Wirus, który zabija
Wirus zakłócił już trzy pory roku. Znany jako "Nil" był prawdziwą plagą ubiegłorocznego lata i jesieni. Śmiertelne efekty wejścia "Nila" w środowisko człowieka nasiliły się zimą - czytamy w piątkowej "Rzeczpospolitej".
24.01.2003 07:12
W prowincji Ontario w Kanadzie zmarła kobieta zainfekowana wirusem podczas transfuzji krwi. W Syracuse, w stanie Nowy Jork, urodziła się dziewczynka zarażona wirusem na etapie embrionu. Ostatnie dane z USA z grudnia: zabił 232, zainfekował 3800 ludzi oraz tysiące zwierząt i ptaków. Eksperci ochrony zdrowia przypuszczają, że wszedł już w krwiobieg 300 tys. Amerykanów.
Istnieją obawy, że - podobnie jak to było z HIV - wirusem z zachodniego Nilu są już skażone zapasy krwi. Centers for Disease Control and Prevention w Atlancie, federalna agencja ochrony zdrowia, poinformowała o istnieniu rzadkiej postaci choroby wywołanej przez wirusa z Nilu - doprowadza do paraliżu kończyn.
"Nil" atakuje jak tornado: przetacza się niegroźnie nad niektórymi terytoriami, zaś na inne spada z ogromnym impetem. Wirus wybrał sobie mały rejon południowo-wschodniej Luizjany. Tam minionego lata rozmnażał się. Najbardziej ucierpiało miasto New Roads i okolice, gdzie bagniska porośnięte gęstym, niskopiennym lasem liściastym, stanowią naturalny raj dla komarów. Zwalał z nóg silnych mężczyzn i wywoływał objawy wścieklizny u koni. (jask)
Więcej: rel="nofollow">Rzeczpospolita - Padają ptaki, umierają ludzieRzeczpospolita - Padają ptaki, umierają ludzie