"Wprost": Konflikt w gnieździe szerszeni
Solidarność islamistów to puste deklaracje. Al-Kaida i Państwo Islamskie zwalczają się wzajemnie, sięgając po najbardziej brutalne metody - pisze Kamil Nadolski w nowym numerze tygodnia "Wprost".
01.07.2016 | aktual.: 01.07.2016 16:30
Jedność to dla nas kwestia życia lub śmierci – przekonuje Ajman az-Zawahiri w portalu katarskiej telewizji Al-Dżazira. Przywódca Al-Kaidy apeluje do „braci w dżihadzie” o połączenie sił, bo tylko razem są w stanie wyzwolić Syrię z rąk „krzyżowców”. Apel nie obejmuje jednak członków Państwa Islamskiego, których az-Zawahiri nazywa „renegatami”.
Specjaliści zajmujący się terroryzmem nie mają wątpliwości, że zbliża się eskalacja konfliktu pomiędzy dwoma największymi sunnickimi organizacjami terrorystycznymi. Zwłaszcza że z informacji amerykańskich służb wynika, iż Al-Kaida przerzuca siły z Pakistanu do Syrii i tam zamierza stworzyć alternatywną kwaterę główną.
Konflikt pomiędzy ugrupowaniami toczy się od 2014 r., czyli od czasu powołania do życia Państwa Islamskiego. I choć obydwie organizacje walczą w Syrii przeciwko reżimowi Baszara Al-Asada, terroryści rywalizują między sobą o wpływy w świecie arabskim. W czerwcu ubiegłego roku w sieci pojawiło się nagranie, jak bojownicy IS ścinają 12 mężczyzn oskarżonych o przynależność do konkurujących z kalifatem Al-Kaidy i Dżaisz al-Islam. Na odpowiedź Al-Kaidy nie trzeba było długo czekać. Miesiąc później stracono 18 członków Państwa Islamskiego, których ubrano w charakterystyczne pomarańczowe kombinezony. Najdotkliwszy cios Daesz otrzymał jednak w listopadzie 2015 r. Samobójca wysłany przez syryjską komórkę Al-Kaidy - Front an-Nusra - wysadził się w czasie zebrania wysokich rangą przedstawicieli kalifatu. Zabił całe dowództwo południowo-zachodniej Syrii wraz z głównodowodzącym Muhammedem Abu Alim al-Baridim.
Rozbrat Islamistów
- Animozje są tak naprawdę wynikiem konfliktu personalnego na najwyższych szczeblach obu organizacji – mówi dr Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Państwo Islamskie wywodzi się z Al-Kaidy, a w zasadzie od zbuntowanych członków, którzy wypowiedzieli jej posłuszeństwo.
Drogi obu ugrupowań zaczęły się rozchodzić w roku 2013. Przyczyną konfliktu były sposoby walki, jakich imali się terroryści w Syrii. Niespodziewanie 29 czerwca 2014 r. na wydzielonej części Syrii i Iraku Abu Bakr al-Baghdadi bez konsultacji z Al-Kaidą proklamował powstanie Państwa Islamskiego, ogłaszając się kalifem. Od tamtej pory ugrupowania konsekwentnie się zwalczają.
Ale to Państwo Islamskie odnosi większe sukcesy. – 75 proc. zagranicznych bojowników, którzy przyjechali do Syrii walczyć po stronie ekstremistów, przyłączyło się do ISIS – przyznaje Petra Ramsauer, austriacka korespondentka wojenna i autorka książki „Pokolenie dżihadu”. – Państwo Islamskie jest dla młodych ludzi atrakcyjniejsze, bo ma charakter ponadnarodowy. Poza tym bezwzględność i bezkompromisowość są w zrelatywizowanym świecie atrakcyjniejsze dla młodych radykałów - tłumaczy w rozmowie z „Wprost”.
Odmienne podejście do dżihadu ma swoje korzenie także w różnicy pokoleniowej liderów. Przywódca Al-Kaidy jest starszy od al-Baghdadiego o 20 lat. Bojownicy ISIS nie oszczędzają nikogo. W równym stopniu i równie brutalnie mordują „krzyżowców” (przedstawicieli szeroko rozumianego Zachodu), heretyków (szyitów, alawitów i Kurdów) oraz niewiernych (jazydów, druzów i Żydów). Al-Kaida jest bardziej zachowawcza. Dla niej każdy muzułmanin jest wart szacunku i skupia się ona na atakowaniu przedstawicieli kultury Zachodu.
Al-Kaida zaczyna zdawać sobie sprawę, że przespała powołanie kalifatu do życia. Dlaczego to ważne? Kalifat stanowi najwyższą formę teokratycznego państwa islamskiego, któremu wszyscy muzułmanie winni są posłuszeństwo. Al-Kaida także dążyła do jego utworzenia, jednak najpierw chciała obalić rządy krajów arabskich, które nie popierały szariatu, i wyprzeć z terenów muzułmańskich przedstawicieli innych religii.
Walka o rząd dusz
Al-Baghdadi nie bawił się w niuanse i postanowił najpierw ustanowić kalifat, a dopiero pod jego sztandarem dokonywać podbojów. Okazało się to propagandowym sukcesem. W dwa lata kalifat osiągnął więcej niż Al-Kaida przez 25 lat. I nieważne, że muzułmański świat go nie uznaje, liczy się gest.
Nieoficjalnie mówi się, że Al-Kaida chce w niedługim czasie powołać swój własny kalifat. W kwietniu Al-Kaida Półwyspu Arabskiego (AQAP), wykorzystując chaos panujący w Jemenie, zajęła kilkanaście miejscowości na wschodzie kraju i powołała tam własne struktury. Brutalne rządy AQAP niewiele różnią się od stylu rządów ich rywali z Państwa Islamskiego. Eksperci nie mają wątpliwości, że Al-Kaida jeszcze da o sobie znać. Niepokojąco na tym tle brzmi ostrzeżenie amerykańskich służb z początku czerwca, że bojownicy az-Zawahiriego szykują w Pakistanie „coś dużego”.
Warto zauważyć, że o ile dowództwo Al-Kaidy i Państwa Islamskiego nie potrafi się z sobą dogadać, to współpraca jest praktykowana na poziomie szeregowych żołnierzy. – Na terenie krajów arabskich oba ugrupowania zwalczają się, konkurując o wpływy i pieniądze. Jeśli jednak mowa o planowaniu zamachów w Europie, to potrafią z sobą współpracować – przyznaje Krzysztof Liedel. Za przykład może posłużyć zamach na paryską redakcję tygodnika „Charlie Hebdo” w styczniu 2015 r., który przeprowadzili dwaj członkowie Al-Kaidy (dokładnie jemeńskiej AQAP) i jeden bojownik Państwa Islamskiego.
Szeregowi terroryści nierzadko przechodzą z jednej organizacji do drugiej. Dlatego wielu ekspertów ostrzega, że wystarczy śmierć az-Zawahiriego lub al-Baghdadiego, by współpraca była możliwa. Jeśli kiedyś doszłoby do sojuszu obu organizacji, to Zachód będzie miał naprawdę duży problem.