Wigilia za kratami
Maleńki pokoik, 2 na 2 m. Duże okno zasłonięte "firanką" krat i blindą – ciemną szklaną zasłoną uniemożliwiającą wypatrzenie pierwszej gwiazdki. Stolik, choinka, trzy łóżka i trzy młode dwudziestolatki – Kasia, Magda i Angelika. Pochodzą z różnych stron Polski, ale tegoroczne święta spędzą w Nisku. Razem z nimi jest około 200 innych osadzonych w miejscowym Zakładzie Karnym dla kobiet.
24.12.2003 10:28
Przygotowania do Wigilii w niżańskim więzieniu nie różnią się wiele od zwyczajnej domowej krzątaniny. Trzeba ubrać choinkę, ustawić stoły, położyć obrusy, zapalić świece. Z kuchni zaraz będzie rozchodził się zapach gotowanego barszczyku z uszkami. Przygotowywana jest także ryba z chlebem, pierogi z kapustą i kompot. Z radiowęzła płyną kolędy. O godz. 22.00 rozpocznie się pasterka. Z szaf wyciąga się najładniejsze bluzki i spódnice. Poprawia fryzury. Wigilii spędzonej w więzieniu nie da się porównać do rodzinnej wieczerzy, ale pracownicy ZK robią wszystko, by w szarych celach choć przez chwilę zagościł świąteczny nastrój.
Ciężar samotności
- Nikt tu nikogo nie oszukuje, że więzienie to dobre miejsce na spędzanie świąt – mówi Sławomir Lubera, dyrektor Zakładu Karnego w Nisku. - Wiele osadzonych nie da tego po sobie poznać, ale tęsknota za rodziną doskwiera im w te dni wyjątkowo mocno. W celach panuje cisza. Każda z kobiet na swój sposób przeżywa te nieraz najtrudniejsze dla nich w roku dni. Niektóre żyją nadzieją na spotkanie z rodzinami, inne wiedzą, że nikt ich nie odwiedzi. Część osadzonych cieszy się z otrzymanych przed świętami paczek i kartek, o niektórych nikt w tym roku nie pamiętał. Mimo że razem zasiądą przy uroczyście nakrytych stołach, każda z nich będzie przeżywała te dni w samotności. To je paradoksalnie łączy. Razem dźwigają ten ciężar. W niżańskim więzieniu przebywają skazane za różne przestępstwa. Są morderczynie, złodziejki, oszustki i awanturnice. Są i gwałcicielki. Dla części z nich to pierwsze święta za kratami, inne mają już za sobą kilka więziennych wigilii. Pobyt w więzieniu znoszą gorzej niż mężczyźni. Są nieufne wobec
obcych. Jeśli jednak zdecydują się już na rozmowę, są szczere.
- To już moje piąte Boże Narodzenie za kratami – przyznaje 35-letnia Zofia, odsiadująca łączną karę 8 lat więzienia za różne przestępstwa. - Na wolności święta są radością, tutaj to bardzo smutne dni. Nie ma nikogo bliskiego. Nie ma prawdziwych przygotowań. Kiedyś sama wszystko gotowałam. Kiedyś bardzo lubiłam święta. Teraz trzeba je przetrwać. Za kilka dni będzie 2004 r., będzie można skreślić kolejne dni i kolejny rok, a to daje jakąś nadzieję.
Tęsknota zza krat
Wśród kobiet osadzonych w Nisku jest bardzo dużo młodych dziewczyn. 20-letnia Magda, zanim trafiła do więzienia za kradzież i pobicie, zdążyła założyć rodzinę. Ma dwoje dzieci: 4,5–letnią córeczkę i 2,5 –letniego synka.
– Cały czas za nimi tęsknię – mówi dwudziestolatka. - W święta będzie jeszcze gorzej. Chciałoby się mieć je przy sobie. Mam nadzieję, że porozmawiamy przez telefon. Potem będzie bardzo smutno i popłynie sporo łez. Chcę jednak, aby dzieciaki wiedziały, że mama myśli o nich w te dni. Będą z dziadkami, więc będą miały w miarę normalne święta. Kasia i Angelika, z którymi Magda dzieli malutką celę, mimo że na pierwszy rzut oka udają twardzielki, przyznają, że obawiają się świątecznego nastroju. - Będziemy tęsknić – mówią chórem. Każda ma nadzieję, że za rok będą z najbliższymi. Mają nieduże wyroki, 3–4 lata. Po połowie odbytej kary chcą starać się o przedterminowe zwolnienie. Czy się uda? Nie wiedzą, ale będą sobie tego nawzajem życzyć.
Przepustka w prezencie
Spośród blisko 300 osadzonych w Nisku i podległej Zakładowi Karnemu jednostce w Chmielowie koło Tarnobrzega, tylko około 30 osób otrzymało w tym roku szansę spędzenia świąt w rodzinnych domach. Podań z prośbami o możliwość opuszczenia więzienia, choćby na kilka dni, wpłynęło kilka razy więcej.
- Na przepustkę wychodzą ci, którzy nie stwarzają żadnych problemów wychowawczych i spełniają wszystkie obowiązujące w tym względzie warunki formalne – mówi Sławomir Lubera. – Jest to dla nich niewątpliwie nagroda, ale nieraz walczą o nią nawet kilka miesięcy. Przed Bożym Narodzeniem otrzymuję mnóstwo próśb o przepustki. Nawet najbardziej grypsujące osadzone, które zazwyczaj nie dają po sobie poznać żadnych słabości, silą się na rozczulające wyznania tęsknoty.
Dla tych, którym nie udało się uzyskać biletu na święta w domu, dyrekcja więzienia przygotowała prezent w postaci podwyższonej stawki żywieniowej. W Wigilię będzie barszczyk z uszkami, smażona ryba z chlebem, pierogi z kapustą i kompot. W pierwszy dzień świąt na śniadanie zostanie podana wędlina, margaryna, chleb, kawa i kawałek ciasta. Na obiad rosół z makaronem, kotlet schabowy z ziemniakami i buraczkami. Na kolację chleb, margaryna, sałatka jarzynowa, kawałek wędliny i kawa. Drugi dzień świąt nie będzie się już różnił od dni powszednich.
Anioły i diablice
Wychowawcy pracujący w niżańskim Zakładzie Karnym dobrze znają swoje podopieczne. Nie są to kobiety o kryształowych charakterach. W końcu gdyby miały czyste sumienia nie znalazłyby się w tym miejscu. Więzienni opiekunowie mają jednak i tę świadomość, że większości z nich nigdy nie było łatwo. Rozbite rodziny, kryminogenne środowisko, dorastanie z alkoholem i awanturami w tle. Szansę na rzeczywistą przemianę mają tylko najsilniejsze. Większość po wyjściu wraca do siebie i do poprzedniego życia. Gdy opuszczają mury niżańskiego ZK, zarzekają się, że chcą jak najszybciej wymazać z pamięci więzienny rozdział. O tym, że łatwo się to nie udaje, świadczą powroty.
Mówi się, że więzienie to nie miejsce dla aniołów. Pewnie tak. Rozglądając się jednak po przygotowanych do świąt celach trudno nie ulec wrażeniu, że i w takie miejsca zdarza się Niebieskim Posłannikom nie tylko zaglądnąć, ale i na moment przykucnąć przy twardych pryczach. Na smutnych, zmęczonych twarzach więźniarek pojawia się wtedy promyk nadziei i siły koniecznej do odpokutowania popełnionego w przeszłości zła.
Małgorzata Rokoszewska