Wiesław Dębski: Ukraina wycięła nam wszystkim niezły numer
Prezes Kaczyński przemawia na Majdanie, prezydent Komorowski zwołuje Radę Bezpieczeństwa Narodowego, zamartwia się premier Tusk. Wszystkie polskie telewizje informacyjne całymi dniami nadają „specjalne wydania” swoich programów. Nawet pan Andrzej, przewożący demonstrantów, dokonuje na prośbę dziennikarza TVN 24 politycznej analizy. O czym to wszystko? O problemach polskiego budżetu? O stale wysokim bezrobociu? Katastrofie służby zdrowia? Problemach partii rządzącej? Oczywiście, że nie!!! Nasi politycy myślą w tych dniach tylko o Ukrainie.
A ta (konkretnie prezydent Janukowycz) wycięła nam wszystkim niezły numer. W ostatniej chwili wycofała się z podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Nie będę się nad tą decyzją wyzłośliwiał, wystarczy, że robią to od kilku dni wszyscy, którzy w Polsce mają – albo i nie – coś w tej sprawie do powiedzenia.
Ja spróbuję się zastanowić, gdzie my – czyli Unia Europejska – sprawę zawaliliśmy. Myślę, że unijni (a więc i polscy) politycy popadli w tarapaty przez swoją megalomanię. Wydawało im się, że samo hasło „Unia” będzie wystarczającą obietnicą powszechnej szczęśliwości. A tymczasem tak nie jest.
Trudno to zrozumieć nam, w Polsce, bowiem wokół widzimy olbrzymie korzyści z członkostwa w brukselskim klubie. I zapominamy, co musieliśmy przeżyć, zanim do tego klubu się dostaliśmy. Nie pamiętamy terapii szokowej, likwidacji PGR-ów, padających fabryk, galopującego rozwarstwienia dochodów, potężnego bezrobocia, pojawienia się nurków (czyli ludzi grzebiących w śmietnikach), bezdomnych. A przecież my startowaliśmy z zupełnie innego poziomu, w dodatku zanim podpisaliśmy umowę stowarzyszeniową przeżyliśmy już co nieco pod rządami Balcerowicza.
Wzywając więc Ukraińców do podpisania umowy stowarzyszeniowej opowiedzmy im o naszych doświadczeniach. A także o tym, że do niedawna nikt ich w tej Unii nie chciał. Jeszcze kilka tygodni temu Polska w swych staraniach wydawała się osamotniona. A i dzisiaj nie sądzę, aby w sprawie CZŁONKOSTWA Ukrainy w UE nastąpił jakiś zdecydowany przełom.
Polacy też powinni wiedzieć, że Ukraina nie jest krajem miodem i mlekiem płynącym. Nie spełnia większości tzw. unijnych standardów – zarówno w zakresie gospodarki, jak i prawa, administracji, swobód obywatelskich. Z bardzo niskim PKB, olbrzymimi problemami demograficznymi, konfliktami społecznymi i regionalnymi. O tym wszystkim nie mówią Komorowski z Tuskiem w Warszawie, ani Kaczyński z Protasiewiczem na Majdanie.
Nie twierdzę, że nie powinniśmy wspierać dążenia wielu Ukraińców do członkostwa w UE, sądzę jedynie, że to wsparcie nie może polegać na gadaniu, lecz na konkretnej pomocy. Przecież oczywistą oczywistością jest, że następnego dnia po podpisaniu unijnego dokumentu Moskwa pokaże prawdziwe pazury. A ma czym straszyć. Nie musi obiecywać gigantycznych pieniędzy, wystarczy, że wprowadzi kordon sanitarny na ukraińską żywność, cła na cały eksport, podniesie ceny na surowce, zamknie kurki z gazem i ropą. A Oleh z Kijowa na podróż do cioci w Soczi będzie musiał wykupić wizę. W końcu Moskwa zażąda spłaty 15 mld dol. długu. I biedna Ukraina padnie jak mucha…
Pomożecie wtedy? Pomożecie? Nie sądzę, bo dzisiaj UE na ten strategiczny dla niej cel skora jest wyłożyć zaledwie 1 miliard euro. W zamian oferuje Kijowowi otwarcie rynków, na których ich towary nie będą miały większych szans, za to ich pracownicy podzielą los łódzkich prządek i gdańskich stoczniowców. Czy damy w zamian kredyty, przynajmniej takie, jak Grecji, Portugalii, Hiszpanii? Otworzymy swoje rynki pracy dla milionów Ukraińców, którzy tej pracy nie będą mieli u siebie? Będziemy gotowi znieść wizy? Coś mi się wydaje, że tak naprawdę nie mamy Ukraińcom nic do zaoferowania, poza głodem, potem i łzami.
A wszystko dlatego, że chyba polskim politykom nie tyle chodzi o Ukrainę, ile o Rosję. Kosztem pierwszych chcemy dać prztyczka tym drugim. Jak to określił Krzysztof Pilawski w tygodniku „Przegląd”: Występujemy jako adwokat Ukrainy, bo jesteśmy prokuratorem Rosji. I ostatnia już uwaga: jeżeli na Ukrainie nastąpi zmiana władzy, jeżeli prezydentem zostanie choćby Witalij Kliczko, to bez potężnej pomocy finansowej ze strony Polski i innych państw osiągnie tylko tyle, że pod koniec zimy wściekli Ukraińcy wrócą na Majdan… Kogo będą chcieli zwolnić? Do jakich swoich przyjaciół (?) będą mieli największe pretensje?
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski