Włodzimierz Cimoszewicz: pozostaje lekki smak goryczy
Wyjeżdżaliśmy z mieszanymi uczuciami, z jednej strony byliśmy przekonani, że jest sukcesem Europy uzgodnienie Traktatu, że Polska odniosła spory sukces, że na sześć postulatów, z jakimi jechaliśmy trzy są w 100% zrealizowane. Ale wiedzieliśmy też, że jak w przypadku każdego kompromisu pozostaje lekki osad goryczy, że nie udało się osiągnąć wszystkiego - powiedział w "Salonie Politycznym Trójki" Włodzimierz Cimoszewicz, minister spraw zagranicznych.
21.06.2004 | aktual.: 21.06.2004 11:44
Jolanta Pieńkowska: Panie ministrze jak pan wyjeżdżał z Brukseli to miał pan poczucie sukcesu, czy nie?
Włodzimierz Cimoszewicz: Wyjeżdżaliśmy z mieszanymi uczuciami, z jednej strony byliśmy przekonani, że jest sukcesem Europy uzgodnienie Traktatu, że Polska odniosła spory sukces, ponieważ warto sobie uświadomić, że na sześć postulatów, z jakimi jechaliśmy trzy są w 100% zrealizowane, dwa w bardzo dużym stopniu, a niestety jeden dotyczący wstępu to porażka. Ale wiedzieliśmy też, że jak w przypadku każdego kompromisu pozostaje lekki osad goryczy, że nie udało się osiągnąć wszystkiego.
Jolanta Pieńkowska: A spodziewał się pan takich reakcji, czytamy w gazetach - Zdrada, hańba, targowica, Trybunał Stanu dla premiera, kapitulacja, zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa?
Włodzimierz Cimoszewicz: Spodziewałem się, ale nie dlatego, że na to zasługujemy, ale dlatego, że taka jest polska polityka.
Jolanta Pieńkowska: Ale tak mocnych słów się pan spodziewał?
Włodzimierz Cimoszewicz: 7 lat temu, kiedy przyjęliśmy polską Konstytucję, te same słowa padały prawie z tych samych ust, albo z tych samych ust. To jest miara koszmarnej nieodpowiedzialności wielu polskich polityków, polska polityka jest niestety coraz częściej wypełniana chuligaństwem politycznym, dlatego to mnie nie zaskakuje.
Jolanta Pieńkowska: Ale są też tacy politycy, których za nieodpowiedzialnych uznać trudno, np. szef UKIE mówi, że nie trzeba było kończyć negocjacji za wszelką cenę.
Włodzimierz Cimoszewicz: Jest wiele czasu, rozwiązania teraz ustalone i tak wchodzą w życie w 2009 roku, trzeba było kończyć, czy nie. Trzeba było kończyć, dlatego, że ten proces negocjacji miał swoją dynamikę. Nie można też lekceważyć sytuacji politycznej panującej w Europie, która musi się pozbierać po podziałach w kwestii irackiej, jak kształtować stosunki z Ameryką, po bardzo trudnych trwających prawie rok negocjacjach dotyczących Traktatu i w wielu innych kwestiach. Pod ogromnym wrażeniem wszyscy są jeśli chodzi o wybory do PE, w których nie tyle partie rządowe najczęściej przegrywały, co po raz pierwszy eurosceptycy odnieśli tak wielki sukces. Z tego trzeba wynosić wnioski, ci, którzy nie lekceważą wartości Unii Europejskiej, muszą mieć tego świadomość. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że jako uczestnik, nie obserwator tego co się działo w Brukseli, że zablokowanie tej konferencji, tylko przez Polskę, bo nikt jej nie zamierzał blokować.
Jolanta Pieńkowska: Właśnie, czy Polska była jedynym krajem, który by odszedł od stołu?
Włodzimierz Cimoszewicz: Bylibyśmy jedynym krajem. Potwierdzeniem tego jest to co się działo w ostatnich minutach, gdy wszyscy bili brawo i mówili, że wszystko zakończono, a Marek Belka był jedynym szefem delegacji, który powiedział - jeszcze nie, jesteśmy blisko, ale to nie koniec, bo są jeszcze takie i takie sprawy do rozwiązania. Wtedy na tej sali wyczuwało się atmosferę wręcz zdumienia i zatrwożenia, że rzeczywiście może się to skończyć po raz kolejny fiaskiem.