Wiesław Dębski: feministki zatraciły realne problemy życia codziennego kobiet
Pewnego dnia włączam radio nastawione na moją ulubioną stację. A tam sympatyczna pani redaktor (redaktorka? redaktora?) uprzejmie informuje: moją GOŚCINIĄ jest PROFESORA Iksińska. Co za licho? – myślę sobie. Ale na wszelki wypadek proszę o pomoc wujka Google. I znalazłem… W sprawie gościni dr Maciej Malinowski, "mistrz mowy polskiej" odpowiada, że słowo takie nie funkcjonuje dziś w polszczyźnie, nie ma go w żadnym słowniku wydanym od 30 lat. Owszem było, ale 100-150 lat temu, ale już wówczas opisywane jako staropolskie, gwarowe, dawne.
Słowa „profesora” też w słownikach nie znalazłem. Ale dobrze, nie o to mi chodzi, wszak sam nie jestem mistrzem mowy polskiej, chcą panie szukać odpowiedniej dla siebie formy, proszę bardzo. Zresztą może lepiej zwrócić się do prof. Bralczyka lub prof. Miodka o pomoc?
Coraz częściej jednak odnoszę wrażenie, że w ferworze walki o parytety i suwaki, profesory i gościnie polskie feministki zatraciły prawdziwe, realne problemy życia codziennego kobiet. Ważne są oczywiście równe szanse udziału w polityce, sprawiedliwe zarobki, związki partnerskie. Ale to daleko nie wszystko. Dla wielu kobiet ważniejsze jest, że będą musiały pracować o siedem lat dłużej, by przejść na emeryturę (a mężczyźni tylko o dwa). I nie słyszałem w tej sprawie wielkich protestów środowisk kobiecych. Co więcej, rząd zapowiedział, że do 2014 r. przygotuje specjalny program aktywizacji dla osób 60+, takich które straciły pracę i – jak wszyscy wiemy – nie mają szans na znalezienie nowej. Mamy już maj, a o programie nikt nie mówi, ani rządu o program nie pyta. Warto też chyba powalczyć o to, by - skoro musi być 67 lat – zaliczyć matkom do stażu pracy lata poświęcone wychowaniu dzieci?
Wszyscy martwimy się kiepską sytuacją demograficzną naszego kraju. I zwracamy oczy ku kobietom, z oczywistych względów. Ale, i my (mężczyźni), i one (kobiety), nie pochylamy się zbytnio nad tym, jakie warunki powinny być spełnione, by tych dzieci przybywało. Urlopy macierzyńskie i tacierzyńskie to krok jeden, ulgi podatkowe, to krok drugi. Mało! Może warto się skupić na środkach potrzebnych do budowy żłobków i przedszkoli, przychodni zdrowia i oddziałów szpitalnych (pieniądze są: 130 mld zł chcemy wydać na zbrojenia!!!). Zastanowić się, jakie przeszkody napotykają kobiety, gdy po urlopie macierzyńskim chcą wrócić do pracy. I jak te przeszkody usuwać. Co z mieszkaniami, bez których więcej dzieci nie będzie. I tak dalej, i tym podobnie… Problem goni problem.
Czy kobiety - nie te z Kongresu, lecz z małych miasteczek i wsi, bez roboty i bez pomocy - mają poczucie, że to o ich sprawach mówią ich reprezentantki w Warszawie? Wątpię… Gdy włączą telewizor, to słyszą głównie, ile pań i gdzie umieszczono na listach wyborczych, ile pań a ilu mężczyzn zaproszono do telewizyjnej dyskusji.
To dlatego wiele kobiet nie chce głosować na kobiety. To dlatego słowo feministka w wielu środowiskach nie brzmi dumnie. Same zresztą feministki są sobie winne. Ot, taki przykład, przykładzik nawet. Ale znaczący… Pamiętam ubiegłoroczny Kongres Kobiet. Na scenie panie i pan (premier). Rozdają uśmiechy i komplementy. Nagle w głębi sali podnosi się jedna z uczestniczek i krzyczy: panie premierze, obiecał nam pan związki partnerskie i nic. Prowadząca obrady próbuje niepokorną koleżankę uciszyć. Ta jednak nic sobie z tego nie robi. Kobieta prowadząca zwraca się więc do sali: wyklaszczmy tę panią!!! I spora część sali klaszcze. Myślałem, że z krzesła spadnę… Czy ktoś słyszał głosy oburzenia takim potraktowaniem KOBIETY? Ja nie słyszałem!
To są tylko takie moje wrażenia, nie chcę wojny męsko- damskiej, nie chcę facetów nabijających się z pań i wykorzystujących panie, Ale nie chcę też kobiet dzielących się publicznie (znów w radiu) takim odkryciem, że wypadki drogowe powodują mężczyźni, bo dla nich samochód jest przedłużeniem penisa (autentyk!!!). Często też słyszę z ust feministek ironiczne: ot, męska logika. A czy jest żeńska logika, którą można przypisać do każdej kobiety? Czy panie posłanki Pawłowicz, Wróbel, Kempa są charakterystyczne dla żeńskiej logiki?
I tak rozmawiają ze sobą panie polityczki i panowie politycy. Ale z prawdziwym życiem, tym za oknami telewizji na Woronicza, Wiertniczej czy Ostrobramskiej niewiele ma to wspólnego.
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski