"Wprost": Czy kibol stał się więźniem politycznym?
Wszystko wskazuje na to, że policja i sądy fabrykowały zeznania, żeby oskarżać osoby niewygodne dla Tuska. Teraz pytanie, jak dziś pogodzić troskę polityków PO o praworządność z ich brutalnym łamaniem prawa jeszcze kilka lat temu - pisze Cezary Bielakowski w nowym numerze tygodnika "Wprost".
W maju 2011 r. wojna rządu Donalda Tuska z kibicami Legii Warszawa sięgnęła apogeum. Pod stadionem na Łazienkowskiej, zamkniętym na polecenie premiera, zgromadziły się tysiące osób w barwach klubu. Nie mieli wątpliwości – to była „kara” za antyrządowe transparenty wywieszone podczas meczu z Lechem Poznań. Manifestacją kibiców dyrygował Piotr Staruchowicz „Staruch”. Podobnie jak dopingiem na trybunie „Żylety” podczas meczów. Z podwyższenia instruował przez megafon: „Jest grubo, naszym przeciwnikiem jest miłościwie panujący nam pan Donald. Ale słuchajcie, kto ma dać radę, jak nie my, bez kitu. Dzisiaj będziemy śpiewać tak, »Donald, matole, twój rząd obalą kibole!«” Kibice odpowiedzieli zaśpiewką. A Staruch mówił dalej: „Trzeba uderzać w samo centrum, właśnie w niego”.
Jak polityczna zemsta
Rok później już siedział pod zarzutem handlu narkotykami, sześć miesięcy później dołożono mu zarzut ukrywania w mieszkaniu dwóch dowodów osobistych. Poszedł też siedzieć Wojciech B. „Kelner” – bliski kolega Starucha, legenda wśród kibiców „Żylety”. To on wpadł na pomysł, żeby ruszyć w Polskę „Tóskobusem”. Został zatrzymany pod zarzutem organizowania zamieszek przed meczem z Rosją podczas Euro 2012.
Policja zapuszkowała w tym czasie także pseudokibiców i po prostu przestępców działających w tym środowisku. Była to szeroka, prewencyjna akcja policji przed mistrzostwami piłkarskimi. Miała między innymi wyeliminować potencjalnych liderów środowisk kibicowskich, jawnie występujących przeciw rządowi. A całość operacji miała zabezpieczyć bezpieczeństwo rozgrywek.
Akcja wpisywała się w prowadzoną od lat przez ekipę Platformy Obywatelskiej pseudowalkę ze stadionowym chuligaństwem. Jak wyglądała naprawdę, pokazuje obława policji z 2008 r. przed stadionem Polonii Warszawa. Jak się okazało, operacja została zaplanowana w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, kierowanym w tamtym okresie przez Grzegorza Schetynę. Wtedy policja zatrzymała 752 kibiców Legii. Platforma mogła poinformować, że zdecydowanie rozprawiła się z chuligaństwem na ulicach. Choć w tym przypadku nie było ku temu żadnych powodów. Wyroki, jakie otrzymali zatrzymani przed stadionem Polonii, nie utrzymują się w sądach, ponad 100 osób zostało już uniewinnionych. Reszta czeka.
A Staruch? Jego proces trwa już cztery lata. Zarzuty prokuratorskie oparte są jedynie na zeznaniach świadka koronnego Marka H. ps. „Hanior”, kryminalisty, który handlował narkotykami. Zeznał, że Staruch miał kupić od niego kilogram amfetaminy za 7 tys. zł. Obrońcy Staruchowicza konsekwentnie podnoszą, że zeznania te nie są wiarygodne. Twierdzą bez ogródek, że Staruch jest ofiarą spisku, a instytucję świadka koronnego i jego zeznania wykorzystywano do obciążania ludzi, którzy byli niewygodni dla władzy.
– Spodziewałem się, że istnieją choćby poszlaki, które mogłyby utrudnić obronę mojego klienta. Nie ma nic, nie ma żadnego materiału dowodowego, który popierałby jakiekolwiek tezy tego oskarżenia, poza zupełnie niespójnymi i nielogicznymi zeznaniami świadka koronnego – mówi mecenas Krzysztof Wąsowski.
