ŚwiatWolna Armia Syryjska, czyli Dawid kontra Goliat

Wolna Armia Syryjska, czyli Dawid kontra Goliat

Tocząca nierówną walkę z reżimem Baszara al-Asada Wolna Armia Syryjska wciąż rośnie w siłę i staje się coraz groźniejszym przeciwnikiem. Głównym orężem jej żołnierzy jest odwaga i determinacja, gdyż w przeciwieństwie do broni i amunicji, tego im nie brakuje. Jak wygląda powstańcze wojsko i czy bez pomocy z zewnątrz ma szansę obalić krwawą dyktaturę?

Wolna Armia Syryjska, czyli Dawid kontra Goliat
Źródło zdjęć: © AFP | Ricardo Garcia Vilanova

10.04.2012 | aktual.: 15.04.2014 19:55

Początkiem powstańczej formacji zbrojnej były dezercje żołnierzy, którzy nie chcieli strzelać do bezbronnych demonstrantów - ucieczki z armii nasiliły się, gdy wielu poborowych stracono za odmowę wykonania rozkazów. Widząc rozwój sytuacji, grupa zbuntowanych oficerów z pułkownikiem Riadem al-Asadem na czele ogłosiła pod koniec lipca ubiegłego roku utworzenie z dezerterów Wolnej Armii Syryjskiej (WAS), której zadaniem miała być ochrona protestujących i obalenie reżimu Baszara al-Asada.

Według dokumentu przygotowanego ostatnio przez Waszyngtoński Instytut Polityki Bliskowschodniej, powstańcy skupieni w WAS mimo kilku dotkliwych porażek doznanych w ostatnich tygodniach w takich miastach jak Hims, Dera czy Idlib, nie zostali pokonani przez siły Asada i są coraz groźniejszym przeciwnikiem dla reżimu. Wprawdzie zostali zmuszeni do wycofania się zajmowanych miast, ale nie zostali rozbrojeni ani rozbici, a ich morale wciąż pozostaje wysokie.

Powstańcy rosną w siłę

WAS liczy już nawet 50 tys. ludzi i staje się poważną siłą, która osiąga strategiczne cele. Powstańcze ugrupowania zbrojne zmieniły charakter konfliktu w Syrii i - jak przekonuje amerykański instytut - z odpowiednim wsparciem mogą stać się niezwykle ważną częścią politycznej, ekonomicznej i militarnej strategii pokonania reżimu.

Rebelianckie oddziały zacieśniły współpracę i koordynację swoich działań, a także ustanowiły rady wojskowe w takich miastach jak Aleppo, Dera i Damaszek. Początkowo Wolna Armia Syryjska nie była jednolitym tworem, lecz formacją niespójną i podzieloną. W marcu udało się jednak zjednoczyć wszystkie jednostki pod dowództwem Wysokiej Rady Wojskowej w Turcji. Podlega jej większość brygad, batalionów i kompanii, choć niektóre używają tylko szyldu powstańczej armii. Ich liczebność cały czas rośnie, zasilana nowymi uciekinierami z armii rządowej oraz ochotnikami spośród cywilów.

W okresie luty-marzec doliczono się kilkudziesięciu większych i mniejszych związków taktycznych stawiających opór wojskom Asada. Co ważne, powstańcze formacje zbrojne cały czas cieszą się niezłomnym poparciem sunnickiej większości - nawet w rejonach, gdzie ich działania przyczyniły się do krwawej reakcji reżimu i ofiar po stronie cywilów.

Wojna podjazdowa

Mimo braków w uzbrojeniu, środkach komunikacji i transportu, WAS w ostatnich miesiącach znacznie zwiększyła swoją efektywność. Powstańcy wciąż uczą się, jak walczyć z siłami reżimu, stosując taktykę partyzancką. Nie mając szans z regularnym wojskiem, potrafią unikać otwartej walki, jednocześnie wciąż zadając straty przeciwnikowi. Gdy są zmuszeni wycofać się z jednego obszaru, przenoszą się w inne miejsce i znów wracają, gdy żołnierze reżimu ruszą dalej - czytamy w raporcie.

Rebelianci atakują zwłaszcza linie komunikacyjne i wojskowe konwoje, coraz częściej przy użyciu improwizowanych ładunków wybuchowych (IED). Wykorzystują też sprawdzone ręczne granatniki przeciwpancerne (RPG), ale raporty donoszą również o użyciu w rejonie Idlib, Hamy i Dary nowocześniejszych wyrzutni kierowanych pocisków przeciwpancernych. Niemniej jednym z największych problemów, z którymi boryka się WAS, jest ciągły niedostatek amunicji. Jak pisze magazyn "Foreign Policy", rebelianci kupują uzbrojenie na czarnym rynku - głównie w Turcji, ale też w Iraku, Libanie i Jordanii oraz od skorumpowanych żołnierzy wojsk reżimu. Problemem nie są pieniądze, lecz zapewnienie regularnych dostaw, co ze względu na czarnorynkowe realia, jest niemal niewykonalne.

Z tego powodu niejednokrotnie dochodziło do sytuacji, że powstańcy musieli wycofywać się z rejonu walk nie z powodu militarnej przegranej, ale braku amunicji. Lecz Zachód wciąż stoi na stanowisku, że dostarczenie broni WAS spowoduje eskalację konfliktu i poprzestaje jedynie na zapewnieniu niemilitarnej pomocy rebeliantom.

Słaby punkt rebeliantów

Słabym punktem rebelianckiej armii jest dowodzenie i kontrola nad walczącymi oddziałami, choć w ostatnim czasie poczyniono w tym względzie duży postęp. Nadal jednak znajdujące się w Turcji dowództwo ze stojącym na jego czele pułkownikiem Riadem al-Asadem, raczej pełni rolę koordynatora niż wydającego rozkazy, a jednostki WAS nie są ze sobą w pełni zintegrowane. W rezultacie niejednokrotnie prowadzą one samotną walkę, bez kooperacji z innymi oddziałami.

Waszyngtoński instytut podkreśla, że rebelianckie formacje to przeważnie siły lokalne, związane z jednym miastem lub regionem. Z tego względu na razie nie wykazywały większej mobilności w skali całego kraju, co z pewnością znacznie ogranicza ich efektywność. Z drugiej strony, mimo operowania na poziomie lokalnym, wciąż udaje im się skutecznie unikać rozbicia przez wojska rządowe.

Wbrew temu, co próbuje wmówić Zachodowi reżim Asadów, syryjscy rebelianci nie są zdominowani przez islamskich fundamentalistów. Prawdopodobnie tylko jeden partyzancki oddział walczący w prowincji Idlib dowodzony jest przez salafitę, ale raczej jest to wyjątek potwierdzający regułę. Społeczność sunnicka w Syrii jest bardzo zróżnicowana i na konserwatywnej północy nie brakuje bojowników wyglądem przypominających afgańskich mudżahedinów, ale to nie oznacza, że WAS reprezentuje radykalne skrzydło islamu albo ma związki z Al-Kaidą.

Samotna walka

Wydaje się, że Wolna Armia Syryjska może jeszcze długo podtrzymywać opór przeciwko reżimowi Baszara al-Asada, powiększając swoje szeregi i zadając mu coraz boleśniejsze straty, jednak bez zagranicznej pomocy jej szanse na pokonanie 300-tysięcznej, dobrze uzbrojonej i w większości lojalnej armii, są nikłe. Tym bardziej, że syryjski rząd wciąż otrzymuje uzbrojenie od swoich rosyjskich i irańskich sojuszników.

Na razie społeczność międzynarodowa, a zwłaszcza Zachód, z dużą ostrożnością podchodzi do pomysłów dozbrajania powstańców. Jedynie Arabia Saudyjska i Katar zadeklarowały taką pomoc, ale na razie jest ona bardzo ograniczona. Państwa zachodnie obawiają się, że dostawy broni sprowokują jeszcze większy rozlew krwi, a ponadto może się ona dostać w niepowołane ręce - islamskich fundamentalistów i organizacji terrorystycznych. Zwolennicy pomagania powstańcom wskazują jednak, że krew już się leje, bo bezbronna ludność jest zdana na łaskę reżimu, a Asad przestanie mordować i pójdzie na ustępstwa jedynie wtedy, kiedy napotka silniejszy zbrojny opór.

Lęki Zachodu częściowo potwierdzają doniesienia organizacji broniącej praw człowieka Human Rights Watch (HRW), które odkrywają mroczną stronę powstańczej armii. Według HRW, niektóre opozycyjne oddziały zbrojne dopuszczały się egzekucji i okrucieństw na członkach syryjskich sił rządowych, a nawet na cywilach. Organizacja stanowczo podkreśliła, że "brutalne metody syryjskiego rządu nie mogą stanowić uzasadnienia dla przestępstw po stronie zbrojnych ugrupowań opozycyjnych".

ONZ szacuje, że na skutek walk w Syrii, które trwają od marca zeszłego roku, zginęło już co najmniej 9 tys.cywilów.

Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)