Wojny o Gibraltar nie będzie. Ale negocjacje będą ciężkie
Nacjonalistyczny ferwor w Wielkiej Brytanii związany z kłótnią o przyszłość Gibraltaru maskuje słabość pozycji Londynu w negocjacjach z Unią. Rozwiązanie problemu statusu spornego terytorium będzie jednak bardzo trudne
05.04.2017 | aktual.: 06.04.2017 10:14
Po tym, jak w niedzielę były lider Torysów Michael Howard bezceremonialnie zakomunikował, że brytyjska premier Theresa May może nawet pójść na wojnę w obronie brytyjskości Gibraltaru prasę i część polityków w Wielkiej Brytanii ogarnęła wojenna gorączka. W odpowiedzi na umieszczenie w wytycznych negocjacyjnych Unii wzmianki o prawie weta Madrytu co do umów dotyczących Gibraltaru, prasa prześcigiwała się w antyhiszpańskich okładkach. Wojownicze nastroje jeszcze wzrosły po tym, jak hiszpański okręt miał naruszyć wody terytorialne brytyjskiej kolonii i został odeskortowany za ich granicę przez Brytyjczyków. Na drugi dzień tabloid Daily Mail triumfalnie zakomunikował Madrytowi: "Następnym razem przyślijcie Armadę!"
Zdaniem dr. Przemysława Biskupa z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, wzrost napięć wynika ze słabej pozycji Londynu w negocjacjach z Brukselą oraz walki między frakcjami w rządzącej Partii Konserwatywnej. Jednak spór o niewielki przyczółek na południowym końcu Europy jest i trudny do rozwiązania.
- Od dawna było wiadomo, że Wielka Brytania będzie musiała poczynić ustępstwa na rzecz Hiszpanii, bo Gibraltar jest brytyjskim "miękkim podbrzuszem". Jako jedyne brytyjskie terytorium zamorskie, Gibraltar ma silne związki z Unią i ze względu na swoje położenie, jest skazany na dogadywanie się z Hiszpanami, od których zależy dopływ żywności i wody na jego terytorium - mówi ekspert.
Śródziemnomorski port stał się własnością brytyjską w 1713 roku w efekcie zawarcia traktatu utrechckiego i przez większość swej historii był przede wszystkim bazą wojskową (jest nią i dzisiaj), choć Hiszpania nigdy nie zrzekła się roszczeń do niego. Jego mieszkańcy, w większości mający brytyjskie korzenie, nie chcą żyć pod rządami Madrytu, lecz ze względu na swoje uzależnienie od handlu z UE opowiedzieli się zdecydowanie (stosunkiem głosów 96-4 proc.) za pozostaniem w Unii. To stawia zarówno mieszkańców maleńkiej, 30-tysięcznej enklawy, jak i Londyn w trudnej sytuacji.
- Podobnie jak inne terytoria zamorskie, Gibraltar posiada bardzo szeroką autonomię i rządzi się właściwie sam, choć sprawę komplikuje obecność bazy brytyjskiej marynarki. Naturalnym kierunkiem rozwoju terytorium byłaby niepodległość, ale problem leży w tym, że traktat utrechcki przewiduje, że w razie utraty suwerennośći Wielkiej Brytanii nad Gibraltarem, przechodzi on w ręce Hiszpanii - wyjaśnia Biskup.
Dlatego Madryt od dłuższego czasu starał się przeforsować pomysł wspólnego sprawowania kontroli nad terytorium: pomysł, który nie podoba się ani jego mieszkańcom, ani Londynowi, a na dodatek byłby praktycznie trudny do zrealizowania. Z drugiej strony zapowiadany przez rząd w Wielkiej Brytanii "twardy Brexit", który może wiązać się z powstaniem "twardej granicy" między Hiszpanią i Gibraltarem, znacznie utrudni sytuację mieszkańców. Negocjacje dotyczące statusu brytyjskiej kolonii będą więc podobne do tych na temat granicy między Irlandią i Irlandią Północną. Ewentualne przywrócenie tam pełnych kontroli wzbudza obawy o gospodarki obu krajów oraz wznowienie konfliktu między unionistami a republikanami.
Jak zauważa jednak Biskup, sytuacja w przypadku Gibraltaru jest mniej dramatyczna, a koniec końców kompromis dotyczący przyszłości kolonii zostanie zawarty.
- Gibraltar służy Hiszpanii jako centrum finansowe, zaś Hiszpania Gibraltarowi jako źródło zaopatrzenia żywności i wody. Obie strony mają interes, aby się porozumieć i Hiszpanie zdają sobie sprawę, że mieszkańcy terytorium nie zgodzą się być częścią ich państwa - mówi ekspert. - Powstanie twardej granicy sprawi, że Gibraltarczycy będą czuli się trochę klaustrofobicznie, ale taka granica istniała przez długi czas w przeszłości i myślę, że będą z tym jakoś żyć. Premier Gibraltaru jasno zadeklarował, że gdyby musieli wybierać między UE, a Wielką Brytanią, to pozostaliby przy Brytanii.