Koronnym argumentem obrony jest wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z czerwca 2014 r., który uchylił wyrok sądu rejonowego w sprawie Michała Chamerskiego. Został oskarżony o handel narkotykami na podstawie zeznań świadka koronnego, który obciąża Starucha oraz zeznań innego przestępcy. Sąd uznał, że ich obszerne zeznania nie tylko są niespójne wewnętrznie, ale „niejednokrotnie wręcz przeczą sobie wzajemnie”. Sąd rejonowy nie skonfrontował świadków. Zamiast tego świadkowi koronnemu zadawano wielokrotnie te same pytania, aż wycofał się z twierdzeń, które były sprzeczne z zeznaniami drugiego świadka. „Taki sposób postępowania w żaden sposób nie spełnia wymogów rzetelnego i bezstronnego procesu” – uznali sędziowie okręgówki.
Pusty widelec
Czy takie wymogi spełniał proces Starucha? Jego obrońcy są pewni, że nie. W postępowaniu przed sądem punktowali niejasności w zeznaniach świadka koronnego. Hanior mówił obficie i bardzo szczegółowo. Na ok. 3 tys. stron dokumentów z przesłuchań, w których obciąża grubo ponad 200 osób, o Staruchu jest w zasadzie kilka zdań. I też niespójnych. W listopadzie 2011 r. za pierwszym razem Hanior mówił, że spotkał się ze Staruchem na tyłach stacji benzynowej przy Wale Miedzeszyńskim na Gocławiu. Mieli umówić się, że narkotyki za godzinę przywiezie Rafał S. ps. „Hrabia”. Według Haniora jego kamrat zgodnie z planem dostarczył amfetaminę. Dwa lata później Hanior opowiada zupełnie inny przebieg transakcji. Że na tyłach stacji paliw najpierw została dostarczona Staruchowi próbka narkotyków. I dopiero później, po kilkudziesięciu minutach, Hrabia sprzedał mu całość. Dla obrony ważne jest to, że świadek koronny nie uczestniczył w transakcji. O tym, czy mówi prawdę, przesądziłoby zeznanie Hrabiego. Ale ten zniknął i do dziś
nie stanął przed sądem.
Wątpliwości jest znacznie więcej. Nie wiadomo dokładnie, w którym dniu miało dojść do transakcji. Świadek wskazał kilka dni w maju. Ale wiedział ponad wszelką wątpliwość, że było ciepło i świeciło słońce, i mknął autem Wałem Miedzeszyńskim. Problem w tym, że we wskazanym okresie było chłodno, padało, i to mocno. Wisła przekroczyła dopuszczalny stan alarmowy i Wał Miedzeszyński został zamknięty dla samochodów. Obrona dołączyła do akt sprawy nawet zdjęcia powodzi wykonane wtedy nad Warszawą przez błękitny śmigłowiec TVN.
Dziwnie wygląda też zarzut dotyczący dowodów osobistych. Gdy policja weszła do mieszkania Staruchowicza na przeszukanie, nie znalazła w nim narkotyków. Czy w ogóle były szukane? Obrona mówi: nie. Policja nie wzięła na przeszukanie psa wyszkolonego do odnajdywania śladów narkotyków. Zabezpieczyli za to dwa dowody osobiste kibiców, które leżały na wierzchu. Zeznali później, że je zgubili podczas meczów i nie mieli z tego powodu żadnych kłopotów. Mimo to Staruchowicz dostał zarzuty. Prokurator, który prowadził tę sprawę, nie wystąpił o monitoring stacji paliw, gdzie miało dojść do transakcji narkotykowej. To fakt, że nie było tam kamer, ale okolica wokół stacji była monitorowana. Podobnie nie wystąpił o billingi. Wystarczyła mu deklaracja świadka koronnego, że często zmieniał telefony. – Były podejmowane różne próby podważenia wiarygodności świadka koronnego, jednak uważam, że nie zostały przedstawione żadne dowody, które mogły podważyć wartość dowodową zeznań – mówił podczas procesu prokurator apelacyjny Piotr
Woźniak. I dodał, że była podjęta próba nacisku na sąd poprzez przedstawienie oskarżonego jako ofiary zemsty państwa i władzy.
Obok fikcyjnych powodów zatrzymania są też te półoficjalne o przetrzymaniu w areszcie osób, które mogą wszcząć burdy na Euro 2012, i te , które najbardziej obciążają administrację Tuska. Po prostu chęć uciszenia wszelkich głosów krytyki, nawet tych najbardziej prymitywnych.