Wildstein: należy wyciągnąć wnioski z olsztyńskiej seksafery
Historia prezydenta Olsztyna Czesława
Małkowskiego powinna dać do myślenia tym, którzy w pełnej i
bezwarunkowej decentralizacji upatrują leku na wszelkie zło w
Polsce - akcentuje w "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein.
Małkowski aresztowany został pod zarzutami gwałtu i molestowania miesiąc po ujawnieniu jego postępków przez "Rz". Zarzuty wobec niego nie dotyczą jednak wyłącznie spraw seksualnych. To oskarżenia o korupcję, działania na szkodę miasta, niegospodarność. Wszystkie umarzane przez miejscową prokuraturę, która dostała od prezydenta nowy budynek - pisze Wildstein.
Małkowski w PRL był cenzorem wojewódzkim. Po zmianie systemu zaczął robić karierę w SLD. Pokłócił się jednak z partią i założył własny komitet wyborczy. Od tego czasu karierę robił już bez przeszkód. Z wszystkimi ważnymi miał dobre układy. Chociaż miasto huczało o jego wyczynach i korupcji, nic mu to nie szkodziło.
Oddelegowanie demokracji na jak najniższy szczebel jest sprawą pożądaną, ale powinno się odbywać przy spełnieniu określonych warunków. Społeczność lokalna musi mieć dobrze działające instytucje. W innym wypadku stosunkowo łatwo może paść ofiarą zorganizowanej sitwy przekształcającej się w rodzaj mafii. Zasada pomocniczości oznacza, że sprawy, które mogą być rozwiązane na poziomie niższym, nie powinny być przekazywane instytucjom na poziomie wyższym. W wypadku Olsztyna takie instytucje okazały się jednak konieczne - konkluduje w "Rzeczpospolitej" Bronisław Wildstein. (PAP)