Wiesław Dębski: tak bawi się prawdziwie polska młodzież
Początek lat trzydziestych, Niemcy, kawiarniany ogródek. W pewnej chwili wstaje młody chłopak, sympatyczny blondynek, w mundurze NSDAP. I zaczyna śpiewać „Tomorrow belongs to me”. Po chwili dołącza dwóch jego towarzyszy, później jakaś dziewczyna, inni kawosze. I wreszcie cała kawiarnia wraz z przyległościami rozbrzmiewa pieśnią: „Jelonek przez cichy las mknie, lecz stańmy w szeregu, bo huczy grzmot, mój będzie jutrzejszy dzień, mój będzie jutrzejszy dzień”.
Tę scenę z filmu „Kabaret” przywołał niedawno premier Donald Tusk. Przypomniał też, że rzeczywiście „jutrzejszy dzień” był ich, choć wówczas niewielu w to wierzyło. Przyznam się, że za każdym razem, gdy widziałem tę scenę ciarki przebiegały mi po plecach.
Początek 2013 roku. Warszawa, Gdańsk, Wrocław, Radom, Lublin, Sandomierz. Znów młodzi ludzie, zamiast w odprasowane mundury odziani w kominiarki, maski i tym podobne akcesoria, albo próbują zerwać wykłady na uczelniach, albo domagają się ich odwołania. Przy czym zawsze chodzi o wykłady ludzi kojarzonych z lewicowymi poglądami, bądź za takich uznanych przez zadymiarzy. Narodowcy niemal każdego dnia pokazują, że czują się bezkarni. Bo wokół słyszą: ależ spokojnie, nic się nie stało, to tylko młodzież. A tak w ogóle to lewacy sami sobie winni. Jeszcze trochę, a w kawiarnianych ogródkach zamawiający pięć piw faceci będą z uniesieniem śpiewać: nic się nie dzieje, Polacy, nic się nie dzieje. Tak bawi się prawdziwie polska młodzież...
A rektorzy uczelni kładą uszy po sobie, wolą się nie narażać, wiernie wykonują zalecenia „zamaskowanych twarzy” (prof. Stanisław Michałowski, rektor lubelskiego UMCS odwołał wykład prof. Jana Hartmana z UJ, ponieważ w tym dniu miał też dzień otwarty). Czy tak niektórzy rektorzy rozumieją wolność nauki, niezależność uczelni, tolerancję? Czy naprawdę sądzą, że znajdują się na właściwym miejscu? I pytanie zasadnicze: dlaczego milczy większość? Dlaczego na tak wielu uczelniach studenci i ich wychowawcy bądź uważają, że wszystko jest w porządku, bądź boją się narażać. Nawet pani minister (od uczelni) Barbara Kudrycka długo przyglądała się temu z boku. Dopiero w czwartek w Ministerstwie Nauki ma dojść do spotkania szefowej resortu z prezydium Konferencji Rektorów, by zastanowić się jak reagować w sytuacji zagrożenia nacjonalistycznymi bojówkami. Nie czekając na to spotkanie rektorzy napisali: ”Wyrażamy zaniepokojenie kolejnymi przypadkami naruszania akademickich zasad otwartości i swobody dyskusji”. Dobre i to…
Nic się nie stało? Nic się nie stało? Stało się, niestety. Ta fala rozlewa się już po Polsce. Nie tylko na uczelniach, ale i poza nimi. Jak choćby w Sandomierzu, gdzie bojówkarze chcieli zerwać spotkanie z politykami inicjatywy Europa Plus. I proszę się nie uspokajać. Na tym się nie skończy! Po lewicy przyjdą inni: co bardziej odważni pracownicy naukowi i studenci, dziennikarze, politycy. I niech się nie uspokajają ludzie SLD, po Europie Plus i na nich przyjdzie kolej! A równolegle na platformiane lemingi! Tak, tak, przyjdzie czas i na lud smoleński!
A tak przy okazji: co na to lewica? Lewica, proszę Państwa, zajmuje się sobą, naparzają się z całych sił, właściwie o nic. Jedni obrażają drugich, nawet byłego prezydenta, człowieka, o którym nie bez racji mówi się, że przeprowadził lewicę suchą nogą przez Morze Czerwone. Ba, z ciekawości radny SLD poszedł w grupie zadymiarzy zrywających w Sandomierzu spotkanie ludzi Kwaśniewskiego. I tłumaczył w "Gazecie Wyborczej": „Ja tylko byłem sprawdzić, czy nasi członkowie się tam nie wybierali". Są jednak tacy, którzy twierdzą, że radny Kuśmierz z SLD, szedł wespół w zespół z radnym Lipcem z PiS i narodowcami. Nie chce mi się wierzyć w inne doniesienia, że Kuśmierz krzyczał: „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”. To dopiero byłby chichot historii.
Cóż, róbcie tak dalej, panie i panowie. A obudzicie się z ręką wiadomo gdzie. Czy jest jeszcze w Polsce lewica, która zechce podjąć rękawicę rzuconą społeczeństwu przez skrajną prawicę? Oto jest pytanie…
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski