Władimir Putin "wygra" wybory do Bundestagu w 2017 roku? Z powodu kryzysu imigranckiego prokremlowskich deputowanych może być nawet połowa
• Kryzys imigracyjny w Niemczech pogarsza notowania CDU Angeli Merkel
• Zerwanie koalicji CDU/CSU jest rozważane przez bawarską CSU
• Na kryzysie zyskuje antyimigrancka i prorosyjska AfD
• W Bundestagu może być ok. 50 proc. prokremlowskich posłów z różnych partii
• Będą wśród nich przeciwnicy sankcji i zwolennicy gazociągu Nord Stream II
• Zwycięzcą wyborów w 2017 roku może się okazać Władimir Putin - pisze w Wirtualnej Polsce Jan Wójcik z euroislam.pl
23.09.2016 | aktual.: 23.09.2016 13:56
Z powodu kryzysu imigracyjnego rządząca w Niemczech chrześcijańsko- demokratyczna CDU znalazła się pod obstrzałem z wielu stron. Dostaje jej się na poziomie międzynarodowym, w kraju niezadowoleni obywatele głosują na konkurencję, a z podejściem do imigracji nie zgadza się także wieloletni koalicjant, bawarska CSU. Nawet w samej partii rośnie opozycja wobec Angeli Merkel i związanego z nią kierownictwa.
Nikt już nie ma wątpliwości, że to w jaki sposób CDU zareagowało na falę imigracyjną w ubiegłym roku przeora niemiecką scenę polityczną. Nie bez konsekwencji dla Polski.
Szczyt Unii Europejskiej w Bratysławie, który odbywał się w ubiegłym tygodniu, zogniskowany był wokół słowa "chaos" na granicach UE. Chodziło o rzeczywiste problemy, ale także o słowo "chaos" użyte do ich opisania przez Prezydenta Rady Europejskiej Donalda Tuska i jego krytykę politycznej poprawności, która opóźniała odpowiednią reakcję na narastający kryzys.
Merkel w odwrocie
Zostało to odebrane jako obwinianie kanclerz Angeli Merkel, która tworzyła złudne nadzieje imigrantom mówiąc, że "Niemcy dadzą radę". Dzisiaj ona sama przyznaje, że nie dali rady i więcej nie zamierzają powtórzyć tego błędu. Zwłaszcza, że wybory za wyborami do landtagów - parlamentów krajów związkowych Republiki Federalnej Niemiec - pokazują, że chadecja za ten błąd płaci, co widać było wyraźnie po wyborach w Berlinie w ubiegłym tygodniu.
Zyskuje za to istniejąca zaledwie od trzech lat antyimigrancka i eurosceptyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD)
. Partia ta jeszcze w wyborach do landtagów w 2015 roku mogła liczyć na jednocyfrowe poparcie, ale gdy w 2016 roku skutki kryzysu imigracyjnego stały się oczywiste, we wszystkich landach osiągała wynik dwucyfrowy, w Saksonii-Anhalt zdobywając nawet 24 proc. poparcia. W Meklemburgii-Pomorzu Przednim, rodzinnym kraju obecnej kanclerz Niemiec, AfD osiągnęła 20 proc., plasując się za lewicową SPD i spychając CDU na trzecie miejsce. W stolicy kraju nie poszło już tak dobrze, ale ciągle był to wynik dwucyfrowy zbliżony do wyników partii od lat zasiedlających niemiecką scenę polityczną.
Nie wiadomo więc, jak w kontekście porażek rządzącej partii odczytywać raport rządowy o zagrożeniu pokoju społecznego we wschodnich Niemczech, do którego dotarł niemiecki dziennik "Handelsblatt". Jak podkreślają autorzy raportu, dochodzi tam do wzrostu ksenofobii i ataków na imigrantów. Zaciera się także "różnica między obywatelskim protestem a skrajnie prawicową agitacją".
Są wprawdzie podstawy, żeby tak sądzić, ale czy nie jest to także desperacka próba szukania innych sposobów zwalczania konkurencji, która na tym niezadowoleniu społecznym wyrosła?
Przy okazji ostatnich wyborów Angela Merkel swymi działaniami na scenie międzynarodowej próbowała przekonać obywateli, że panuje nad sytuacją. W marcu 2016, tuż przed głosowaniem w trzech kluczowych landach, kanclerz Niemiec wynegocjowała pakt UE-Turcja, który ma powstrzymać napływ syryjskich uchodźców z Turcji do Europy. W trakcie ostatnich wyborów zapewniała na szczycie unijnym, że więcej błędu z roku 2015 nie popełni. CDU jednak wiele to nie pomogło. Według najnowszych sondaży AfD ma szansę stać się trzecią siłą w Bundestagu po wyborach w roku 2017.
AfD z korzyścią dla Rosji
AfD, poza tym, że jest eurosceptyczna i przeciwna niekontrolowanej imigracji, jest także zwolenniczką zacieśniania współpracy Niemiec z Rosją, a przez niektórych oskarżana o finansowanie jej przez reżim Putina. Początkowo frakcja prorosyjska w partii nie była silna, ale wraz z odejściem założyciela partii Bernarda Lucke i części starych członków, sympatycy transatlantyckiej orientacji stracili na znaczeniu. Poza tym, wyborcami AfD są zwolennicy sprzeciwiającej się islamizacji Zachodu Pegidy - 9 na 10 z nich głosuje na AfD, a wśród pegidowców jest wielu zwolenników Putina.
AfD została także usunięta z unijnej Frakcji Konserwatystów i Reformatorów, do której m.in. należy PiS i brytyjski eurosceptyczny UKIP, ponieważ zaczęła współpracę z austriacką skrajnie prawicową Partią Wolności, FPO, w Polsce uznawaną przez Ośrodek Analiz Strategicznych za część "putinowskiej międzynarodówki".
Do tej międzynarodówki zaliczana jest także partia Die Linke, znajdująca się na drugim biegunie politycznym Niemiec. To akurat nie powinno dziwić nikogo, bo już za czasów Związku Radzieckiego wykorzystywano na Zachodzie często zasadne niepokoje obywateli, żeby osłabiać tamtejsze państwa. Wystarczy wspomnieć rosyjskie zaangażowanie w organizacje ekologiczne i przeciwników broni atomowej.
Jednak, jak twierdzi krytyczny wobec polityki Putina rosyjski publicysta Bloomberga Leonid Bierszydski: "Alternatywa dla Niemiec nie osiąga 15 proc. dlatego, że finansuje ją rosyjska ambasada, osiąga je, ponieważ Niemcy są niezadowoleni z niespójnej polityki imigracyjnej Angeli Merkel".
Koniec starej przyjaźni?
Nie tylko AfD osłabia CDU. Wieloletni koalicjant, bawarska konserwatywna CSU, zajął bardzo krytyczne stanowisko wobec polityki imigracyjnej rządu. CSU atakuje koalicjanta za porażki w sprawach imigracji, czy będzie to niewykrycie ogromnej liczby fałszywych paszportów, używanych przez uchodźców, czy niezgoda Merkel na podanie górnej granicy kwoty imigrantów, jaką Niemcy są w stanie przyjmować.
Na razie CSU deklaruje, że w wyborach 2017 roku nie poprze CDU, jeżeli obecna kanclerz będzie kandydować na kolejną kadencję. Takie rozwiązanie, czyli wystawienie oddzielnego kandydata na kanclerza z bawarskiej partii, podoba się aż 42 proc. Niemców ankietowanych we wrześniu przez TNS Emnid.
Analizując obecne sondaże, okazuje się, że najwięcej miejsc w niemieckim parlamencie straci właśnie CDU i chociaż z dużym prawdopodobieństwem AfD nie będzie członkiem rządu, to pozostanie w Bundestagu istotną siłą.
CSU, nawet jeżeli zdecyduje się na samodzielny udział w wyborach, prawdopodobnie będzie potrzebne CDU do sformowania rządu, bo przy obecnych wynikach sondaży sama koalicja CDU/SPD może nie wystarczyć, chyba że do parlamentu dostaną się liberałowie z FPD, którzy w ubiegłych wyborach stali się przystawką dla chadeków.
Zatem, nawet jeżeli uda się zmontować koalicję tych partii, to na znaczeniu w niej zyska socjaldemokracja rządzona przez Sigmara Gabriela, a on należy również do grona proputinowskich polityków w Niemczech. Wystarczy wspomnieć, że jest zwolennikiem budowy rurociągu Nord Stream II bez konsultacji wewnątrzunijnych i przeciwnikiem sankcji wobec Rosji. W efekcie w Bundestagu w roku 2017 roku może zasiąść silna proputinowska opozycja oraz bardziej niż poprzednio liczący się prorosyjski koalicjant w rządzie. Na obecną chwilę te partie mogą łącznie liczyć na prawie połowę głosów.
Kto zatem okaże się zwycięzcą wyborów parlamentarnych w największym państwie Unii w przyszłym roku? Największe szanse ma Władimir Putin...
Polecamy również: Odważne książki, tchórzliwi wydawcy, zwycięski islam