Wojny dzień trzynasty
Lotnictwo koalicji bombardowało we wtorek pozycje irackiej Gwardii Republikańskiej na południowych i zachodnich podejściach do Bagdadu i w samym mieście w kolejnym dniu przygotowań do ofensywy na stolicę Iraku.
01.04.2003 | aktual.: 01.04.2003 20:28
Prezydent Iraku Saddam Husajn wezwał Irakijczyków, by walczyli z armią koalicji "w każdym miejscu" i powiedział, że dżihad (święta wojna) jest ich obowiązkiem.
Tymczasem żołnierze amerykańscy, atakowani przez irackich żołnierzy-samobójców lub fedainów w cywilnych ubraniach, zastrzelili na blokadach drogowych co najmniej ośmioro nieuzbrojonych Irakijczyków, w tym dzieci i kobiety, kiedy wiozący ich kierowcy zignorowali nakaz zatrzymania się. Dowódcy uznali, że straże działały zgodnie z regulaminem, w obronie własnej.
Incydenty te mogą utrudnić koalicji przekonanie Irakijczyków, że powinni cieszyć się z inwazji, której celem jest obalenie i rozbrojenie Saddama Husajna, nie zaś walka z ludnością kraju.
Brytyjski minister spraw wewnętrznych David Blunkett przyznał w wywiadzie dla BBC, że _ "zdaje sobie sprawę, iż w oczach Irakijczyków żołnierze postąpili jak barbarzyńcy". Dodał jednak, iż wierzy, że nastroje zmienią się, gdy Irak stanie się wolnym i demokratycznym krajem. _"Mieszkańcy przekonają się, że pragniemy powstania tu wolnego kraju" - powiedział.
_ "Nadciągamy potężną armią, aby położyć kres rządom waszych ciemiężycieli"_ - oświadczył prezydent George W. Bush w wystąpieniu skierowanym do Irakijczyków.
Potężne słupy dymu stały we wtorek nad śródmieściem Bagdadu, gdzie koalicja zbombardowała między innymi pałac młodszego syna Saddama, Kusaja, oraz budynek Irackiego Komitetu Olimpijskiego, w którym według dysydentów irackich starszy syn prezydenta, Udaj, urządził ośrodek tortur. W pobliżu miasta Basra na południu samoloty z amerykańskiego lotniskowca "Kitty Hawk" zrzuciły bomby na jacht prezydencki.
Na nizinie Eufratu i Tygrysu wojska amerykańskie drugi dzień z rzędu biły się z oddziałami irackimi tworzącymi zewnętrzny pierścień obrony Bagdadu. W Diwanii, 120 km na południowy wschód od stolicy Iraku, amerykańska piechota morska toczyła walki uliczne z setkami żołnierzy Saddama Husajna i zabiła co najmniej 75 z nich, a do niewoli wzięła co najmniej 44 innych.
Na północny wschód od Diwanii, koło Kutu, lotnictwo koalicji bombardowało pozycje irackie, aby utorować drogę siłom lądowym.
Dotychczasowe straty koalicji wynoszą 60 zabitych, 16 zaginionych i siedmiu wziętych do niewoli. Strona iracka nie podaje strat swoich sił zbrojnych; koalicja mówi, że ma już 8 tysięcy irackich jeńców. Liczba ofiar wśród ludności cywilnej sięga według Bagdadu ponad 650 zabitych i przeszło 4.800 rannych.
Dowódcy amerykańscy zaprzeczają doniesieniom o przerwie w natarciu na Bagdad i mówią, że ataki lotnicze i artyleryjskie na pozycje Gwardii Republikańskiej zmniejszyły potencjał bojowy niektórych jej oddziałów nawet o połowę.
Prezydent Bush za pośrednictwem przedstawicieli Białego Domu wyraził "całkowite zaufanie" do swego ministra obrony Donalda Rumsfelda. Minister jest krytykowany przez niektórych analityków i oficerów za to, że podobno ignorował opinie sztabowców z Pentagonu, którzy radzili wysłać przeciwko Saddamowi znacznie więcej wojsk lądowych i broni pancernej.
Wysoko postawione źródło w Białym Domu nazwało krytyczne oceny strategii wojennej Rumsfelda mędrkowaniem części z "tysiąca pułkowników" z Pentagonu.
Wojskowi dają do zrozumienia, że w sprzyjających okolicznościach ofensywa na Bagdad będzie mogła ruszyć już wkrótce, zanim jeszcze do Iraku przybędzie dodatkowe 100 tysięcy żołnierzy amerykańskich, zapowiadanych od zeszłego tygodnia.
Jednak na razie, w trzynastym dniu wojny, wojska amerykańskie i brytyjskie nie kontrolują żadnego z ośrodków miejskich Iraku, w których mieszka dwie trzecie ludności kraju. Jak napisał we wtorek amerykański dziennik "International Herald Tribune", siły koalicji "panują głównie nad pustynią, stanowiącą niemal 60% powierzchni Iraku". (mp)