Wiesław Kaczmarek: tylko Janikowi może się udać
(RadioZet)
08.03.2004 | aktual.: 08.03.2004 10:21
Gościem Radia Zet jest jeden z dziesięciu, czyli Wiesław Kaczmarek. Wiesław Kaczmarek, który podpisał się pod uchwałą Marka Borowskiego, pan się uśmiecha, totalnie krytykującą Sojusz Lewicy Demokratycznej i poczynania aparatu Sojuszu. Czy pan się podpisuje pod zdaniem Andrzeja Celińskiego, który powiedział dzisiaj w „Rzeczpospolitej”, że nie chce pracować z aparatem typu Józef Oleksy czy pan Szmajdziński i dlatego odszedł z funkcji wiceprzewodniczącego? Przede wszystkim, to dzień dobry państwu. A dzień dobry. I dzień dobry paniom. Powód tej deklaracji Andrzeja Celińskiego był raczej reakcją, bardziej spontaniczną, na wystąpienie pani Aleksandry Jakubowskiej, która dość mocno skrytykowała tę uchwałę dziesięciu posłów, którą prezentowaliśmy konwencji. Nie odniosłem tego jako reakcję na dwie osoby innych przewodniczących. Tak, ale dzisiaj mówi wprost w „Rzeczpospolitej”, dlaczego miał zasiadać przy jednym stole prezydialnym z takimi panami jak Oleksy czy Szmajdziński. Ja tego nie słyszałem. Ale czytał pan.
Przejrzałem „Rzeczpospolitą” i jestem trochę zaskoczony ostrością sformułowań. Być może to jest wywiad udzielony na fali emocji, po przejściu przez konwencję i taką a nie inną decyzję Andrzeja Celińskiego. Ja bym nie postawił takiej ostrej tezy, że na przykład Jerzy Szmajdziński ma wszelkie cechy aparatu PZPR. To jest, myślę, nadużycie. A Józef Oleksy? Józef Oleksy jest wielką postacią aspirującą do roli ojca narodu. Patrzyłem przedwczoraj na wypowiedzi Józefa Oleksego i miałem wrażenie, że się pogubił, że potraktował ilość uwag, zapisów tejże uchwały, jako skierowanych przeciwko niemu. Widocznie w sobotę trudno mu było rozróżnić propozycje rozwiązania systemowego nie łączenia funkcji od ocen personalnych, które nie miały miejsca w tym przypadku. Myśmy zabiegali o to, aby tworzyć pewne mechanizmy, które mogą stanowić pewną podwalinę, bazę do zmiany i to poważnej zmiany w SLD. Odebrał to jako personalną ocenę. Nie było to naszym zamiarem. Czy poważną zmianą może być postać Krzysztofa Janika na czele SLD?
Postać związana z Leszkiem Millerem, postać, która była wiceprzewodniczącym SLD, postać, która nie wnosi nic nowego. Pani redaktor, my wszyscy jesteśmy związani z Leszkiem Millerem w SLD, więc to nie może być zarzut. W końcu pracowaliśmy w zespole Leszka Millera w okresie, kiedy przygotowywaliśmy się do kampanii 2001, a później tworzyliśmy rząd, więc to nie powinien być żaden szczególny wyróżnik. Natomiast ja mam taki pogląd, że jeżeli ktoś chce doprowadzić do zmian w SLD, to się może udać nie debiutantowi. Chciałbym być też dobrze zrozumiany, nie osobie spoza, ale osobie, która ma spore zaufanie w tej partii i również zna ludzi w tej partii i to na niej będzie się opierała dzisiaj zasadnicza strategia zmiany. Jeżeli ta osoba nie wykaże takiej determinacji, to faktycznie zmiana ta się nie uda. Wydaje mi się, że Krzysztof Janik jest postacią, która – zresztą ja nie widziałem radości na jego twarzy, kiedy został wybrany. To już widać nie te czasy, więc ma pełną wiedzę i przekonanie jakiego zadania się
podejmuje. Tylko jemu to może się to udać. Jak można rozumieć nowego przewodniczącego, który mówi, że Ola Jakubowska wykonała wielką robotę dla SLD, a odchodzący wiceprzewodniczący Andrzej Celiński mówi: „Ola Jakubowska zadała śmiertelny cios SLD.” Pewnie dwie te oceny są w dużej mierze uprawnione. Nie da się tego pogodzić. Zależy, z której strony się na to patrzy. Na pewno pani Aleksandra Jakubowska starała się zrobić, według swej miary i wiedzy, jak najlepiej w zakresie tej słynnej ustawy o radzie radiofonii i telewizji czy o ładzie medialnym, już nie wiem jak to nazwać, żeby być dobrze zrozumianym, ale w pewnym momencie przekroczyła tę delikatną linię - myślę, że to nie jest tylko ocena ludzi Sojuszu, ale też takich postronnych obserwatorów – wtedy, kiedy już nie należało działać. Dopiero swoista reprymenda ze strony parlamentu spowodowała, że trzeba się wycofać i pewnie zrobić to porządnie. No właśnie, ale pan ocenia, że nie ma reprymendy ze strony premiera Leszka Millera. Tego nie chciałbym oceniać, bo
