Wojenna groteska
Im dłużej trwa polska misja w Iraku, tym częściej wychodzą na jaw kolejne skandale. Okazuje się, że w warunkach bojowych nasi żołnierze musieli poruszać się nieopancerzonymi wozami.
26.10.2005 | aktual.: 26.10.2005 09:26
– Dostaliśmy rolnicze tarpany honkery, których blacha ma taką wytrzymałość, że można ją przebić nawet nożem – mówi jeden z uczestników trzeciej zmiany w Iraku, proszący ze zrozumiałych względów o zachowanie anonimowości. – Na wyposażeniu mojej jednostki był jeden star 944, chłopaki sami go ospawali – wspomina. Tak wyglądało wyposażenie naszych jednostek, gdy w Iraku jednego dnia dochodziło do kilkuset ataków na siły koalicyjne.
Żołnierze chodzili po złomowiskach albo do Amerykanów i prosili o blachy z ich nieużywanych wozów opancerzonych. Potem spawali te blachy do samochodów. Amerykanie się z nas wyśmiewali – mówi kolejny żołnierz. – Twierdzili, że albo jesteśmy tak odważni, albo tak głupi – dodaje.
– Gdy wracałem z Iraku z gen. Bieńkiem, ten nie mógł się nadziwić, jak ci nasi żołnierze są zaradni, że poukładali na starach worki z piaskiem. Nie dostrzegł groteskowości sytuacji, że żołnierze w końcu armii natowskiej są wyposażeni jak partyzanci – twierdzi Roman Polko, były dowódca Grom i uczestnik wojny w Iraku.
Oficerskie wakacje
Niebezpieczna misja dla szeregowców była turnusem wypoczynkowym dla oficerów. – W Iraku było nieproporcjonalnie dużo wyższej kadry oficerskiej – twierdzą członkowie misji.
– U nas w każdej komórce był pułkownik albo major. Amerykanie nie mogli w to uwierzyć. U nich major to rzadkość – mówi jeden z polskich żołnierzy.
– Oficerowie siedzieli w klimatyzowanych biurach, byli wiecznie „zajęci”. A oni surfowali po internecie po 12 godzin dziennie – przekonuje uczestnik III zmiany. Opowiada, że wyżsi oficerowie poruszali się głównie między campusem a klimatyzowanym biurem. – To jak wakacje – kwituje.
Żołnierze jechali do Iraku zwykle z kilku powodów: przeżycie przygody, sprawdzenia się, częściej magnesem były niezłe jak na polską armię zarobki (szeregowy żołnierz 1000--1200 dol., kadra oficerska powyżej 2000 dol.). Ale był jeszcze inny ważny powód. – Mój dowódca powiedział, że Irak jest przepustką do kariery. Pojechałem więc z III zmianą – wspomina uczestnik misji. Takich przypadków było znacznie więcej. – Na miejscu zobaczyłem bałagan, za to było dużo sztabowców – wspomina jeden z żołnierzy. Dwie trzecie kontyngentu siedziało w biurach – mówi inny.
Pewnego dnia, gdy dostaliśmy ostrzeżenie przed atakami terrorystycznymi, jeden oficer, nie wiem – może chodziło o jakieś interesy, stwierdził, że musi wyjechać poza teren bazy. Nie pojechaliśmy – powiedzieliśmy, że nie ma sprawnego samochodu. Tego dnia było trzysta ataków na wojska. Ten oficer w ogóle nie powinien znaleźć się w Iraku – komentuje żołnierz.
Jego historia kończy się rozczarowaniem – podobnie jak wielu innych, którym armia obiecała gruszki na wierzbie. Po powrocie do kraju okazało się, że etat w wojsku zarezerwowano dla kogoś innego. – Może chodziło o znajomości – mówi. Po 8 latach służby i pobycie w Iraku nie jest już potrzebny w wojsku.
– Rezygnuje się z najlepiej przeszkolonych żołnierzy, weteranów – dziwi się inny uczestnik misji – Wielu żołnierzy rozeszło się po jednostkach, dla innych zabrakło miejsca. Tymczasem dla wyższych oficerów przygotowano nieproporcjonalnie dużo awansów i kolejne gwiazdki – mówi płk Polko. – Skandalem są awanse dla generałów za Irak, gdy ranny żołnierz musi się procesować z armią o niewielką rentę – dodaje.
– Mieliśmy taką komórkę G1 składającą się z samej kadry oficerskiej. Wszyscy oni dostali od prezydenta odznaczenia za odwagę, gdy tymczasem w Iraku w ogóle nie wychylali się poza bazę – opowiada żołnierz III zmiany.
Złom w wojnie irackiej
– Gdy przyjechałem do Iraku, w moim oddziale były trzy tarpany, jeden opancerzony, a na dwóch pozostałych były poprzyczepiane kamizelki kuloodporne. Obrotnicę, dzięki której podczas jazdy można strzelać z karabinu maszynowego w każdym kierunku, mieliśmy jedną na trzy samochody. Manewry z tego powodu były bardzo ograniczone – mówi żołnierz III zmiany. Twierdzi, że dopiero w grudniu 2004 r. polskie oddziały zaczęły otrzymywać pierwsze skorpiony (czyli przerobione tarpany), USA przekazały im 30 hummerów.
– W polskich skorpionach było mało miejsca, strzelało się w nich z niewygodnych pozycji. Ten samochód nie jest przystosowany do działań bojowych – mówi żołnierz. Groteskowych sytuacji było więcej. – Jeden z przerobionych samochodów przewrócił się. W wypadku zginął żołnierz. Na miejsce zaczęły przyjeżdżać komisje. Uznano, że winę ponosimy my, za samowolne przerobienie samochodu. Musieliśmy ukryć lutownicę, którą ktoś przywiózł z kraju, ponieważ nie była na wyposażeniu wojska.
Wczoraj „Wprost„ napisał o przygotowywanym akcie oskarżenia dla kilkudziesięciu oficerów odpowiedzialnych za przetargi na wyposażenie polskich oddziałów w Iraku. Płk Polko nie ma złudzeń. – Decyzja o wyjeździe do Iraku była nieprzygotowana. Na wyższych szczeblach to była pełna improwizacja. Pewnie dopiero jak nasze wojska będą stamtąd wyjeżdżać, dotrą czołgi i reszta wyposażenia – podsumowuje Polko.
Zbigniew Modrzewski