Władza na rykowisku
Polska polityka nie może obejść się bez łowów. Politycy chętnie załatwiają interesy i ocieplają kontakty przy akompaniamencie wystrzałów, zapachu świeżej krwi i dobrze zmrożonej wódki. Myśliwi to klan wtajemniczonych, a ten nie może obejść się bez dygnitarzy - pisze Agnieszka Rybak w "Polityce".
Polowali królowie, szlachta strzelała szaraki, arystokracja niedźwiedzie, a po nich pański przywilej przejeli włodarze PRL. Dla premiera Jaroszewicza, generałów Siwickiego i Kiszczaka polowanie stanowiło styl życia - podaje tygodnik.
Polski Związek Łowiecki to potęga w kręgach władzy - pisze publicystka "Polityki". Członkiem PZŁ jest co szósty poseł i senator, nie licząc sympatyków łowiectwa. Na sali sejmowej myśliwi siedzą po lewej i w środku. W znikomym stopniu występują w partiach nowej generacji, jak Platforma Obywatelska.
Wartość związków z łowiectwem docenia Samoobrona. Alfred Budner, pierwszy myśliwy w partii Leppera, założył parlamentarny Zespół Myśliwych i Sympatyków Łowiectwa. Należy do niego 78 osób, w tym znaczna część klubu Samoobrony z Renatą Beger na czele - czytamy w tygodniku.
Teoretycznie zostać myśliwym nie jest łatwo. Kandydat musi zdać egzamin, dopiero po nim może wystąpić o broń. Żeby strzelać do zwierzyny grubej, potrzebna jest trzyletnia praktyka i zdany egzamin selekcjonerski. Ale ludziom wpływowym, politykom i biznesmenom, zdanie egzaminu nie sprawia jakos trudności - pisze Agnieszka Rybak. Dla wielu polowanie to miejsce robienia interesów.
Według publicystki, uczty połączone z alkoholem to zmora prominenckich polowań. Wśród myśliwych znane są historie, gdy podczas polowania jego uczestnicy byli tak goszczeni przez miejscowe władze, że do rana chodzili zalani w sztok.
Organizatorzy polowań przestrzegają żelaznej zasady: ważny gość musi wyjechać zadowolony. Na kilka dni przed polowaniem odbywa się tropienie zwierząt, podkarmianie, obserwacja, gdzie i o której godzinie wychodzą medalowe sztuki. Zaczyna się łamanie głowy, którędy gościa podprowadzić, by strzał był pewny, a zadowolenie murowane - czytamy w tygodniku.
W wielu z tych, którzy na początku polowania traktowali towarzysko, budzi się w końcu zew krwi. Bo broń, która zawisa na ścianie w pierwszym akcie, musi w końcu wypalić - konkluduje Agnieszka Rybak.