Wójt skazany. Ulubieniec PiS poniesie konsekwencje listu do premiera
Sąd Okręgowy w Elblągu skazał popieranego przez PiS wójta gminy Grunwald Adama Sz. m.in. za napisanie w donosie do premiera Morawieckiego, że córki dwóch radnych są lesbijkami. Jako osoba prawomocnie skazana zostanie pozbawiony stanowiska. - Mógł poczuć się jak pleban na włościach - uważa polityczka, która zgłosiła go prokuraturze.
Sąd wydał wyrok w środę. Skazał samorządowca na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu za przekroczenie uprawnień, które polegało na ujawnieniu wrażliwych danych innych osób. Ma również zapłacić nawiązki w łącznej kwocie 6 tys. zł na rzecz trójki pokrzywdzonych.
To nieco łagodniejsza kara niż ta, którą rok temu ogłosił ostródzki sąd pierwszej instancji, zdaniem którego wójt zasłużył na cztery miesiące pozbawienia wolności i 10 tys. zł nawiązki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Sama złożyłam zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez pana wójta, ponieważ szkalowane przez niego osoby już nie dawały rady, były zdewastowane psychicznie - mówi Monika Falej, do niedawna warmińsko-mazurska posłanka Lewicy. - Nie wiem, czego on się spodziewał, ale to wyglądało jak próba zniszczenia ludzi. Dla mnie to niepojęta historia. Myślę, że w jakiś sposób uderzyła mu do głowy woda sodowa, poczuł się bezkarny, silny i mocny - dodała.
Zdaniem byłej parlamentarzystki, wójt był umacniany wsparciem, jakie okazywali mu wcześniej niektórzy czołowi działacze PiS z okolic. Jej zdaniem, mógł przez to poczuć się w gminie jednocześnie jak "Bóg, wójt i pleban na włościach", mimo że dalej był urzędnikiem, którego też dotyczyły przepisy prawa.
- Najbardziej niezwykłe jest to, że on przecież był członkiem tej społeczności. Ludzie stamtąd go wybrali, pokładali w nim nadzieje, a zawiódł ich na całej linii: jako sąsiad, włodarz, samorządowiec i jako człowiek - podsumowuje Monika Falej.
I po chwili dodaje: - Wiem, że pan wójt wykonał trochę ruchów, żeby wyrok był później, chwytając się m.in. kruczków prawnych. Być może liczył też na to, że wybory będą wcześniej. Może ta kara nie jest wyjątkowo wysoka, ale na pewno jest wyjątkowo ważna. Ona pokazuje, że nie można szykanować ludzi i udostępniać ich wrażliwych danych. Kiedyś wygraliśmy bitwę pod Grunwaldem, a teraz wygraliśmy bitwę o Grunwald.
Grunwald w centrum bitwy o prawa LGBTQ
Wśród pokrzywdzonych znalazła się Ewa Bawolska, przewodnicząca grunwaldzkiej rady, która uważa wyrok za sprawiedliwy i czeka na usunięcie wójta z urzędu, bo zgodnie z prawem, jako skazany nie będzie mógł dalej pełnić swojej funkcji.
- Ten wyrok zamknął pewien etap w naszym życiu, ja już nie chcę za bardzo do tego wracać i rozdrapywać starych ran, mogę jednak powiedzieć, że to był dla nas trudny okres - stwierdza Bawolska. - Przede wszystkim to był szok, że urzędnik państwowy w liście do innych urzędników może sięgać po informacje dotyczące życia prywatnego - mówi.
Przewodnicząca przyznaje, że poza procesem karnym odbył się też proces cywilny, który skończył się po jej myśli, ale w szczegóły nie chce wchodzić.
- Ja już skończyłam doszukiwanie się sprawiedliwości, nie wiemy jeszcze, jak sprawa zakończy się dla innych. Ten list dotknął bardzo wielu osób - nie ma wątpliwości Ewa Bawolska.
Mimo prób nie udało nam się skontaktować z wójtem gminy Grunwald.
List do Morawieckiego
O sprawie zrobiło się głośno trzy lata temu, gdy wyszło na jaw, że wójt Adam Sz. (wybrany dwa i pół roku wcześniej z poparciem PiS) wysłał do premiera Mateusza Morawieckiego 20-stronicowe pismo, w którym, skarżąc się na radnych, ujawnił homoseksualną orientację córki przewodniczącej oraz córki jeszcze innej radnej. Napisał też, że Ewa Bawolska leczy się psychiatrycznie. Dokument miał trafić także do prezydenta Polski oraz prezesa PiS.
Było to pokłosie przeprowadzonego niewiele wcześniej referendum w sprawie odwołania rady, które nie było wiążące, ponieważ zabrakło frekwencji. Samorządowiec w swoim piśmie twierdził, że w gminie pozostał "polityczny układ" po jego poprzedniku. Nazwał go "skorumpowaną machiną", która "szkodzi interesom mieszkańców".
- Z jego listu wynikało, że chciałby, żeby wojewoda, a później premier odwołali radę gminy - komentuje Ewa Bawolska. - Wszystko dlatego, że mu się nie układała współpraca z radą gminy. Nie udało mu się to w referendum, więc napisał tę skargę.
Kilka miesięcy później odbyło się referendum w sprawie odwołania wójta, ale tam również zabrakło wymaganej frekwencji.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski