PolskaWizyta prezydenta ujawniła dyplomatyczne braki

Wizyta prezydenta ujawniła dyplomatyczne braki

Polskie służby konsularne, które powinny
reprezentować interesy naszej Ojczyzny w USA, dążyły do tego, by
zminimalizować znaczenie wizyty prezydenta Rzeczypospolitej
Polskiej w tym kraju, a także by Lech Kaczyński spotkał się z jak
najmniejszą grupą naszych rodaków - pisze "Nasz Dziennik".

13.02.2006 | aktual.: 13.02.2006 07:13

Według gazety, takie komentarze można było usłyszeć na zakończenie wizyty głowy państwa polskiego z ust wielu przedstawicieli Polonii amerykańskiej. Niektórzy z rozgoryczeniem stwierdzali, że to kolejny przykład potwierdzający rację osób domagających się szybkiej wymiany personelu polskich placówek dyplomatycznych. Być może zapowiedzią tego są pogłoski o dymisji ministra spraw zagranicznych Stefana Mellera.

Pierwsze sygnały o utrudnianiu Polonii spotkania z nowym prezydentem Polski pojawiły się jeszcze przed czwartkowym obiadem wydanym przez Lecha Kaczyńskiego na cześć Polaków zamieszkujących wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Nasi rodacy zza oceanu narzekali, że drogą oficjalną trudno było uzyskać jakąkolwiek informację na temat tego wydarzenia, a tym bardziej spotkać się z prezydentem. Obiad oczywiście się odbył, ale zapewne znacznie więcej było Polaków rozczarowanych tym, że nie mogli zobaczyć i usłyszeć Lecha Kaczyńskiego, niż tych, którzy w spotkaniu uczestniczyli.

"ND" zaznacza, że najwięcej zastrzeżeń pojawiło się już po zakończeniu politycznej części wizyty w Stanach Zjednoczonych, w sobotę, gdy prezydent odwiedził Polaków w Chicago. Na to spotkanie Polonia chciała zarezerwować dla siebie około 1500 miejsc. Ostatecznie sprzedano - jak twierdzą jej przedstawiciele - ok. 1000 biletów, ponieważ na tyle wyraził zgodę polski konsulat. Na szczęście znacznie więcej naszych rodaków weszło do sali White Eagle (ang. Orła Białego).

Z uzyskanych przez "ND" informacji wynika, że od początku Polacy zabiegali także o Mszę Świętą z udziałem prezydenta RP w bazylice pw. Świętego Jacka w Chicago, bo tu mieszka najwięcej naszych rodaków. Takie plany mieli także współpracownicy Lecha Kaczyńskiego, m. in. minister Andrzej Urbański. Jednak - jak wskazują informatorzy "ND" - pracownicy polskiego konsulatu w Chicago "nie przewidywali takiego spotkania". Doszło do niego dopiero po rozmowie przedstawicieli Polonii z ministrem Urbańskim i jego interwencji.

Wypowiadający się anonimowo dla "ND" przedstawiciele Polonii przyczyn takiego zachowania personelu polskich placówek szukają w rodowodzie osób, które do tej pory decydowały o obsadzie tych stanowisk. Zdaniem naszych rodaków z USA, pracownicy ci w najlepszym wypadku - choć zdarzają się także wyjątki - związani są ze środowiskiem Platformy Obywatelskiej, co dało się zauważyć podczas ubiegłorocznych wyborów prezydenckich. Dlatego postawa personelu polskich placówek nie dziwi ich, ale zasmuca. Sposób organizacji wizyty głowy państwa polskiego w USA utwierdza tylko tamtejszą Polonię w przekonaniu, że nowe władze powinny zaprowadzić nowy porządek także w służbach dyplomatycznych. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)