Wiesław Dębski: czy czeka nas piękna katastrofa?
Czy czeka nas piękna katastrofa? - zastanawia się w felietonie dla Wirtualnej Polski Wiesław Dębski. Od pewnego czasu nad Polską krążył potężny transportowiec. W końcu wylądował (a była jesień 2011 r.), przyjął na pokład nowych ludzi i niebywale wzmocniony udał się dalszą podróż. Lud zadarł głowy. I podziwiał... Jaki piękny lot, jaki sprawny kapitan, jaka fajna załoga. I jak pięknie ów samolot wyważony. I prawe skrzydło, i lewe, i środek - wszystko dobrane jak należy. Ludowi nawet to się podobało - tylko niektórzy marudzili, że sam piękny lot i ciepła woda w łazience, to za mało... Nagle buch, nagle błysk... Na oczach publiczności samolot gwałtownie zaczął się przechylać na jedną stronę. Na prawym skrzydle usiadło bowiem zbyt wielu gości...
20.01.2014 | aktual.: 20.01.2014 19:40
Ale, ale... Proszę się nie martwić. To tylko metafora Platformy Obywatelskiej, która długo budowała partyjną równowagę. Gdy Donald Tusk przygarnął Dariusza Rosatiego, Bartosza Arłukowicza, Danutę Huebner - natychmiast na drugie skrzydło dorzucił Jarosława Gowina w gabinecie ministra sprawiedliwości a wraz z nim Johna Godsona i Jacka Żalka. Partia trochę powzdychała, trochę ponarzekała i po kilku gibnięciach powróciła do równowagi.
Nie na długo jednak. Prawa strona bowiem wciąż chciała więcej i więcej. Zapomniane in vitro i związki partnerskie, odkładana ratyfikacja Konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet, próby zaostrzenia ustawodawstwa antyaborcyjnego - wszystko to i nie tylko to zawdzięczamy konserwatywnemu skrzydłu PO. Z lewej strony natomiast cisza, nasza chata skraja*... Przy czym konserwatywne skrzydło, to nie tylko radykałowie, ci właśnie odeszli na swoje. Ale to także Jacek Rostowski, Radosław Sikorski, Ireneusz Raś i - coraz częściej mam takie wrażenie - sam przewodniczący Tusk!
To wrażenie rośnie, gdy słyszy się o poglądach Michała Królikowskiego, wiceministra sprawiedliwości. Zarzuca się mu, że nie jest wzorem aideologicznego ministra, że w swej rządowej robocie kieruje się wyłącznie własnym światopoglądem, a nie zasadą neutralności państwa.
Królikowski jest ekspertem Konferencji Episkopatu ds. Bioetycznych. Twardo przeciwstawia się aborcji i in vitro, wspiera Episkopat w jego krytyce polityki równościowej, zwanej na kościelny użytek ideologią gender. Wydał właśnie własny wywiad z konserwatywnym arcybiskupem Henrykiem Hoserem. Wiceminister jest do tego oblatem benedyktyńskim, czyli świeckim zakonnikiem. Nie zaprzecza także swoim związkom z Opus Dei. Mieliśmy ostatnio dowody, jak te związki Królikowskiego wpływają na przygotowywane w MS projekty zmian prawa.
To powoduje nowe starcia w PO. Poseł Andrzej Halicki ostro wiceministra skrytykował, za co niespotykany atak przypuścił na niego sam minister Marek Biernacki. Ale nawet nową rzeczniczkę rządu, Małgorzatę Kidawę-Błońską razi to podwójne "podporządkowanie". W radiu TOK FM powiedziała: - Każdy ma prawo do własnych poglądów, ale tu została przekroczona granica, której urzędnik państwowy nie powinien przekraczać (...) Wiceminister powinien tylko dokładnie i skrupulatnie realizować politykę rządu".
Najgorsze, że sam premier w tej sprawie milczy. Królikowskiego najwyraźniej nie tylko nie chce odwołać, ale nawet przywołać do porządku. Być może chodzi o to, że już dawno (i świadomie) oddał Ministerstwo Sprawiedliwości politykom związanym z kręgami biskupimi, które to kręgi mają wielki wpływ na stanowienie prawa w świeckim, podobno, państwie.
Dlaczego jednak milczą ci spod lewego i centrowego skrzydła (poza Halickim i Kidawą)? Mają to wszystko gdzieś, bo kasa (czyli mandaty sejmowe) jest najważniejsza? Bo pan premier się zdenerwuje? I schrupie, jak wszystkich, którzy odważyli się mieć własne zdanie?
Tak więc, jak już wspomniałem, PO w szybkim tempie przechyla się na prawą stronę. Do katastrofy jeszcze trochę zostało. Ale, jak już samolot zahaczy o pas startowy, to... Aż strach pomyśleć.
A przy kominku siedzi starszy pan, wycofany, pewny, że w jego partii wszystko od dawna już poukładane, kto chciał podskoczyć, tego już nie ma. Siedzi, nóżki grzeje i czeka...
*moja chata skraja - staropolskie przysłowie, znaczące mniej więcej: niczego nie widziałem, nic nie wiem, to nie mój problem, nie moja sprawa