PolskaWpadki rzeczników prasowych to specjalność nie tylko PiS. Zdaniem ekspertów winne są partie. "Funkcje nie są powierzane profesjonalistom"

Wpadki rzeczników prasowych to specjalność nie tylko PiS. Zdaniem ekspertów winne są partie. "Funkcje nie są powierzane profesjonalistom"

• Wpadki rzeczników prasowych PiS oraz ministerstwa sportu zaszkodzą partii
• Lazar: w Polsce rzecznicy często są szkodnikami swoich partii
• Zdaniem ekspertów polskie partie mianują na rzeczników niekompetentne osoby
• Gałązka: funkcję dostaje ten, kto umie wkupić się w łaski, brakuje profesjonalistów

Wpadki rzeczników prasowych to specjalność nie tylko PiS. Zdaniem ekspertów winne są partie. "Funkcje nie są powierzane profesjonalistom"
Źródło zdjęć: © WP
Michał Fabisiak

05.02.2016 | aktual.: 05.02.2016 16:11

Kończący się tydzień jest pasmem wizerunkowych wpadek Prawa i Sprawiedliwości. Wszystkiemu winne są dwie osoby. Zaczęło się w poniedziałek na jednym z portali społecznościowych, gdzie Bartosz Zbroja, rzecznik prasowy Ministerstwa Sportu i Turystyki, opublikował sondę, w której w wulgarny sposób zakpił z nagród przyznanych Jarosławowi Kaczyńskiemu. Mowa o tytułach Człowieka Roku, jakie prezes otrzymał od tygodników "Wprost", "W Sieci" i "Gazeta Polska". Internauci jeszcze nie przestali żartować z tej wpadki, a już narodziła się nowa okazja do drwin.

Kompromitujący wpis Zbroi został przykryty wypowiedzią rzeczniczki klubu parlamentarnego PiS Beaty Mazurek. Zapytana przez dziennikarkę Polskiego Radia24, co jej zdaniem powinna zrobić samotna matka, która nie otrzyma 500 zł na dziecko, bo nie mieści się we wskazanym progu finansowym, powiedziała: "zachęcałabym ją do tego, by próbowała ustabilizować swoją sytuację rodzinną tak, by się na to świadczenie załapać". I choć Bartosz Zbroja podał się do dymisji i został odwołany z funkcji rzecznika prasowego, a Beata Mazurek przeprosiła za swoją wypowiedź, to niesmak pozostał.

W ocenie Zbigniewa Lazara, eksperta ds. komunikacji i PR, rzecznicy popełnili błędy, na które na tych stanowiskach nie ma miejsca. - Zadaniem rzecznika prasowego jest zapobiegać kryzysom oraz ich unikać. Tymczasem te osoby same ściągnęły kłopoty na organizację, którą reprezentują - tłumaczy rozmówca Wirtualnej Polski. I przypomina, że podobne błędy nie są domeną jedynie ludzi PiS i zdarzają się we wszystkich ugrupowaniach politycznych. - Można powiedzieć, że w Polsce rzecznicy bardzo często są szkodnikami swoich partii - wyjaśnia ekspert ds. komunikacji i PR.

Przykłady? Iwona Sulik, rzeczniczka prasowa rządu Ewy Kopacz, prowadziła szkolenia dla polityków opozycji. Ujawnienie tej informacji przez dziennikarzy mocno nadszarpnęło wizerunek gabinetu koalicji PO-PSL. Warto dodać, że rzeczniczka ta była również pomysłodawczynią sesji zdjęciowej w "Vivie!", po której premier oskarżona została o reklamowanie luksusowych produktów.

Jeszcze większe kłopoty na swoją partię i Radę Ministrów ściągał inny rzecznik rządu koalicji PO-PSL. Chodzi o Pawła Grasia, którego "osiągnięcia" idealnie opisuje przydomek nadany mu przez dziennikarzy - "niedorzecznik". Polityk PO wywołał kryzys już na początku swojej działalności. Do oświadczenia majątkowego nie wpisał, że zasiada we władzach prywatnej spółki, czego urzędnik wysokiego szczebla robić nie może. Obejmując funkcję rzecznika, twierdził, że zrezygnował ze stanowiska w firmie. Dziennikarze szybko ujawnili, że jest to nieprawda, o czym świadczył fakt, że podpisywał dokumenty spółki.

