygodnika "Wprost".

"Wprost": Od Kukiza do Ziobry
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell

"Ten Borowiak, k...s, podniesie łapę, czy mu przyp...ić?" - rzucił w ubiegłej kadencji Sejmu na posiedzeniu komisji infrastruktury poseł PO Zbigniew Rynasiewicz. Jego słowa padły w dniu, w którym parlament przyjmował sprawozdanie Rady Języka Polskiego zalecające m.in. używanie przez funkcjonariuszy publicznych prostej polszczyzny. Niestety, ten argument nie przekonał kolegów posła, sprawa trafiła do komisji etyki poselskiej. Tłumacząc się ze swoich słów, Rynasiewicz używał języka bardziej wyrafinowanego.

"W tym momencie uzewnętrzniły się moje emocje, ponieważ zauważyłem, że jeden z posłów wychodzi z sali obrad, a przy remisowym wyniku wcześniejszego głosowania oznaczało to, ni mniej, ni więcej, porażkę w kolejnym głosowaniu. Spodziewając się określonych konsekwencji, poprosiłem swojego zastępcę o zdyscyplinowanie tego posła. Użyłem do tego, niestety, niewłaściwych słów. Poza tym nie przypuszczałem, że kiedykolwiek moje słowa staną się publiczne. Trudno w tej chwili dyskutować z wymową faktów, panie pośle, sąsiad, do którego się wówczas zwróciłem, również był skoncentrowany na realizacji celu, którym było zdyscyplinowanie klubowego kolegi". Po tych tłumaczeniach komisja etyki oczyściła parlamentarzystę z zarzutu. Czym różnią się obie wypowiedzi?

Ta wygłoszona spontanicznie ma bardzo niski współczynnik mglistości języka (FOG) - zaledwie 8,2. Oznacza to, że aby ją zrozumieć, wystarczy osiem lat edukacji. Analogiczny współczynnik tekstu wygłoszonego przed komisją etyki to aż 12,67. Statystycznie zrozumie go dopiero człowiek po 13. roku edukacji. A więc -- w polskich warunkach - student po maturze. Skąd to wiemy?

Językoznawcy z Uniwersytetu Wrocławskiego wraz z lingwistami komputerowymi z miejscowej politechniki opracowali unikatowe narzędzie do badania, jak skomplikowana jest dana wypowiedź i jak duży procent odbiorców jest ją w stanie zrozumieć. Bazowali na algorytmie, który w latach 50. ubiegłego stulecia opracował amerykański biznesmen Robert Gunning.

- To tak zwany indeks Gunninga, czyli współczynnik mglistości języka - tłumaczy dr Tomasz Piekot z Uniwersytetu Wrocławskiego. Wskazuje on liczbę lat edukacji, którą trzeba mieć za sobą, by zrozumieć dany tekst. I tak (w naszych warunkach) współczynnik 6 oznacza ukończoną podstawówkę, 9 - gimnazjum, a 12 - liceum. 17 to wypowiedź zrozumiała dla absolwentów studiów magisterskich, 22 - dla osób z doktoratem.

Prosto jak Kukiz

Dzięki uprzejmości wrocławskich językoznawców "Wprost" sprawdził, jak mówią polscy politycy. Przyjęliśmy, że ich wypowiedzi powinny być zrozumiałe dla każdego obywatela, który spełnił minimalny obowiązek szkolny. W polskich warunkach oznacza to ukończenie gimnazjum, czyli dziewięć lat edukacji. Analogiczne kryteria stosuje m.in. Unia Europejska przy publikacji tekstów o funduszach europejskich. Skoro oficjalne ogłoszenia mają być zrozumiałe dla obywateli, nie mogą być wygłoszone w sposób zbyt skomplikowany.

Dokładnie przeanalizowaliśmy setki tekstów najważniejszych polityków w Polsce. Wzięliśmy na warsztat prezydenta, panią premier, liderów ugrupowań parlamentarnych, a także kilku najbardziej znanych sejmowych mówców. W każdym przypadku analizowaliśmy jedynie teksty wygłoszone w ostatnich miesiącach. W przypadku każdej osoby badaliśmy po dziesięć wypowiedzi, a wynik uśrednialiśmy. Efekt?

Okazało się, że duża część polityków mówi w zbyt skomplikowany sposób. Żeby ich zrozumieć, trzeba mieć skończone studia wyższe, a i to nie zawsze wystarczy. Rekordzistą okazał się Zbigniew Ziobro, dla którego współczynnik mglistości wynosi 16,02. Ministrowi sprawiedliwości zdarzały się wypowiedzi, które wymagały ponad 20 lat edukacji. Czyli de facto doktoratu. Na usprawiedliwienie Ziobry trzeba jednak wziąć pod uwagę, że najczęściej mówi o sprawach prawniczych. A więc bardzo - z punktu widzenia mglistości języka - skomplikowanych.

