Wojskowy dentysta Ben Salomon zabił ponad 100 wrogów broniąc rannych
W trakcie II wojny światowej w szeregach amerykańskich sił zbrojnych służy aż 18 tysięcy dentystów. 20 z nich ginie w czasie walki. Ale tylko jeden przed śmiercią zabija ponad 100 wrogów w jednej bitwie - pisze Michał Staniul w artykule dla WP.
Ben Salomon przychodzi na świat 1 września 1914 roku w żydowskiej rodzinie z Milwaukee, stolicy stanu Wisconsin. Jego rodzice nie są bogaczami, ale starczy im środków, by zapewnić mu solidną edukację. Młody Ben jest pilnym uczniem, ale po lekcjach oddaje się innej namiętności: harcerstwu. Jako nastolatek zdobywa najwyższą rangę Związku Skautów Amerykańskich: Eagle Scout. Po egzaminie dojrzałości zaczyna naukę na lokalnej uczelni, lecz wkrótce przenosi się do prestiżowej szkoły dentystycznej na Uniwersytecie Południowej Kalifornii. W 1937 roku może już wykonywać swój zawód.
Własne życzenie
Po uzyskaniu dyplomu Salomon zostaje w Los Angeles i zakłada gabinet stomatologiczny. Szybko zdobywa sporą popularność, zwłaszcza wśród początkujących aktorów, którzy chcą podbić Hollywood. Poprawianie uśmiechu aspirujących gwiazd zapewnia mu dobrobyt, ale pieniądze nie wypełniają pewnej pustki.
Młody lekarz tęskni za adrenaliną, ruchem, dyscypliną i braterstwem ludzi w mundurach, które poznał jako harcerz. Regularnie próbuje więc zaciągnąć się do armii. Za każdym razem słyszy tę samą odpowiedź: dziękujemy, nie potrzeba nam więcej żołnierzy.
Sytuacja zmienia się wraz z wybuchem II wojny światowej. Chociaż Amerykanie nie przystępują do niej po ataku Niemiec na Polskę, Waszyngton nie ma złudzeń: konflikt wciągnie w końcu wszystkich. W 1940 roku Hitler trzęsie całą Europą, a jego japońscy sojusznicy coraz mocniej rozpychają się na Pacyfiku. Amerykańscy dowódcy przeczuwają, że niedługo może przydać im się każda para dłoni. 16 września 1940 roku prezydent Roosvelt podpisuje pierwszą w historii USA ustawę o obowiązkowym poborze w czasie pokoju. Jesienią wszyscy mężczyźni w wieku od 21 do 35 lat muszą zgłosić się do lokalnych punktów rekrutacyjnych. W pierwszych dniach jesieni Salomon otrzymuje upragniony przydział.
Ben Salomon fot. domena publiczna
Zaczyna bardzo skromnie - jako zwykły szeregowiec w jednostkach piechoty. Po wstępnym treningu trafia do stacjonującego na Florydzie 102 Pułku, w którym prędko zdobywa uznanie kompanów i przełożonych. W trakcie ćwiczeń prezentuje się jako świetny strzelec o żelaznej kondycji, a poza poligonem imponuje opanowaniem i naturalnym talentem oratorskim. Po niespełna roku zostaje sierżantem i szefem sekcji maszynowej. Jeden z oficerów opisuje go w raporcie do dowódców jako "najbardziej wszechstronnego i najlepszego żołnierza w jednostce".
W grudniu 1941 roku staje się nieuniknione: japońskie bombowce atakują amerykańską bazę Pearl Harbor, a państwa Osi wypowiadają wojnę Stanom Zjednoczonym. W jankeskich szeregach służy ponad 2900 stomatologów, lecz zapotrzebowanie na ich usługi rośnie tak szybko, że już po paru miesiącach wojsko jest zmuszone zwerbować tysiące kolejnych. Tworzone w pośpiechu jednostki Korpusu Dentystycznego towarzyszą Amerykanom walczącym na wszystkich frontach, od północnej Afryki po atole na Pacyfiku. W połowie 1942 roku do jednej z takich jednostek - mimo sprzeciwu komendantów, którzy chcieli zatrzymać zdolnego strzelca dla siebie - trafia Salomon.
Amerykańscy marines w bitwie o Saipan fot. Wikimedia Commons
Początkowo pracuje w wojskowym szpitalu na Hawajach, następnie, już w stopniu porucznika, służy między pacyficznymi wysepkami w jednym z pułków 27 Dywizji generała Ralpha C. Smitha. Choć każdy poranek spędza z obolałymi pacjentami, popołudniami dołącza do trenujących frontowców. Bierze udział w zajęciach ze strzelania, obsługi CKM-ów, marszach przełajowych i symulacjach desantów. Cieszy się tak dużym posłuchem u młodszych żołnierzy, że wkrótce zostaje kapitanem i jednym z głównych instruktorów 105 Pułku. "Najlepszym, jakiego kiedykolwiek mieliśmy" - odnotuje później jego dowódca.
Jedyna bitwa
Chociaż 27 Dywizja operuje w strefie zaciętych walk z Japończykami, Salomon nie ma styczności z wrogiem aż do połowy 1944 roku. 15 czerwca, po dwudniowym ostrzale z okrętów bojowych, Amerykanie rozpoczynają desant na wyspę Saipan na Morzu Filipińskim. Broni jej japońska 43. Dywizja. Stawka jest ogromna: zdobywając archipelag, Alianci znajdą się zaledwie dwa tysiące kilometrów od Japonii. Obie strony wiedzą, że to wystarczająco blisko, by Nippon mogły dosięgnąć bombowce B-29.