Do tego jako rzecznik, polityk PO notorycznie nie odbierał telefonów od ludzi mediów, a podawane przez niego informacje były powierzchowne i niechlujne oraz wywoływały lawinę nieprzychylnych dla rządu Donalda Tuska komentarzy. Najlepszy przykład to atak hakerów na strony rządowe w związku ze sprawą ACTA. Graś wyjaśniał to zdarzenie zwiększonym zainteresowaniem społeczeństwa działalnością władzy, czym siebie i wspomnianą władzę skompromitował. Skutkiem jego działalności było to, że zamiast chronić premiera, sam musiał być brany przez niego w obronę.

Winni nie są ludzie, tylko partie

W ocenie ekspertów winne postawy rzeczników są partie. - Funkcje te nie są powierzane profesjonalistom od komunikacji tylko zwykłym działaczom, którzy otrzymują te stanowiska w nagrodę za wcześniejszą działalność - tłumaczy Lazar. Jego zdaniem osoby te nie są przez partie przygotowywane do pełnienia powierzonej im roli. - W żadnej korporacji nie jest tak, że osoba, która jest dobrym pracownikiem, nagle zostaje rzecznikiem tylko dlatego, że ma tzw. "gadane" - wyjaśnia rozmówca WP. I dodaje, że funkcję tę powinny obejmować osoby, które posiadają doświadczenie w kontaktach z mediami oraz przeszły szkolenie w tym zakresie.

- Brak przygotowania zawodowego do pełnienia tej funkcji sprawia, że osoby te nie wiedzą, iż z chwilą objęcia stanowiska, przestają być osobami prywatnymi - mówi Lazar. I przypomina, że będąc rzecznikiem prasowym przemawiają w imieniu szefa, partii czy ministerstwa, a nie swoim. Z kolei Wiesław Gałązka, ekspert ds. wizerunku, zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. - Nasi rzecznicy czują się politykami, próbują się lansować i często wyrażają własne opinie, co jest błędem - wyjaśnia ekspert z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

- Rzecznik nie powinien mówić o tym, co myśli na temat danej sprawy, tylko tłumaczyć, jakie jest stanowisko urzędu czy firmy. Ponadto ma on być buforem, który chroni swojego szefa w sytuacjach kryzysowych - mówi Gałązka. Zwraca również uwagę na złe przygotowanie osób sprawujących te funkcję. - Często nie znają oni dobrze języka polskiego czy faktów historycznych. Wyraźnie widać, że stanowisko obejmują przypadkowe osoby bez doświadczenia - tłumaczy rozmówca Wirtualnej Polski.

Krytyka nie dotyczy oczywiście wszystkich rzeczników. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, bardzo dobrze ze swojej roli wywiązywała się Elżbieta Witek. W przeszłości pełniła ona funkcję rzecznika prasowego PiS, a potem rządu Beaty Szydło. Podobną opinię wyraża wielu dziennikarzy i polityków Prawa i Sprawiedliwości. Pozytywne oceny zbiera również Marek Magierowski, rzecznik prasowy prezydenta Andrzeja Dudy. Dlaczego w takim razie co jakiś czas partie powierzają to stanowisko osobom, które zamiast chronić i zapobiegać kryzysom, wywołują je?

- Wydaje mi się, że wynika to z pewnej dworskości. Funkcję często dostaje ten, kto umie wkupić się w łaski osoby wyższej od niego rangą - mówi Gałązka. I podobnie jak Zbigniew Lazar uważa, że wśród ludzi sprawujących te stanowiska jest zbyt mało profesjonalistów. - Partie powinny szukać sympatyków czy ludzi utożsamiających się z jej programem wśród specjalistów. Nie należy ograniczać się tylko do partyjnych działaczy - tłumaczy ekspert Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (148)