Drugie miejsce w rankingu niezrozumiałych polityków zajęła posłanka Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz. To pewnie nie przypadek, że też prawniczka. Jej współczynnik FOG to 14,89. Zrozumie ją zatem dopiero student trzeciego roku.

Na podium znalazł się też znany z barokowych, wielokrotnie złożonych zdań Antoni Macierewicz (13,04). Szef MON prawnikiem nie jest i mówi dość elegancko, ale niejeden Polak zgubi się w jego kwiecistym stylu.

Niezbyt dobrym wynikiem może się pochwalić premier Beata Szydło. Współczynnik 12,53 oznacza, że do jej zrozumienia potrzebna jest matura. Oznacza to, że jej język jest niezrozumiały dla większości rodaków.

Znacznie lepiej radzi sobie lider PiS Jarosław Kaczyński. Wynik 10,82 jest całkiem przyzwoity, oznacza bowiem, że jego wypowiedzi są zrozumiałe już dla licealisty.

Olbrzymi postęp w upraszczaniu swojego języka osiągnęła była szefowa rządu Ewa Kopacz. Jeszcze do niedawna trudno było zrozumieć jej przesłanie, a niezręczności językowe w formie memów podbijały internet. Ostatnio jednak Kopacz zabłysnęła dwoma dobrymi retorycznie przemówieniami - na temat tzw. audytu rządów PO-PSL oraz Centrum Zdrowia Dziecka. Oba wystąpienia cechował prosty język i dosadne sformułowania. W sejmowych kuluarach mówi się, że przy ich przygotowaniu pomagał słynny spindoktor Michał Kamiński. Jeśli to prawda, to można mu pogratulować - była premier ma obecnie współczynnik FOG na poziomie 9,53. Zrozumie ją więc już początkujący licealista.

Zaledwie dwóch polityków w naszym rankingu mówi w sposób tak prosty, że są w stanie trafić już do gimnazjalistów. Są to Paweł Kukiz i Andrzej Liroy-Marzec. Ich współczynnik FOG jest niższy niż 9. Muzycy, od lat przyzwyczajeni do komunikowania się z młodzieżą, w skutecznej komunikacji pokonują stare sejmowe wygi. Może dlatego w ostatnich wyborach ugrupowanie Kukiza (z którego startował też Liroy)
uzyskało zaskakująco dobry wynik.

Dlaczego politycy mówią w sposób skomplikowany? Zdaniem dr. Marka Maziarza, językoznawcy komputerowego z Politechniki Wrocławskiej, członka grupy badawczej Logos i współtwórcy polskiego narzędzia do pomiaru poziomu mglistości języka, może to wynikać z kilku czynników.

- Wielu polityków to prawnicy, siłą rzeczy przyzwyczajeni to żargonu prawnego. Gdy mówią o przepisach, trudno im się od tego specjalistycznego języka uwolnić - wyjaśnia naukowiec. Zdarzają się jednak inne przyczyny. Polityk może na przykład nie chcieć, by go rozumiano. - Pół biedy, jeśli chce jedynie podkreślić to, że jest ekspertem i w ten sposób „zaimponować” wyborcy - mówi dr Maziarz. - Gorzej, gdy kryjąc się za skomplikowanym językiem, chce coś przed opinią publiczną ukryć - dodaje.

Zdarza się także, że urzędowe lub korporacyjne komunikaty są formułowane w sposób zawiły po to, by odbiorca ich nie zrozumiał. Przykład? Ogłoszenia o konkursach i przetargach publicznych. Dzięki zawiłej treści łatwo sprawić, by potencjalni kandydaci popełnili jakiś formalny błąd, który wyeliminuje ich z dalszej rywalizacji. W skomplikowany sposób banki informują też swoich klientów o zmianach warunków kredytu.

Język jak szyba

Choć opisywanie za pomocą algorytmu rzeczy tak nieuchwytnej, jak poziom zrozumiałości języka, wydaje się dziwne, metoda działa. Potwierdzają to liczne testy. Aby wyliczyć współczynnik mglistości, „stosunek liczby słów do liczby zdań dodaje się do pomnożonego przez sto stosunku liczby słów trudnych do wszystkich wyrazów, a następnie całość mnoży przez liczbę 0,4”. Trudno zrozumieć, prawda? Nic dziwnego. Definicja ta ma bowiem wyjątkowo wysoki współczynnik Gunninga.

