Trwa ładowanie...
d3vru4l
27-07-2006 06:25

Wojna z pokojem

Pokojowe słowa premiera Kaczyńskiego zapowiadają prawdziwą wojnę o państwo, o jakim marzy prezes Kaczyński. Expose premiera odebrane zostało jako zaskakująco pokojowe. Wygłosił je bez kartki, z głowy, gładko i płynnie. Mimo braku konkretów robił wrażenie, że mówi spójnie i wyczerpująco. Sam sposób głoszenia nieco przesłonił jednak niedostateczne uporządkowanie myśli i wiele sprzeczności jednocześnie wypowiadanych. Warto zwrócić na nie uwagę, bo zarówno ta mowa, jak i sam start nowego-starego rządu PiS, LPR i Samoobrony wcale nie były pokojowe. A przez najbliższy czas będą w polskiej polityce punktem odniesienia dla wszystkich.

d3vru4l
d3vru4l

Zrazu wyglądało, że dla każdego miało być coś miłego. Ugłaskana opozycja - poprzez apel o wspólne działanie i zapewnienia o skierowaniu energii ku przyszłości, a nie przeszłości. Satysfakcja dla wyznawców - bo premier mimo zewnętrznej powłoki łagodności nie wyparł się w ubiegłą środę niczego, co dotychczas głosił. Przeciwnie, zapowiedział nowy początek, co można było odczytać - choć to pojęcie nie padło - jako kolejną próbę startu IV RP. Tym razem już naprawdę najprawdziwszą z prawdziwych - jak zapewniły główne gadające głowy z PiS. I nie było to gołosłowne, o czym świadczy końcówka ubiegłego tygodnia w Sejmie - mniej miła i zupełnie niepokojowa w przeciwieństwie do klimatu expose.

Pomimo prób obstrukcji ze strony opozycji walec IV RP ruszył na Polskę. To pozwala ocenić wiarygodność odmiany, jaką chciał urzec swych oponentów Jarosław Kaczyński na wstępie swego premierostwa.

Dialektyka sprzeczności Jarosława K.

Oto próbki niekonsekwencji premiera. Kontynuacja (rządu Marcinkiewicza) i nowy początek. Odwrót od przeszłości (apel, by zostawić ją historykom) i zapowiedź lustracji majątkowej elit oraz wielkich śledztw, które mają pokazać prawdę. Szeroka lustracja (tym razem już zwykła) wszystkich agentów w imię bezwzględnej potrzeby moralnego porządku i - słuszny, choć trudny w tym kontekście do zrozumienia - apel o umiar i spokój w lustrowaniu Kościoła.

Przede wszystkim zaś premier złożył opozycji ofertę zmniejszenia natężenia konfliktu politycznego w Polsce i zaprosił ją do wspólnej pracy. I natychmiast potem doszło do niespotykanego od miesięcy natężenia tegoż konfliktu. Konfliktu wywołanego przez koalicję rządową kierowaną przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego.

d3vru4l

Mamy więc do czynienia z zabiegiem marketingowym, próbą zmiany wizerunku, ale tylko w warstwie słownej. Werbalnie nastąpił nowy początek, w warstwie faktów i czynów walka się jednak nasila, powraca konflikt. Zmiana na stanowisku premiera pozwoliła PiS uciec od rozliczania się z dziewięciu miesięcy rządzenia. PiS nie czuje się zobowiązane do tłumaczenia z wcześniejszych obietnic. Co z tanim państwem? Gdzie są obiecane trzy miliardy tegorocznych oszczędności? I po pięć miliardów w następnych latach? Miał być raport - najpierw na wiosnę, potem w czerwcu... Nie ma raportu i nie ma już premiera Marcinkiewicza. Jest nowy początek. Tylko - jak zauważył Donald Tusk – „nie możemy udawać, że dziś dochodzi do przełomu”.

Interes narodowy ponad wszystko

W gospodarce szykuje się regres. Premier nie wprost, ale zapowiedział odłożenie wejścia do strefy euro oraz spowolnienie prywatyzacji. Obiecywane wcześniej przez PiS przejście na zadaniowy system tworzenia kolejnego budżetu państwa też ma być później (brak daty). Pochwały dla premiera za obietnicę utrzymania deficytu budżetu na poziomie 30 miliardów złotych (co odczytano jako koniec prezentów populistów dla ludu) studzą ekonomiści. W czasach koniunktury deficyt powinien być mniejszy, a powtórzenie starej obietnicy Marcinkiewicza nie jest już tak ambitne.

Premier powtórzył obietnice budowy autostrad, „wyśmiewanych”, jak określił, trzech milionów mieszkań oraz obniżenia cen telefonów i Internetu (bez dat). Ile będzie autostrad, zależy tylko od społeczeństwa - jeśli udzieli Kaczyńskiemu legitymacji na dłużej, będzie dobrze. Wzrostowi liczby mieszkań ma pomóc inżynieria finansowa, zapewniając (nie wiadomo kiedy) kredyty z „niewielką” ratą miesięczną - 500 złotych. Wiedza premiera o gospodarce zdradza błędy. Zapewniał na przykład, że mamy najniższy dochód narodowy w Europie i potrzebujemy drugiej elektryfikacji wsi. Wątpliwa merytorycznie, bo kontrowersyjna i kosztowna jest propozycja budowy elektrowni atomowych. Złowieszczo zabrzmiała zapowiedź w sprawie ustawy o bezpieczeństwie narodowym. Ma ona zapewnić ,instrumenty, które mogłyby być wykorzystane w sytuacjach „skrajnych”, czyli „zagrożenia interesu narodowego”, na przykład do „przymusowego wykupu”.

Nie chodzi tylko o zapobieganie sytuacjom, „które już powstały”, ale także o to, by z góry zderacjonalizować przedsięwzięcia, które by mogły prowadzić w takim właśnie kierunku. Premier przyznał, że takie działania byłyby niezgodne z konstytucją, i zaapelował do wszystkich o poparcie.

d3vru4l

O co chodzi? Jak mówią na boku działacze PiS, o możliwość nacjonalizacji, gdy ktoś uzna, że „interes narodowy” jest ważniejszy niż prawo własności prywatnej. Można sobie wyobrazić reakcję zagranicznych inwestorów już nie na uchwalenie takiej ustawy, ale na samo ujawnienie tego projektu („rekomendacja: sprzedać”).

W swej spokojnej mowie Kaczyński powtórzył dogmaty dotyczące życia narodowego, rodziny, małżeństwa i obowiązku rodzenia dzieci. Jeśli chodzi o równouprawnienie kobiet, widzi jedynie problem ich obrony przed przemocą w rodzinie i jest za, ale w „innych kwestiach” (nie zdradził jakich) jest przeciwny.

Zaznaczył, że Kościół w Polsce ,jest depozytariuszem jedynego powszechnie znanego i na ogół przynajmniej deklaratywnie przestrzeganego systemu wartości. Po cóż te światopoglądowe jątrzenia? Jeśli premier chciał dotknąć osoby o innych przekonaniach i wywołać ich negatywną reakcję, to się udało.

d3vru4l

Powrót wojny

Jakoś tak się złożyło, że po pokojowej deklaracji premiera wzrosła agresywność PiS i jego sojuszników. Pierwszy odcinek był taktyczny - pyskówka w Sejmie tuż po expose (sprowokowana przez Platformę oczywiście, gdyby ktoś wątpił). Premier wypuścił do ataku swoich zastępców - Ludwika Dorna i Romana Giertycha. PiS-owski marszałek Marek Jurek, zezwalając na te zastępstwa, naruszył regulamin sejmowy, który mówi wyraźnie, że w debacie nad wotum zaufania udział może wziąć tylko premier i dopiero na samym końcu.

Zaraz potem otwarto fronty strategiczne. Najpierw lustracja i centralizacja nadzoru finansowego - choć te akurat toczyły się wcześniej powolnym rytmem Marcinkiewicza i wyszły po prostu z kalendarza. Nowa ustawa lustracyjna jest spełnieniem marzeń nie tylko partii rządowych. Przyłożyła do niej rękę także Platforma. Pędzimy jak ćma do lustracji najdzikszej, w której obywatele poddani jej trybom oskarżani będą tylko na podstawie ubeckich akt, bez konfrontowania ich z innymi źródłami historycznymi. Wyrok wyda nie sąd, ale archiwista, który upubliczni to, co o obywatelu napisał PRL-owski aparat przemocy. Jednostki niezadowolone będą mogły się nie zgodzić i na własną rękę dowodzić w sądzie, że są niewinne. Zasada domniemania niewinności upadła.

