Włodzimierz Cimoszewicz: temat mojej kandydatury stał się radiotelenowelą
Wydarzyło się coś, co mnie samego zaskoczyło – reakcja spontaniczna, bardzo szeroka reakcja wielu zwykłych ludzi. Raptem temat, czy Cimoszewicz będzie kandydował, czy nie, stał się rodzajem radiotelenoweli, codziennie powracającej na anteny bez żadnej mojej inspiracji - powiedział Włodzimierz Cimoszewicz w audycji "Sygnały Dnia".
28.06.2005 | aktual.: 28.06.2005 11:09
Sygnały Dnia: Rozumiem, panie marszałku, że o dwunastej pewnie w Audytorium Maximum na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego poinformuje pan opinię o swojej decyzji.
Włodzimierz Cimoszewicz: Rzeczywiście przedstawię dzisiejszą decyzję. To nie będzie w Audytorium Maximum, bo te uroczystości ostatnio są organizowane w pięknych ogrodach Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego...
Sygnały Dnia: Fakt, pogoda taka lepsza troszeczkę.
Włodzimierz Cimoszewicz: ...i wypowiem się raczej po uroczystości, niż w trakcie uroczystości, bo ona ma, oczywiście, charakter akademicki, tak że proszę pozwolić, że wtedy powiem to, co mam do powiedzenia. Ale w tej chwili mogę stwierdzić, co następuje – państwo wszyscy czy wielu z państwa (nie chcę być zbyt próżny, wierząc, że wszyscy się tym interesują) wiedzą, że miesiąc temu zapowiedziałem wycofanie się z polityki. Była to deklaracja na serio, bardzo szczera, bardzo poważna. Potem wydarzyło się coś, co mnie samego zaskoczyło – reakcja spontaniczna, bardzo szeroka reakcja wielu zwykłych ludzi. Raptem temat, czy Cimoszewicz będzie kandydował, czy nie, stał się rodzajem radiotelenoweli, codziennie powracającej na anteny bez żadnej mojej inspiracji. Musiałem dokonać pewnego bilansu argumentów za i przeciw. Przeciw zmianie decyzji przemawiało wszystko to, co do niej doprowadziło, czyli to podzielane zapewne przez wielu ludzi ogromne zdegustowanie jakością polskiej polityki, ale doszedł też jeden silny
argument przeciwko zmianie decyzji, czyli sama decyzja, która już została podjęta. Mnie się po prostu w życiu nie zdarzało do tej pory zmienianie ważnych decyzji, jakie podjąłem.
Ale były też argumenty za, czyli ta szeroka, rzeczywiście zdumiewająca mnie reakcja ludzi, i to ludzi różnych, o różnych poglądach, różnych sympatiach. Ale także powiem zupełnie szczerze – to, co się dzieje w Polsce, co mnie bardzo niepokoi, bo poza zdegustowaniem stylem polityki, widzę, że dzieją się rzeczy złe, naród jest dzielony, społeczeństwo jest dzielone, społeczeństwo jest skłócane, społeczeństwo, które jeszcze dwa i pół miesiąca temu było tak zjednoczone, tak nam to wszystkim, mimo smutku, odpowiadało, że jesteśmy razem ze sobą, nagle jest jednym wielkim polem bitwy. To mi się nie podoba. Podobnie jak jestem zaniepokojony tym, co się dzieje wokół Polski – i w Unii Europejskiej, i w relacjach rozmaitych naszych sąsiadów. To wszystko wymaga głębokiego namysłu. I bilans tego rozumowania zaprezentuję opinii społecznej za parę godzin.
Sygnały Dnia: A denerwuje pana, kiedy pan słyszy o sobie, że jest kurkiem na dachu czy tańczy chocholi taniec?
Włodzimierz Cimoszewicz: Wysłuchuję, oczywiście, tych komentarzy padających głównie ze strony polityków, którzy już wcześniej zadeklarowali udział w wyborach. Ja o nich, jeśli się zdecyduję kandydować, nie powiem ani jednego złego słowa. Mam nadzieję, że będą mnie naśladowali. Próbujmy wprowadzać dobre obyczaje do polskiej dyskusji publicznej. Polska to jest zbyt ważny kraj, o zbyt wielkiej tradycji, żeby chamstwo wypełniało wizerunek nasz wobec nas samych i wobec innych.
Sygnały Dnia: A tutaj profesor Jacek Wódz przychodzi panu z pomocą mówiąc, że gdyby pan wystartował, to na drugi plan zejdą kandydaci, którzy w walce politycznej posługują się chamstwem.
