Wildstein - gwałciciel praw i dobrych obyczajów
Bronisław Wildstein pogwałcił prawo i dobre
obyczaje wynosząc z Instytutu Pamięci Narodowej listę 240 tys.
nazwisk. Złamał paragraf ustawy o ochronie danych osobowych
zakazujący osobie nieuprawnienej przetwarzania danych osobowych -
podaje "Trybuna".
04.02.2005 | aktual.: 04.02.2005 09:16
Potwierdził to w rozmowie z gazetą współautor tej ustawy, pracujący nad nią w Sejmie jako ekspert rządowy Wacław Zimny. Jego zdaniem, Wildsteinowi może grozić kara grzywny, ograniczenia wolności lub nawet więzienia do 2 lat. Można się spodziewać, że do prokuratury popłyną wartkim strumieniem doniesienia o przestępstwie. Będą je składać osoby z listy, które uznają, że doszło do naruszenia ich praw - pisze dziennik.
Dziennikarz złamał też inny przepis - o tzw. wtórnym obowiązku informacyjnym. Przepis ten oznacza, że miał obowiązek poinformować każdą z 240 tys. osób figurujących na liście, że posiada jej dane osobowe. Co więcej, ten obowiązek ciążył na każdym, kto ściągnął z Internetu listę Wildsteina. Absurd? Absurd, ale takie jest prawo - informuje "Trybuna".
Zawdzięczamy je pani dr Ewie Kuleszy, generalnemu inspektorowi ochrony danych osobowych. To ona doprowadziła do zaostrzenia przepisu w tej sprawie uważając, że w ten sposób będzie lepiej chronić nasze dane osobowe. Teraz pani Ewa Kulesza powinna ścigać za złamanie ustawy nie tylko Wildsteina, ale też IPN, który nie upilnował listy nazwisk. Kłopot w tym, że wiceprezesem instytutu jest jej mąż Witold Kulesza - podkreśla gazeta. (PAP)
Więcej: Trybuna - Gwałciciel