Głosujący za ustawą posłowie wiedzieli, że udowadnianie każdemu winy w sądzie, tak jak to się robi w cywilizowanym świecie (choćby w podawanych za wzór lustracji Niemczech), byłoby niewykonalne, bo zatkałby się system. Dlatego cynicznie odwrócili porządek prawny. Tak IV RP zadaje pierwszy dotkliwy cios obywatelom.

d3vru4l

Sprawa centralizacji nadzoru finansowego to przy tym drobiazg wynikający z nieufności do samodzielnego rozwoju trzech sektorów: giełdowego, ubezpieczeniowego i bankowego. Mało prawdopodobne, by wspólny nad nimi supernadzór był teraz mniej biurokratyczny. Choć premier chce z tą plagą walczyć. Równocześnie potwierdziło się, że do czynnej polityki wraca Antoni Macierewicz, człowiek pełen emocji, skrajnie konfliktowy, ogarnięty spiskowymi wizjami. Swoje możliwości prezentował rok temu w komisji do spraw Orlenu, ośmieszając na całą Polskę powagę urzędu posła. Jako wiceminister obrony ma teraz likwidować WSI i weryfikować kandydatów do kontrwywiadu. Decyzja Jarosława Kaczyńskiego o odgrzebaniu pogrążonego w ostatnich wyborach Macierewicza na pewno nie była przypadkowa.

To, że trwa wojna od czasu expose, stało się wreszcie jasne dla wszystkich, gdy koalicja rządowa znienacka nocą z ubiegłego czwartku na piątek chciała przeforsować nowy projekt obsadzania ważnych stanowisk administracyjnych, w praktyce likwidujący apolityczność służby cywilnej. Nazajutrz opozycja nieźle się trzymała w okopach sejmowych. Ale koalicja się przegrupowała, ściągając z kraju do stolicy przedwczesnych urlopowiczów i chorowitych. I już do soboty triumfowała - pod obrady udało jej się wepchnąć projekty i likwidacji służby cywilnej, i - co gorsza - nowej ordynacji wyborów samorządowych. Ta ostatnia napisana jest tylko po to, by dzisiejsi koalicjanci mogli zdobyć więcej głosów bez ponoszenia ryzyka za pójście do wyborów razem. Wyborcy nie będą wiedzieć, na kogo głosują: na partię czy na grupę. A premia za zawarcie koalicji wcale nie gwarantuje, że taka koalicja rzeczywiście potem powstanie. Bo jak to wyegzekwować?

Wszyscy przegramy

Mimo oszałamiającej wiktorii zeszłotygodniowej prezydent Kaczyński nie dostał zawrotu głowy od sukcesów. W ostatni weekend przyznał w wywiadzie dla „Dziennika”, że liczy się z możliwością przegranej jego obozu w wojnie o Polskę. Bo przeciw PiS elity kraju sprzysięgły się z mediami.

d3vru4l

Dowodem tego spisku ma być spadek popularności niektórych polityków PiS (czyli braci K.), a przecież „w końcu nic złego nie stało się przez tych parę miesięcy”. Tego, że w ogóle nic się nie stało, bo się niewiele zrobiło, prezydent jako przyczyny spadku zaufania nie rozważył. Premier chce wzmóc w nas dumę narodową, bo „warto być Polakiem”. Warto, ale trudno, żyjąc w kraju, w którym rozwolnienie prezydenta czy śledztwo prokuratorskie w sprawie paszkwilu w zagranicznej gazetce stają się symbolem polityki zagranicznej.

Albo mniej śmiesznie: brak jakiejkolwiek reakcji obozu rządowego na peany Macieja Giertycha w europarlamencie pod adresem generała Franco, sojusznika Hitlera. Ale premier nie uważał za stosowne wytłumaczyć się z mizerii polityki zagranicznej po „odzyskaniu MSZ”, jak sam to kiedyś obwieścił.

Niestety, przed nami długa wojna PiS o IV RP pod wodzą nowego premiera. Zeszły tydzień był tylko jej przedsmakiem - i tego, co się teraz może przetoczyć dzięki sprawnej, ale dość bezmyślnej maszynce koalicyjnej do głosowania (niekiedy, jak przy lustracji, wspomaganej przez część opozycji). Jeśli ta batalia skończy się klęską, przegrany będzie nie tylko dzisiejszy obóz rządzący. Wszyscy przegramy, bo obecne psucie i zawłaszczanie państwa - mimo deklaracji, że to w imię jego poprawiania - cofa nas na długo.

Wojciech Mazowiecki

d3vru4l
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3vru4l
Więcej tematów