WP z Budapesztu: Miażdżące zwycięstwo Orbána. Wyborcy opozycji rozważają wyprowadzkę z Węgier
Kiedy Viktor Orbán tryumfował przed nowoczesnym stalowym budynkiem w kształcie wieloryba nad brzegiem Dunaju, jego kontrkandydat Péter Márki-Zay ze smutkiem patrzył na swoich zwolenników, oczekujących na płycie lodowiska pomiędzy placem Bohaterów a zamkiem Vajdahunyad.
04.04.2022 05:58
Korespondencja wysłannika Wirtualnej Polski do Budapesztu Patryka Michalskiego.
Sztaby wyborcze oddalone od siebie o nieco ponad sześć kilometrów i setki tysięcy głosów, okopały się w swoich dotychczasowych pozycjach. Orbán nawet w zwycięskim przemówieniu zaatakował prezydenta Ukrainy, a Márki-Zay zasugerował, że pokonanie Fideszu "w tak zwanych demokratycznych wyborach" nie jest możliwe.
Trzymając się symboliki związanej z wieczorem wyborczym, można powiedzieć, że niezatapialny wieloryb płynie dalej. Czwarta z rzędu kadencja Fideszu z większością konstytucyjną to – jak mówił Orbán - "sukces, który widać chyba nawet z księżyca". Wielu niezależnych dziennikarze i ekspertów jeszcze w sobotę przekonywało, że Fidesz, mimo zwycięstwa, nie utrzyma większości 2/3 w parlamencie.
Utrzymał i ją umocnił, a to oznacza, że opozycyjna koalicja sześciu partii, nie została nawet na lodzie. Rozgoryczeni wyborcy – na płycie lodowiska – wysłuchali gorzkiego przemówienia, w którym Péter Márki-Zay przyznał się do porażki, jednocześnie przekonując, że wygrana z propagandową machiną zbudowaną przez Fidesz, okazała się niemożliwa.
Wody, na które wypływa Fidesz znacząco się jednak zmieniają. Węgry to jedyny kraj Unii Europejskiej, który tak otwarcie obrał proputinowski kurs, jednocześnie dystansując się od władz w Kijowie. Nawet w chwili tryumfu Orbán nie podarował sobie przytyku wobec prezydenta Ukrainy. Stwierdził, że jego partia wygrała mimo licznych przeciwności. Wśród nich wskazał lewicę w kraju i na świecie, brukselskich biurokratów, zagraniczne media oraz Wołodymyra Zełenskiego.
W ostatnich dniach kampanii prorządowe media przekonywały, że węgierska opozycja pod rękę z Kijowem chce obalić rząd Fideszu. Przekaz płynął szerokim strumieniem, bo aż 80 proc. wszystkich mediów jest kontrolowanych przez rząd lub ludzi mu sprzyjających.
Wyborcy Fideszu nie tylko znają go na pamięć, ale wierzą w niego. Powtarzają go niemal całymi frazami wyjętymi z upartyjnionych mediów. – Jestem pewna, że Orbán wygra. Wszyscy na niego głosują. Ta cała opozycja to jest zlepek faszystów i komunistów, szaleni ludzie. Oni chcą wysłać broń Ukrainie i wciągnąć nas w wojnę – przekonywała mnie 71-letnia emerytowana nauczycielka na godzinę przed zamknięciem lokali wyborczych.
- Orbán to jest mąż stanu i wielki dyplomata. Tylko dlatego jest w stanie dogadywać się z Putinem. To prawda, może jesteśmy samolubni, ale nie możemy pozwolić na wysyłanie broni do Ukrainy, ani jej transport przez nasz kraj. Opozycja chce nas zaangażować w wojnę, na której nic nie zyskamy. Mój mąż ma ponad 80 lat i ma straszną astmę. Wiesz, że gdyby wygrała opozycja, to ceny skoczą w górę i nie będzie mnie stać na ogrzewanie mieszkania. Mąż umarłby bardzo szybko, w zimnym mieszkaniu – dodaje kobieta poruszająca się o kuli. Niemal wszystkie jej zdania to partyjny przekaz Fideszu powtarzany na okrągło przez polityków za pośrednictwem przejętych mediów.
"Płacz, spazmy i pytania o przyszłość"
Dwudziestokilkuletnia dziewczyna owinięta w węgierską flagę przyszła na wieczór wyborczy z nadzieją, że zmieni się rząd. Gorzki smak porażki w pełni dotarł do niej dopiero w czasie przemówienia Pétera Márki-Zaya.