Włodzimierz Cimoszewicz: Jeśli taka będzie moja decyzja, to mam nadzieję rzeczywiście, że tak się stanie, oby, dlatego że nie może być tak, żeby w czterdziestomilionowym państwie, narodzie, z tysiącletnią historią jacyś prymitywni, niewykształceni i niekulturalni ludzie panowali nad wyobraźnią całego społeczeństwa. To jest niedopuszczalne.
Sygnały Dnia: Sojusz Lewicy Demokratycznej bardzo liczy na pana, że pomoże mu to w rankingach przedwyborczych, że ten procent poparcia wzrośnie z około progu wyborczego na taki już bezpieczny pułap.
Włodzimierz Cimoszewicz: Ja wiem, chociaż jeśli się zdecyduję kandydować, to ja to będę robił w związku z moim myśleniem o sprawach ważnych dla Polski, a nie dla kogokolwiek innego. Lewica, tak jak każda formacja, musi liczyć przede wszystkim na siebie. Z jednej strony przyznam szczerze, że nareszcie zaczynam budować sobie też taką odrobinę nadziei i sympatii wobec tego, co się w tym moim środowisku dzieje, ta postępująca lawinowo zmiana generacyjna – chociaż doprowadza do pozycji czołowych ludzi ciągle jeszcze politycznie niedoświadczonych, ale jednak młodych, nie obciążonych, nie ubabranych w różnych rzeczach – stwarza nadzieję. Trzeba było tak krytycznego położenia, tak krytycznej sytuacji, żeby wreszcie starzy politycy zechcieli odsunąć się albo zostali po prostu zrzuceni, i to stwarza jakąś nadzieję. Ale przed SLD bardzo długa droga, wymagająca głębokiej pokory wobec społeczeństwa, które trzeba przeprosić i które musi uwierzyć, że to, co się wydarzyło w ostatnich kilku latach, to nie jest
charakterystyczne dla lewicy. To było charakterystyczne dla grupy polityków, ale na nich nie jesteśmy skazani.
Sygnały Dnia: No tak, i tu jest ten zarzut pod pana adresem – przecież pan był w SLD i co pan robił wtedy, kiedy było źle?
Włodzimierz Cimoszewicz: Byłem w SLD, oczywiście. Wie pan, ja z jednej strony nie pełniłem (można powiedzieć: chwała Bogu, bo mnie wykoszono w wyborach) żadnych funkcji w tej partii, więc mogłem w ten sposób powiedzieć: nie miałem wpływu, ale to nie o to chodzi. Ja od kilku lat, od dobrych trzech lat bardzo otwarcie, bardzo brutalnie często mówiłem SLD, mówiłem kierownictwu SLD, mówiłem rządowi, że tak nie wolno postępować. Ludzie nie odróżniają złej lewicy od złej prawicy, karzą źle rządzących tak samo, niezależnie, czy to jest AWS, czy to jest SLD. Jeżeli nie zmienimy, nie zmieni się swojego postępowania, skończy się katastrofą. Wielokrotnie to mówiłem, pisałem teksty w prasie, brutalne teksty. I tyle mogłem zrobić, przekonywać, żeby tak nie postępować. Niech pan łaskawie wskaże jakiegokolwiek polityka w jakiejkolwiek partii politycznej w Polsce, który publicznie równie otwarcie gani swoją partię polityczną za jej winy.
Sygnały Dnia: No tak, i tu musimy powrócić, panie marszałku, na chwilę znowu do dzisiejszej wypowiedzi profesora Jacka Wodza. Może ostra i nie do końca uprzejma, ale chyba szczera, zgodna z tym, co pan powiedział: "On zawsze (czyli pan) powtarzał, że Sojusz ma w czterech literach".
Włodzimierz Cimoszewicz: Nie, ja tego nie mówiłem. Nie mógłbym mówić tego formacji, którą nie tyle jako partię polityczną, co jako pewne środowisko polityczne piętnaście lat temu tworzyłem z Aleksandrem Kwaśniewskim. Natomiast to prawda, że nigdy nie czułem się człowiekiem jakiejkolwiek partii, nie mam takiego temperamentu po prostu. Czy to jest dobre, czy to jest złe, czy to się komuś podoba, czy nie, jestem indywidualistą, przyznaję to. Wiele, wiele lat temu, dziesięciolecia temu zrozumiałem, że każdy z nas ponosi odpowiedzialność za swoje własne uczynki i nie może usprawiedliwiać swoich błędów w tym, że ktoś mu polecił się tak zachowywać. Każdy musi rozstrzygać w swoim sumieniu, w swej wiedzy to, co robi. A to nie pasuje do partyjności, do bycia w szeregach, do podporządkowywania się. Więc ja do nikogo, nie tylko do swojego środowiska, do środowisk przeciwników politycznych nie odczuwałem pogardy, natomiast nigdy się do końca nie identyfikowałem z żadną grupą mniejszą od społeczeństwa.