Włosi są w szoku - bójki i samosądy Polaków na ulicach
Coraz częściej we Włoszech dochodzi do bójek pomiędzy Polakami. Bezdomni kłócą się po pijanemu i okradają wzajemnie z kilku euro, jakie uda im się wyżebrać. Rozróby kończą się interwencją policji i pogotowia ratunkowego. Pijani Polacy niejednokrotnie stawiają opór, ubliżają karabinierom, a nawet rzucają się na nich z pięściami. Czasami "porządni" Polacy próbują sami rozprawić się z "niesfornymi" rodakami - dochodzi do bójek i samosądów.
25.11.2011 | aktual.: 29.11.2011 08:22
Ta historia wydarzyła się w dzielnicy San Lorenzo. Przywiązali go kablami elektrycznymi do krzesła, dotkliwie pobili i okradli z kilku bransoletek bez większej wartości, które miał na ręku. Na szczęście polski, 35-letni kloszard zdołał uwolnić się z więzów i zakrwawiony dotarł na pobliski plac. Przechodnie wezwali policję.
Porwali i pobili
Polak opowiedział karabinierom, że gdy udawał się na spoczynek w miejsce, gdzie zwykle nocuje na wolnym powietrzu, zagrodziły mu drogę trzy osoby - dwóch młodych chłopaków i kobieta. Złapali go i obezwładnili. Podczas gdy młodociani bili go i torturowali, starsza kobieta zachęcała ich do tego wulgarnymi okrzykami. Wszyscy napastnicy byli bezdomnymi Polakami.
Następnego dnia karabinierzy z komisariatu San Lorenzo zatrzymali w okolicy San Pietro, gdzie zwykle przebywają bezdomni, trójkę Polaków odpowiadających podanemu rysopisowi. Policja podała tylko ich inicjały - to 21-letni K.W oraz 23-letni T.D.S, a także 56-letnia kobieta M.A.M. Historię opisały natomiast duże włoskie dzienniki: "La Repubblica" i "Corriere della Sera". Trójka Polaków, którzy znęcali się nad swoim rodakiem, jest oskarżona o napaść z ciężkim pobiciem i uprowadzenie.
Bójka w Mesynie
Byli kompletnie pijani i od sprzeczki szybko przeszli do bójki. Dwóch Polaków stało się bohaterami krwawej awantury w Mesynie, przed sklepem OVS na Placu Carioli. Nie bacząc na przechodniów, polscy pijani kloszardzi, którzy żebrali przed wejściem, najpierw zaczęli się kłócić o drobniaki, a później przeszli do rękoczynów. Polaków rozdzielili dopiero policjanci wezwani przez Włochów. Jeden z bezdomnych został odwieziony do szpitala w skutek odniesionych ran.
- Po Placu Carioli nie można już spacerować z powodu Polaków i Rumunów, którzy upijają się tam winem oraz piwem, pozostawiając po sobie śmieci i załatwiając swoje potrzeby gdzie popadnie. Z ich winy centrum naszego miasta staje się chlewem. Burmistrz powinien interweniować, aby zrobić coś z tymi obcokrajowcami, którzy nie pracują, żyją jak pasożyty - pisał na forum mesyńskiego dziennika "Tempo stretto" jeden z mieszkańców Mesyny.
- Dlaczego ich nie wydalą? - to jedno z najczęstszych pytań, jakie powtarza się na włoskich i polskich forach internetowych. We Włoszech nie można wydalać poza granicę kraju bezdomnych obywateli UE, tak, jak "extracomunitari" (nie-Europejczyków), którzy nie mają dokumentów pobytowych. Każdy obywatel Unii Europejskiej - a więc i my, Polacy - ma prawo przebywać na terenie Włoch bez "permesso di soggiorno". To przywilej, jaki otrzymaliśmy w 2004 r. i wielu naszych bezdomnych rodaków z niego korzysta, bo łatwiej - pod gołym niebem - przeżyć we Włoszech, gdzie wino jest tanie i słońce świeci przez cały rok, niż w rodzinnym kraju, gdzie warunki atmosferyczne nie sprzyjają życiu na ulicy.