to jest w końcu najbliższy współpracownik pana premiera, szef gabinetu politycznego i myślę, że jedyna uprawniona ocena jest to ocena samego premiera. Trudno osobie, która jest poza układem rządu, nie zna tych wszystkich niuansów, formułować jakieś publiczne oceny. To byłoby niestosowne. Krzysztof Pilawski, dziennikarz „Trybuny” pisze dzisiaj w „Gazecie Wyborczej”, że pana uchwała, Marka Borowskiego i pozostałych ośmiu osób, była konsultowana z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. To prawda? Nic nie wiem na ten temat i byłem świadkiem, że ta uchwała powstawała w dość frontowych warunkach, bo powstawała w piątek między godziną 22.00 a 2.00 w nocy. Nie było żadnego wysłannika Pałacu Prezydenckiego między nami. Wiem, że prace pan marszałek zakończył o trzeciej, czwartej w nocy. Nie sądzę, żeby w jakikolwiek sposób była konsultowana i treść oddaje to, co ta dziesiątka myślała. Uchwała nie budziła żadnej kontrowersji między nami i nie potrzebowaliśmy żadnego zewnętrznego wsparcia, ani błogosławieństwa. Kogo
chcieliście na przewodniczącego? W ogóle nie rozmawialiśmy o sprawach personalnych, chociaż w naszym gronie były, i są, osoby, które miały takowe aspiracje. Myślę o pani poseł Jolancie Banach i panu pośle Andrzeju Celińskim. To nie była sprawa, która była kwestią zasadniczą. Główną rzeczą było, żeby w końcu przemówić do członków konwencji, delegatów na konwencję, językiem prostym, ale też dość radykalnym, jeżeli chodzi o ocenę stanu rzeczy. Ale jaki to był język prosty i radykalny, skoro absolutorium dostał i Jerzy Jaskiernia i Aleksandra Jakubowska? To jest kwestia pewnego gestu. Tak to odbieram, co zresztą zostało wypomniane po wystąpieniu Oli Jakubowskiej, mówiąc, że to, że daliśmy ci votum zaufania, to nie znaczy, że dzisiaj masz prawo, zaraz po tym, schlastać nas po rękach za ten tekst. Myślę, że w przypadku Jerzego Jaskierni, pan Jaskiernia też chyba doszedł do wniosku, że jego pasmo różnych działań nie było najszczęśliwsze dla Sojuszu i z tego się wycofał. Tak też i uczyniła pani Jakubowska. Myślę, że
to był gest konwencji, chociaż wynik, jeżeli chodzi o absolutorium, był jednym z najsłabszych. Czy będzie rozłam w SLD? Czy ma pan jeszcze złudzenia, że jeszcze coś się wydarzy? Zapoczątkowaliśmy pewien proces. Nie było zamiarem wprowadzanie jakiejkolwiek frondy, chociaż pierwsze podejrzenie wszystkich było, że oto powstała w końcu grupa, która zamierza rozbić. My chcieliśmy powiedzieć konwencji, jak oceniamy sytuację i zapytać ją czy podziela te oceny. Po trudnej i ciężkiej dyskusji, bardzo żywiołowej, okazało się, że część diagnostyczna jest w pełni akceptowana, gorzej z niezbędnymi krokami. Czyli jesteście właściwie przegrani? Nie, nie. Bez języka Platformy, bo Platforma ogłosiła już naszą śmierć. Sama stosuje dzisiaj technologię lepu na muchy i prowadzi do pewnej dwubiegunowości sceny politycznej. Podziwiam swoistą zarozumiałość, która pozwala formułować takie wyroki: ci żyją, tamci zginęli, ci nie przetrwają. Ta polityka śmierci politycznej, bo dzisiaj mamy taką sytuację, to jest jakieś niepokojące
zjawisko... Politycy Platformy ciągle stawiają nas przed takimi ostrymi wyborami: Nicea albo śmierć, plan Hausnera albo śmierć, Platforma albo śmierć. Już was nie ma, według Donalda Tuska, jest tylko Samoobrona. Samoobrona mówi, że na ringu są złodzieje, a Platforma, że barbarzyńcy. Przed programem sami rozmawialiśmy, że Polska będzie obserwowała pojedynek barbarzyńcy kontra złodzieje, bo to mniej więcej tak wygląda. Tego rodzaju języka używają te obie partie polityczne, reszta się nie liczy, czyli reszta, jak trwoga to do Platformy, albo do Samoobrony. Tak się nie da prowadzić polityki. Tego typu ogłoszenie wojny na scenie politycznej przez Platformę, myślę, że dla polityków Platformy, może się źle skończyć. Myślę, że warto trochę skromności i mniej zarozumiałości. A premier Leszek Miller skończył się? Konwencja była pewnym symbolicznym aktem, gdzie, zresztą to Leszek Miller chyba sam powiedział, że oto zamknął się w jego życiu politycznym pewien rozdział i ten fakt jeszcze do niego nie dociera, ale będzie
go wspominał zawsze z pewną satysfakcją, bo myślę, że w tej sferze SLD – owskiej deklaracja była jednoznaczna. Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był Wiesław Kaczmarek, tak, jak powiedziałam, jeden z dziesięciu, jeden z dziesięciu przegranych, mimo wszystko. Nie mam takiej opinii. A tulipany są ciemno różowe, a nie czerwone.