Wildstein pozwie do sądu Olbrychskiego
Bronisław Wildstein, były już publicysta
"Rzeczpospolitej", zapowiedział w programie
telewizyjnym Tomasza Lisa "Co z tą Polską", że wytoczy Danielowi
Olbrychskiemu proces o zniesławienie. Wcześniej Olbrychski,
którego nazwisko znalazło się na "liście Wildsteina" i który był
również gościem programu, zarzucił Wildsteinowi, że w latach 80.
na emigracji we Francji donosił tamtejszym władzom.
04.02.2005 | aktual.: 04.02.2005 06:33
Daniel Olbrychski powiedział w programie, że "uniknął uściśnięcia ręki panu Wildsteinowi" ze względu na to, że ten na emigracji w Paryżu podczas procesu w 1986 r. przeciwko Mirosławowi Chojeckiemu (znanemu polskiemu opozycjoniście, m.in. założycielowi Komitetu Obrony Robotników i organizatorowi Niezależnej Oficyny Wydawniczej) doniósł, że Chojecki zatrudnia na czarno niektórych Polaków.
Unikał kontaktów
Olbrychski dodał, że od tego czasu wielu ludzi na emigracji unikało kontaktów z Wildsteinem. Rozumiem, ze chciał się pan przypodobać władzom francuskim, bo wszyscy nie mieliśmy tam lekkiego życia, ale ten proces, gdyby go Mirek przegrał, rzuciłby go, łącznie z deportacją, w ramiona i okowy SB polskiego. Był pan świadkiem na tym procesie, wszyscy o tym w Paryżu wiedzieliśmy - powiedział aktor.
Wildstein odpowiedział: Zastanawiam się, jak reagować na tego typu kłamstwa. Później zapowiedział, że wytoczy Olbrychskiemu proces o zniesławienie. "Daniel Olbrychski myli się w ocenach. Chyba nie groziła mi deportacja, nie wpadłbym w ramiona SB (zresztą bywałem w nich wcześniej, czego dowodem jest 'lista Wildsteina')" - napisał Mirosław Chojecki w oświadczeniu.
"Daniel myli się także w innym miejscu, Bronek nie był świadkiem a oskarżycielem w procesie przeciwko mnie jako szefowi Stowarzyszenia "Kontakt", wydającego miesięcznik o tej samej nazwie. Bronisław Wildstein był jego redaktorem naczelnym" - napisał Chojecki w oświadczeniu.
Poróżnili się
Chojecki wyjaśnił, że proces w sądzie pracy wynikał z faktu, że z Wildsteinem "poróżniliśmy się w politycznych ocenach sytuacji w Polsce". "Dotyczył on zwolnienia redaktora naczelnego miesięcznika. W trakcie rozprawy wyszło na jaw (to sąd wyraźnie o to dopytywał), że praktycznie wszyscy zatrudnieni w "Kontakcie" pracowali początkowo na czarno - takie były czasy, nie mogliśmy sobie pozwolić na różnego rodzaju opłaty które sięgały 40-45% płac" - czytamy w oświadczeniu.
Chojecki napisał, że dopiero po kilku latach sprawy te zostały uregulowane. Według niego proces zakończył się zobowiązaniem go do wypłacenia Bronisławowi Wildsteinowi odprawy w wysokości kilku miesięcznych pensji i decyzją o pokryciu przez kosztów postępowania przed sądem przez Wildsteina.
"Ale dziś po 20 latach mam wrażenie, że zapomnieliśmy z Bronkiem o zamierzchłej przeszłości i wytykanie jej sobie w obliczu tego, co nas czeka, chyba nie ma sensu" - napisał Mirosław Chojecki w oświadczeniu.