Spróbujmy zatem nieco uprościć. Wypowiedź rozumiemy lepiej, gdy zdania są krótsze, a wyrazy mniej skomplikowane. Polszczyzna, rzecz jasna, różni się od angielskiego, więc szczegółowe parametry programu trzeba było zmienić. Przykład? O ile dla Brytyjczyków trudny w odbiorze jest wyraz zawierający trzy sylaby, o tyle u nas – dopiero czterosylabowiec. – Modyfikacje związane są ze specyfiką naszego języka, jak choćby skomplikowanej odmiany, której nie ma w angielskim – tłumaczy dr Maziarz.

Żeby to wszystko zbadać, na Uniwersytecie Wrocławskim kilka lat temu powstała pierwsza w Polsce Pracownia Prostej Polszczyzny. Nasz współczynnik FOG (zwany też współczynnikiem mglistości polszczyzny) opiera się na tym samym założeniu co angielski. – Wynik to jest właśnie wiek edukacyjny, czyli lata edukacji, które trzeba spędzić w systemie edukacyjnym, żeby tekst czytać z łatwością – wyjaśnia dr Tomasz Piekot, szef Pracowni Prostej Polszczyzny z Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Na podstawie skomplikowanych wzorów, a jest ich ponad sto, ocenia się właśnie mglistość języka – dodaje naukowiec. Skąd taka nazwa? – Metafora jest czytelna. Tekst jest jak szyba. Jeżeli jest zamglona, to po prostu nie widzimy świata znajdującego się za oknem – dodaje. Są ludzie, którzy mówią pięknie, konstruują skomplikowane wypowiedzi, rozbudowują składnię i używają wyszukanych słów, nawet niekiedy słucha się ich z przyjemnością. Ale, niestety, trudno zrozumieć. To też niedobrze.

– Szyba w oknie też nie może być zbyt ładna, bo wtedy zwracamy uwagę na jej misterną strukturę, a nie to, co jest za nią – dodaje dr Piekot. Jedno jest pewne: mówienie (i pisanie) w prosty sposób – popłaca. I to dosłownie – wszak wszystko zaczęło się od pieniędzy. W 1973 r. dotknięty kryzysem National City Bank zaczął badać, dlaczego klienci tak rzadko korzystają z kierowanych do nich bardzo korzystnych finansowo ofert. Okazało się, że przyczyna była banalnie prosta: adresaci nie rozumieli treści przesyłanej z banków korespondencji. Z przyczyn komercyjnych zaczęto więc pracować nad standardami „plain language”, czyli prostego języka – takiego, który byłby zrozumiały nie tylko dla elit, ale ogółu obywateli.

W stylu Obamy

Sprawę szybko podchwycili politycy – okazało się, że poziom trudności orędzi prezydentów USA był tak wysoki, że większość Amerykanów nie była w stanie ich zrozumieć. Wkrótce spece od marketingu politycznego zaczęli więc pracę na rzecz uproszczenia języka polityki. Efekt?

Jak policzył „The Guardian”, Barack Obama mówi tak, że jest go w stanie zrozumieć już uczeń ostatniej klasy gimnazjum. Dla porównania – do pełnego przyswojenia treści wystąpień George’a Washingtona trzeba było mieć doktorat.

W latach 60. i 70. wokół idei uproszczenia języka urzędowego powstał nawet ruch zwany "plain language". W 1978 r. prezydent Jimmy Carter podpisał ustawę, w myśl której każdy akt prawa federalnego musi być napisany „prostym językiem angielskim, zrozumiałym dla wszystkich, do których jest skierowany”. Wkrótce okazało się, że jest on sprzeczny z zagwarantowaną w konstytucji wolnością słowa, więc formalnie jego obowiązywanie uchylono. Niemniej w urzędach federalnych standardy "plain language" de facto obowiązują za oceanem do dziś. Specjalne instrukcje wydano też funkcjonariuszom państwowym w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Austrii, Szwecji i Niemczech.

W Polsce u polityków ciągle pokutuje przekonanie, że jeśli będą mówić w sposób bardziej skomplikowany, wypadną mądrzej. Warto jednak pamiętać, że niektóre fragmenty „bestsellera wszech czasów”, jakim jest Biblia, mają poziom mglistości języka niższy niż 9. Bo prosty język nie oznacza bynajmniej ubóstwa treści. Tym bardziej że mówić i pisać prosto wcale nie jest łatwo. Pierwsza wersja niniejszego artykułu miała współczynnik Gunninga na poziomie 13,5. Zawstydziło mnie to, więc zacząłem upraszczać tekst. W tej chwili jego poziom mglistości językowej wynosi 9,91. Całkiem nieźle, choć do biblijnej prostoty jeszcze mi trochę brakuje.

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (155)