Władze w Tybecie grożą surową reakcją na protesty
Szef tybetańskich władz lokalnych
Qiangba Punco zagroził surowymi działaniami wobec
uczestników protestów w Lhasie. Zaprzeczył
jednocześnie, by siły porządkowe użyły tam broni i by w mieście
wprowadzono stan wyjątkowy.
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/krwawe-zamieszki-w-chinach-6038675479434369g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/krwawe-zamieszki-w-chinach-6038675479434369g )
Krwawe zamieszki w Tybecie
Będziemy postępować surowo z tymi kryminalistami, którzy podejmują działania w celu podzielenia narodu - powiedział przedstawiciel władz. Manifestacje w Lhasie, które przerodziły się w zamieszki, nazwał "spiskiem separatystów".
Państwowa chińska agencja informacyjna Xinhua informuje, że w sobotę rano protestów w Lhasie już nie ma. Na ulicach widać ślady zajść z poprzedniego dnia.
W stolicy Tybetu manifestowało 10-20 tys. ludzi. Demonstranci atakowali budynki rządowe, rzucali kamieniami w milicję i podpalali milicyjne samochody.
Informację, że siły porządkowe użyły w Lhasie broni, podał tybetański portal Phayul.com. Źródła w służbach medycznych i organizacje walczące o prawa Tybetu twierdzą, że protesty przyniosły co najmniej dwie ofiary śmiertelne. Rządowe media chińskie mówią jedynie o rannych.
Antychińskie manifestacje trwają od poniedziałku nie tylko w Tybecie, lecz także w przyległych prowincjach chińskich, których tereny należały do wschodniej części dawnego Tybetu. Według władz chińskich zajścia wyreżyserowała "klika dalajlamy".