Robią porządek sami
W Noli, koło Neapolu zaczęto się poważnie obawiać o bezpieczeństwo z powodu gigantycznej rozróby, jaką wywołali tam Polacy. W okolicy starożytnego rzymskiego amfiteatru, gdzie w przeddzień święta patrona Noli przebywało wielu mieszkańców, doszło do bójki pomiędzy dwiema grupami przybyszów znad Wisły. Były to porachunki w ciężkim stylu. Zorganizowana grupa Polaków, którzy żyją i pracują w okolicach Neapolu, napadła na polskich kloszardów, którzy żebrzą, piją, i psują wizerunek polskiej społeczności, prowokując ciągle problemy z miejscowymi oraz notoryczne interwencje policji. - Problem polega na tym, że z jednej strony mamy do czynienia z obcokrajowcami, którzy zakłócają porządek publiczny i sprawiają problemy przechodniom, z drugiej zaś z ich rodakami, którzy żyją i pracują uczciwie, aż do momentu, gdy nie zaczną "moralizować" pierwszych przy pomocy pięści oraz kopów - napisały o zajściu miejscowe media. Jak widać polska społeczność nie wypadła dobrze w oczach Włochów, ani z jednej, ani z drugiej strony.
Pijaństwo uliczne jest problemem, który dotyczy imigrantów ze Wschodu, bo Włosi nie mają zwyczaju zaglądania do kieliszka i urządzania publicznych burd.
W ostatnich dniach karabinierzy rozpoczęli kontrole w Noli i wydalanie bezdomnych, którzy nie mają papierów pobytowych. Polaków jednak nie mogą wyrzucić, bo są Europejczykami.
Dlaczego jesteśmy dla siebie tacy okrutni?
Problem okrucieństwa pomiędzy Polakami poruszył już Włochów przy okazji afery z niewolniczymi obozami pracy w Foggii. Nie tylko Włosi wykorzystywali polskich robotników sezonowych i imigrantów, dając im mizerną płacę oraz tragiczne warunki mieszkaniowe w stodołach bez światła i wody. Polaków zamkniętych w obozach pracy, przypominających obozy koncentracyjne, pilnowali inni Polacy. Nazywano ich nawet "kapo". Zanim wkroczyła tam policja podczas akcji "Ziemia obiecana" i uwolniła ponad setkę naszych rodaków, dochodziło do pobić, gwałtów a nawet śmierci w podejrzanych okolicznościach.
Kilka lat temu środowiskiem polskich imigrantów w Rzymie wstrząsnęła też inna, okrutna historia. Mąż pewnej Polki, który od lat pracował we Włoszech na budowie, dostał wylewu. Koledzy, żyjący razem z nim w jednym pokoju, w mieszkaniu innej Polki, która wyszła za Włocha i wynajmowała apartament na czarno kilkunastu osobom - pozostawili go na podłodze, bez pomocy, przez kilka dni, myśląc, że jest pijany. Kiedy wreszcie trafił do szpitala i z kraju przyjechała jego żona, aby się nim opiekować - nie chciano jej wydać rzeczy chorego, bo miał długi. Kobieta musiała przez pewien czas spać w przedpokoju, na polowym łóżku płacąc za to 100 euro. Usiłowano ją nawet zgwałcić, gdy polscy robotnicy urządzali weekendowe libacje. W końcu znalazły się Polki pod polskim kościołem, które pomogły jej znaleźć normalne mieszkanie i dorywczą pracę, aby mogła przeżyć okres rekonwalescencji męża.
Polak Polakowi Polakiem
Życie na emigracji jest często bardzo ciężkie. Niektórzy imigranci muszą żyć w warunkach i znosić sytuacje, jakich być może we własnym kraju mogliby uniknąć. Okrucieństwo w stosunku do rodaków nie jest oczywiście domeną Polaków - Albańczycy, Rumuni czy Nigeryjczycy, którzy sprzedając swoje rodaczki, jako niewolnice seksualne, potrafią więzić je w apartamentach, bić i gwałcić, jeżeli odmawiają prostytuowania się na ulicach Włoch. Niestety, handel Polkami też kiedyś był częstym procederem, ale na szczęście już się prawie skończył, przynajmniej w tym kraju.
Włochów jednak bardzo dziwi i gorszy okrucieństwo wśród Polaków, bo polska imigracja jest bardzo dobrze zintegrowana we włoskim społeczeństwie, a Polacy cieszą się opinią dobrych i solidnych pracowników. Włochów dziwi to także, dlatego, że papież Polak pokazał im najlepsze cechy polskiego narodu: altruizm, poświęcenie, otwartość, miłość bliźniego. Polacy wyjeżdżający za chlebem oczekują pomocy i wsparcia ze strony rodaków. Jednak okazuje się, że to właśnie od nich czasem trzeba trzymać się z daleka.
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz