Włodzimierz Cimoszewicz: jestem przeciwnikiem gry teczkowej
Jestem przeciwnikiem całej tej gry teczkowej, uważam, że w kategoriach takiej ludzkiej mądrości ciągłe grzebanie się w przeszłości wielkiego sensu nie ma, to jest rozdrapywanie ran, to jest jątrzenie, to jest powód do ciągłych niedobrych emocji. Chociaż nie chcę powiedzieć, że prawdę należałoby skrywać lub że ktoś, kto ma ochotę na grzebanie się w tym, nie powinien mieć takiego prawa - powiedział marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz w "Sygnałach Dnia".
Sygnały Dnia: Czy zamknąć teczki? Tak uważa Ewa Kulesza, główny inspektor ochrony danych osobowych. Zwróciła się między innymi do marszałka Sejmu z apelem, by Instytut Pamięci Narodowej udostępniając teczki, działał wyłącznie w granicach przepisów prawa, czyli nie dawał teczek posłom oraz nie dawał teczek dziennikarzom.
Marszałek Sejmu, kandydat na prezydenta Włodzimierz Cimoszewicz w naszym studiu. Dzień dobry, panie marszałku.
Włodzimierz Cimoszewicz: Dzień dobry, kłaniam się państwu.
Sygnały Dnia: Pan już odpowiedział, że nie może pan podjąć w tej sprawie żadnych działań, ale dlaczego?
Włodzimierz Cimoszewicz: Wyjaśniłem to także przed chwilą w dzienniku radiowym, mogliśmy wszyscy usłyszeć tę odpowiedź. W wielkim skrócie – nie mam takich podstaw prawnych, a ponadto w tej chwili chodzi już tylko o tak zwaną teczkę jedną, mnie dotyczącą, więc jestem ostatnim człowiekiem, który by blokował dostęp do tej teczki.
Natomiast chcę powiedzieć, że pismo pani profesor Kuleszy, tak jak wcześniej otrzymane przeze mnie, kilkanaście dni temu pismo rzecznika praw obywatelskich profesora Andrzeja Zolla, w obu przypadkach ludzi powołujących się także na autorytety prawnicze, na stanowiska środowisk prawniczych...
Sygnały Dnia: No i przede wszystkim na prawo.
Włodzimierz Cimoszewicz: Na prawo, oczywiście, na prawo. Zawiera prawdę, gdy chodzi o sposób rozumienia prawa, sposób interpretowania prawa. I z całym moim szacunkiem dla przewodniczącego Kolegium IPN, który prezentuje publicznie na ten temat inne zdanie, przepis artykułu 36 Ustawy o Instytucie należy interpretować bardzo prosto – on określa...
Sygnały Dnia: Tylko powiem, jaki to jest przepis i wyliczę, jakie podmioty, do jakich celów mogą zyskać materiały z Instytutu, a wśród nich nie ma komisji śledczej.
Włodzimierz Cimoszewicz: No właśnie, tak. Więc w moim przekonaniu IPN rzeczywiście zbyt lekko chyba potraktował w przeszłości to ograniczenie obowiązujące je, choć w większym stopniu odpowiedzialność ponosi, oczywiście, sejmowa komisja śledcza, która lekceważąc fakt, że jest w Polsce prawo regulujące proces lustracyjny, procedurę lustracyjną, przyznała sobie sama uprawnienia w tym zakresie i przecież nikt chyba rozsądny w Polsce nie ma wątpliwości, w jakim celu – w celu tak zwanej gry teczkami – i to się robi. To jest praktyka fatalna, ona pokazuje, w jakiej pogardzie można mieć w Polsce prawo i że mogą to czynić ludzie, którzy rzekomo powołani są do tego, żeby odkrywać prawdę i odkrywać naruszenia prawa.
Sygnały Dnia: Panie marszałku, ale myśmy o tym rozmawiali już wielokrotnie. Rozmawiałam z wieloma politykami, co zrobić, by ukrócić grę teczkową, by nie była ona przetargiem w kampanii wyborczej i właściwie ona jest, nic się nie stało.
Włodzimierz Cimoszewicz: Poza ludzką przyzwoitością wśród polityków, niestety, jest tego bardzo mało, nie ma odpowiedzi, nie ma dobrej odpowiedzi. Twierdzenie wielu osób niezorientowanych, słabo znających się na tych zagadnieniach – ujawnić wszystko – przecież ono miałoby sens wtedy, gdybyśmy uznali, że te archiwa SB zawierają świętą prawdę, że tam jest wyłącznie prawda. Kto może takie absurdalne założenie sensownie stwierdzać dzisiaj? Jeżeli natomiast jest tam – a jest tam – bardzo wiele przypadków, kiedy zaglądano ludziom w ich życie osobiste, intymne, gdy prowokowano ich, gdy pisano o nich rozmaite bzdury, ujawnianie dzisiaj tego może postawić tysiące, dziesiątki, być może więcej niż dziesiątki tysięcy ludzi w dramatycznej sytuacji. Mieliśmy przykład po ujawnieniu tej tak zwanej listy Wildsteina. W gruncie rzeczy należałoby ją określać mianem nazwiskiem innej osoby, która tak naprawdę wyniosła tę listę z IPN.
Sygnały Dnia: Panie marszałku, dziś komisja badająca aferę orlenowską zdecyduje, czy wystąpi do IPN o pana teczkę. Czy uważa pan, że komisja powinna wystąpić i czy chciałby pan, żeby komisja wystąpiła?
Włodzimierz Cimoszewicz: Jestem przeciwnikiem całej tej gry teczkowej, uważam, że w kategoriach takiej ludzkiej mądrości ciągłe grzebanie się w przeszłości wielkiego sensu nie ma, to jest rozdrapywanie ran, to jest jątrzenie, to jest powód do ciągłych niedobrych emocji. Chociaż nie chcę powiedzieć, że prawdę należałoby skrywać lub że ktoś, kto ma ochotę na grzebanie się w tym, nie powinien mieć takiego prawa.
Natomiast gdy chodzi o dzisiejszą decyzję komisji, mam wrażenie, że tam jest taki dosyć mechaniczny układ i nieważne jest, co jest słuszne, co niesłuszne, decyduje pewna większość. Chciałbym w tych okolicznościach, w tej atmosferze nie być o cokolwiek podejrzewany, ja mam czyste sumienie i w związku nie mam nic przeciwko ujawnieniu mojej teczki. Przy czym mówiąc szczerze, chciałbym, żeby równocześnie ujawniono dokumentację procesu lustracyjnego wobec mojej osoby. Zwróciłem się do prezesa sądu lustracyjnego o ujawnienie przynajmniej wyroków i uzasadnień, dlatego że sądy w trzech instancjach, nawet w dwóch instancjach, badające merytorycznie ten przypadek, sześciu niezależnych, odrębnych sędziów stwierdziło, że nie współpracowałem ze służbami specjalnymi. I chciałbym, żeby ich rozumowanie, ich sposób patrzenia były rodzajem fachowego komentarza do tego wszystkiego, co posłowie, gdy dorwą się do tej teczki, będą wyprawiali.