Już od pierwszych chwil straty są bardzo duże. Japończycy, w sile około 30 tysięcy ludzi, mają solidne umocnienia i jasne rozkazy: muszą walczyć do upadłego. 22 czerwca pocisk moździerzowy rani chirurga polowego 2. Batalionu, który wchodzi w skład pułku Salomona. Nie chcąc bezczynnie czekać na tylnych liniach, 29-letni dentysta natychmiast zgłasza się, by zająć jego miejsce.
Mimo japońskiego oporu, Amerykanie powoli przesuwają się na północ wyspy. Na początku lipca przy życiu pozostaje zaledwie pięć tysięcy żołnierzy cesarza Hirohito. Sytuacja jest beznadziejna, ale wojownicy z Japonii nie biorą pod uwagę kapitulacji. Nocą 6 lipca generał Saito Yoshitsugu zwołuje resztkę swoich ludzi i zapowiada Banzai totsugeki, szarżę Banzai, ostatni, samobójczy atak. "Cokolwiek uczynimy, pozostała nam tylko śmierć. Ale w śmierci jest życie. Zginiemy z honorem, a każdy z nas zabierze 10 Amerykanów" - mówi.
W tym czasie 2. Batalion znajduje się za okopami zaledwie kilkaset metrów dalej. W trakcie trzech tygodni walk oddział stracił prawie połowę składu, w namiocie medycznym dogorywa kilkudziesięciu rannych. Salomon krąży wśród zakrwawionych mężczyzn, przydziela środki przeciwbólowe i kieruje amputacjami. Koło piątej nad ranem odzywają się pierwsze wystrzały; chwilę później wiadomo, że zaczęła się jatka. Do lazaretu trafią kolejni poszkodowani, jest ich znacznie więcej niż wolnych łóżek. Rzucając okiem na wejście do namiotu, Salomon widzi, jak jeden z Japończyków dźga bagnetem rannych żołnierzy. W dentyście-chirurgu odzywają się wytrenowane odruchy: chwyta karabin, przymierza i strzela. Zaraz potem jego kule sięgają kolejnych dwóch wrogów. To jednak nie wystarczy, atak ciągle trwa. Salomon zabija w walce wręcz jeszcze jednego Japończyka i nakazuje ewakuację rannych do umocnionych pozycji w pobliskiej wiosce Tanapag. Sam przeładowuje broń i rusza w kierunku ustawionego tuż przed namiotem CKM-u.
To ostatnia scena, która ma swoich świadków.
Po bitwie
Alianci odbijają okopy 2. Batalionu w południe 8 lipca. Oddział praktycznie nie istnieje, straty wynoszą przeszło 80 proc. Przeczesując pole bitwy, żołnierze znajdują strzępy namiotu medycznego i zmasakrowane zwłoki Salomona. Jego ciało leży na otoczonym pustymi łuskami karabinie. Przed stanowiskiem strzeleckim Amerykanie doliczają się 98 martwych Japończyków. "Salomon zabił tylu ludzi, że musiał czterokrotnie przesuwać broń, by odzyskać pole widzenia. Ślady krwi na ziemi wyraźnie pokazywały, jak wiele wysiłku w to włożył, zwłaszcza u kresu" - opisze później kronikarz 27 Dywizji, kpt. Edmund G. Love, dodając: "Ben miał 76 ran postrzałowych. Lekarz, którego wezwaliśmy, ocenił, że zmarł dopiero po 24. trafieniu".
Bitwa o Saipan jest jednym z przełomowych momentów wojny na Pacyfiku. Japończycy tracą strategiczną pozycję, a znaczenia klęski nie próbuje umniejszać nawet propagandowa prasa. Morale japońskiej armii słabnie z każdym dniem.
Po trzynastu miesiącach z należącej do tego samego archipelagu wysepki startuje samolot o niewinnej nazwie "Enola Gay". Po sześciu godzinach lotu jego pilot zrzuca bombę atomową na Hiroszimę.
Czekanie na honory
Po bitwie o Saipan, wicedowódca 27 Dywizji niemal natychmiast rekomendował kpt. Salomona do pośmiertnego odznaczenia Medalem Honoru, najwyższym amerykańskim odznaczeniem wojskowym. Ku zaskoczeniu kompanów poległego, rekomendacja została odrzucona. Broniąc namiotu z rannymi przed atakiem Japończyków, Salomon nie zdążył ściągnąć z ramienia opaski z czerwonym krzyżem. Według ówczesnego rozumienia zapisów Konwencji Genewskiej i innych wewnętrznych regulacji US Army, personel medyczny nie miał prawa sięgać po broń w żadnych okolicznościach. Dopiero po latach interpretację tę ograniczono do działań o charakterze ofensywnym, do których nie można zaliczyć obrony życia pacjentów. Starania o przyznanie bitnemu dentyście legendarnego odznaczenia nigdy jednak nie ustały. W 2002 roku Medal Honoru nadał mu ostatecznie prezydent George H. Bush. Oficjalnej ceremonii nie dożył już żaden członek rodziny Salomonów.
Michał Staniul dla Wirtualnej Polski