Władysław Kosiniak-Kamysz po wyborach prezydenckich: "Czułem ból"
- Wiecie co? Jestem w polityce od 10 lat, ale dopiero "tygrys" spowodował, że trafiłem pod strzechy - mówi w wywiadzie Władysław Kosiniak-Kamysz. I dodaje: - Moja żona poszła grubo po bandzie.
Na jednej z konwencji wyborczych podczas kampanii prezydenckiej Paulina Kosiniak-Kamysz nazwała swojego męża - wówczas kandydata na głowę państwa - "tygrysem". Dziś lider PSL przyznaje, że żona go zaskoczyła, bo nie konsultowała tego z nim. I taki już został przydomek Kosiniaka: "tygrys".
Kosiniak: Moja żona była smutna
Władysław Kosiniak-Kamysz w szczerej rozmowie z Magazynem TVN24 mówi, że w dzień ogłoszenia wyborów prezydenckich czuł ból - lider PSL zdobył jedynie nieco ponad 2 proc. poparcia. Komentatorzy ocenili ten wynik jednoznacznie - jako katastrofę.
- Ten ból jest bardzo silny i jest w tobie i jest ci bardzo ciężko. Te uczucia było widać na mojej twarzy, w ruchach, a potem w każdym słowie. Dziś już wiem, że to było najtrudniejsze wystąpienie w mojej dotychczasowej politycznej karierze - przyznaje prezes PSL.
Jak dodaje, najtrudniejsze w takich chwilach jest zebranie myśli. - W pierwszej chwili trudność sprawia nawet podniesienie wzroku - mówi polityk, wspominając wieczór wyborczy 28 czerwca.
- Trudno jest, po prostu. Zakładasz, że dobry wynik to 8 procent, a zły 5 procent, a ty dostajesz telefon, że ostatecznie jest 2. I nie możesz wsiąść do samochodu i odjechać, tylko musisz wyjść na scenę, wziąć mikrofon i jeszcze powiedzieć coś oprócz "dziękuję" - opowiada Kosiniak-Kamysz.
Jak zareagowała jego żona, Paulina? - Była bardzo smutna. Ale mówiła to, co sam wiedziałem, żeby nie robić z siebie pajaca i udawać, że cokolwiek jest ok. Bo nie było - mówi lider ludowców.
Przyczyny porażki: lockdown i Trzaskowski
Były kandydat PSL na prezydenta przyznaje, że wejście do gry Rafała Trzaskowskiego zmieniło wszystko. - Kilka tygodni po zmianie kandydata Platformy wiedziałem, że druga tura jest poza zasięgiem. Choć wiara oczywiście pozostaje do końca, bo bez niej trudno byłoby prowadzić kampanię. Ale dla mnie przełomem nie był sam Trzaskowski, tylko wybuch pandemii i lockdown. To koronawirus odebrał mi to, co było dla mnie w kampanii najważniejsze, czyli kontakt na spotkaniach z ludźmi - wyjaśnia.
I jednocześnie krytykuje kierownictwo PO: - To, że PO nie poparła mnie albo Szymona Hołowni było błędem, bo według badań mieliśmy największe szanse na wygraną z Andrzejem Dudą. Ale rozumiem Borysa Budkę, że szukał ratunku dla siebie. Bo Trzaskowski był kandydatem na ratowanie Platformy, a nie na wygranie wyborów.
Kosiniak wspomina także porażkę Koalicji Europejskiej w wyborach do PE w 2019 roku: - Wybory europejskie były porażką. I trzeba sobie to jasno powiedzieć. Najłatwiejsze dla opozycji wybory zakończyły się katastrofą. Koalicja Europejska poniosła porażkę. Wspólna lista to temat zamknięty, a ktoś, kto tego nie rozumie, nie wygra żadnych kolejnych wyborów. Jeśli Borysowi Budce marzy się być hegemonem na opozycji, to jest najprostsza droga do przegrania siedmiu wyborów z rzędu. Ja nie wiem, ile jeszcze muszę ofert Platformy i PiS-u odrzucić, żeby odkleić od PSL-u łatkę "kwiatka do kożucha"? - zastanawia się lider PSL.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl