Włoski strajk generalny
80% pracowników najważniejszych gałęzi gospodarki oraz sfery budżetowej wzięło udział w strajku generalnym we Włoszech, zorganizowanym w proteście przeciwko przyszłorocznej ustawie budżetowej.
30.11.2004 | aktual.: 30.11.2004 20:13
Takie dane dotyczące frekwencji podały trzy najważniejsze centrale związkowe, organizatorzy strajku. Liderzy związkowi wyrazili zadowolenie z sukcesu akcji protestacyjnej, którą rządząca koalicja określiła mianem nieprzemyślanego działania politycznego. Rząd zarzucił lewicowej opozycji i związkowcom, że krytykują obniżenie podatków, które również przewiduje budżet na przyszły rok.
Był to już piąty strajk generalny przeciwko polityce gospodarczej rządu Silvio Berlusconiego od czasu objęcia przez niego władzy ponad trzy lata temu. Związkowcy oceniają ustawę budżetową jako błędną i niesprawiedliwą, gdyż ich zdaniem nie uwzględnia potrzeb najuboższych, a ponadto przewiduje redukcję nakładów na szkolnictwo i bezpieczeństwo oraz zwolnienie 75 tys. pracowników "budżetówki". Zapowiedź obniżenia podatków związki i popierająca je lewicowa opozycja uważają z kolei za działanie pozorne.
Na znak protestu wstrzymano - w zależności od branży i regionu na cztery lub osiem godzin - pracę w fabrykach, ministerstwach, urzędach administracji państwowej, na uniwersytetach, pocztach, w bankach, zakładach komunalnych i stołówkach. Personel publicznej służby zdrowia udzielał tylko pomocy w nagłych przypadkach.
Na wiele godzin sparaliżowana została komunikacja miejska, kolejowa, lotnicza i morska. W Rzymie strajk załóg autobusów, tramwajów i metra trwał od godziny 9 do 13, w Mediolanie pracownicy komunikacji przystąpili do czterogodzinnego strajku o godzinie 18.
Przez cztery godziny przed południem nie kursowały w całych Włoszech pociągi. Z powodu protestu pracowników lotnictwa odwołano ponad 230 lotów Alitalii oraz innych linii.
W wielu szkołach nauczyciele, którzy w strajku generalnym swej branży uczestniczyli dwa tygodnie temu, zorganizowali zamiast lekcji pogadanki na temat sytuacji oświaty.
Nie ukazały się największe ogólnokrajowe gazety, bo drukarze strajkowali dzień wcześniej.
W siedemdziesięciu miastach odbyły się - mimo ulewnego deszczu, padającego w całym kraju - wielotysięczne demonstracje przeciwników polityki gospodarczej rządu.
W Mediolanie lider największego lewicowego związku zawodowego Cgil Guglielmo Epifani mówił do 100 tysięcy uczestników wiecu, że rząd Berlusconiego nie potrafił spełnić żadnej ze złożonych obietnic. Ta rada ministrów jest całkowicie osamotniona i odizolowana od reszty kraju - powiedział.
W manifestacji w Rzymie wziął udział przywódca zjednoczonej opozycji lewicowej, były przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi. Ten kraj trzeba odbudować, bo znaleźliśmy się w katastrofalnej sytuacji - oświadczył były premier. Podkreślił, że Włochy pod względem rozwoju znajdują się na ostatnim miejscu wśród 25 państw Unii Europejskiej. To wszystko - dodał - jest rezultatem błędnej polityki kilku ostatnich lat.
Po demonstracji Prodi spotkał się z prezydentem Carlo Azeglio Ciampim, by w imieniu całej lewicy wyrazić zaniepokojenie, jak mówił, pogarszającym się stanem publicznych finansów oraz całej gospodarki.
Politycy centroprawicowej koalicji krytycznie i z ironią skomentowali strajk generalny, uznając, że był on absurdalny. Liderom związkowym zarzucili, że kierują się wyłącznie względami politycznymi i zapominają, że przyszłoroczny budżet przewiduje także obniżenie podatków. "To był pierwszy w historii Włoch strajk przeciwko obniżeniu podatków" - powiedział jeden z liderów Forza Italia Sandro Bondi.
Strajk poparło Krajowe Stowarzyszenie Włoskiej Prasy. W wydanym komunikacie, odczytanym w dziennikach radiowych i telewizyjnych, podkreślono, że dziennikarze stoją u boku pracowników, protestujących przeciwko ustawie podatkowej i reformie podatków. Dziennikarze zaapelowali również o wzmocnienie osiągnięć państwa opiekuńczego.
Sylwia Wysocka