Najpierw słuchała go ze łzami w oczach, chwilę później zaczęła się głośno zanosić. Po kilku minutach trudno jej było złapać oddech, kiedy dziennikarze pytali o jej stan i widoczne rozczarowanie. Wypowiadała pojedyncze zdania. – Mam naprawdę dosyć. W tym kraju taki człowiek, taki skorumpowany człowiek. To totalnie nie ma sensu – stwierdziła, po czym znowu zaczęła głośno płakać.
Zmęczenie i frustrację było widać na wielu innych twarzach. Zimny wieczór nie sprzyjał oczekiwaniu na wyniki na zewnątrz, dlatego plac przed sceną, z której przemawiać miał opozycyjny kandydat na premiera, przez większość czasu świecił pustkami. Porozrzucane, zdeptane kampanijne plakaty, nie były dobrym prognostykiem. Z każdą minutą wydawało się, że już absolutnie nikt nie wierzy w sukces.
Péter Márki-Zay w towarzystwie swoich współpracowników oglądał wystąpienie premiera. Przez kilkanaście minut odwlekał moment wyjścia na przygotowaną dla niego mównicę. Wiedział, że idzie na nią jako wielki przegrany. Moment spoglądania na niezbyt liczną grupę oczekujących wyborców, udało się uchwycić a poniższym zdjęciu.
W końcu pojawił się na mównicy. W towarzystwie rodziny, ale bez wsparcia liderów opozycyjnych partii, które reprezentował. Mówił niemal 20 minut, podkreślając, że zrobił wszystko, by móc zwyciężyć, ale starcie z propagandową machiną uniemożliwia przeprowadzenie głosowania, w którym wszyscy mają równe szanse. Później w rozmowie z dziennikarzami dodał, że wygrana z Fideszem na jego boisku i jego zasadach, była niemożliwa. Mówił to m.in. w kontekście przejętych mediów, co określił mianem propagandowej machiny piorącej mózgi od dwunastu lat.
Kiedy pytam jedną z aktywistek opozycyjnej kampanii o przyszłość Węgier po miażdżącej wygranej Orbána, przyznaje, że trudno jej sobie wyobrazić, co się będzie działo. – Myślę, że zostaniemy odizolowani, jestem przekonana, że relacje z Unią Europejską jeszcze się pogorszą. Mam jednak nadzieję, że rządowa propaganda nieco po kampanii zelżeje – mówi Tima.
Dziewczyna podkreśla, że nie może uwierzyć, że rząd jej kraju postawiło na antyukraińską retorykę. – Szczególnie biorąc pod uwagę naszą historię, nie mogę w to uwierzyć. Powinniśmy trzymać się od Rosji z daleka.
Tima zapowiada, że w związku z reelekcją Orbána będzie chciała wyprowadzić się z kraju do Danii. – Mieszkałam już tam i wiem, że chcę wrócić. Nie wiem jeszcze dokładnie kiedy. Nie jestem jedyna, mnóstwo moich znajomych poważnie rozważa wyjazd z kraju w związku z tym, że Fidesz zostaje u władzy. Myślę, że tysiące młodych ludzi zastanawia się właśnie nad wyjazdem – dodaje dziewczyna.
Chęć wyjazdu wcale nie musi być spontaniczną reakcją na rozczarowujący wynik. Instytut Republikon jeszcze przed wyborami w marcu przygotował opracowanie "Czy wyjedziemy, jeśli Orbán zostanie?". Według niego aż 32 proc. wyborców stwierdziło, że premier w ciągu 12 lat tak bardzo zniszczył demokrację, że nie warto tu mieszkać. 27 proc. wprost przyznało, że w razie kolejnej wygranej Orbána, nie ma sensu dłużej mieszkać na Węgrzech. Najbliższe tygodnie pozwolą zweryfikować, czy zapowiedzi zamienią się w czyny.
Po przeliczeniu 98,36 proc. głosów, Fidesz może liczyć na większość konstytucyjną. Ma 135 mandatów w 199-osobowym parlamencie. Do policzenia zostały głosy korespondencyjne, co zajmie nawet kilka dni - prognozuje dr Dominik Héjj z Instytutu Europy Środkowej i z Polityki Insight. Zjednoczona opozycja może liczyć na 56 mandatów, a nacjonaliści na 7.
Z Budapesztu Patryk Michalski