Wiesław Dębski: czego politycy nie zrobią dla wzrostu słupków
Jak ci politycy nas - wyborców - zupełnie nie rozumieją. Wydaje im się, że wystarczy zrobić jakieś cyrkowe przedstawienie, nawrzucać przeciwnikowi (wrogowi?) od najgorszych, przybić jakiś świstek do drzwi kościoła - i my biedne żuczki pójdziemy za nimi, jak za panią matką! Ale my iść za nimi nie chcemy, co pokazują wyniki ostatniego sondażu Homo Homini dla Wirtualnej Polski, w którym wszystko kręci się w granicach błędu statystycznego.
Przecież ostatnie kilkanaście dni, to było istne polowanie na nasze głosy wyborcze. Prezes dzielnie wspierał przewodniczącego Dudę, ciesząc się jak dziecko z blokowania posłów przez związkowców z "Solidarności" (ale nie miał w sobie tyle wstydu, by nie wycofywać się chyłkiem z sejmu, korzystając z jak zwykle pomocnej dłoni pana Guzikiewicza). Najpierw bojkotował ukraińską część Euro 2012, by w chwilę później ogłosić nie tylko koniec bojkotu, ale nawet rozjem w wojnie polsko-polskiej, na której budował całą swą strategię polityczną. Cóż się nie robi dla wzrostu wiadomych słupków.
Nie wstydził się też pan premier pozować przed kamerą na pokładzie helikoptera z trefną autostradą w tle. Nie, nie mam pretensji do szefa rządu, że wizytował miasta - gospodarzy mistrzostw, mam pretensje, że czynił to w oparciu o pierwszą zasadę Jacka Kurskiego: głupi lud wszystko kupi. W myśl tej samej zasady Donald Tusk zdecydował się poświęcić biednego Stefana Niesiołowskiego, tropionego przez dziennikarkę (?) wyraźnie polującą na znanego z niewyparzonego języka posła. I oczywiście udało jej się - dorwała go. Najpierw Tusk milczał, badał sytuację, a potem wypalił, co ślina na język przyniosła. Cóż się nie robi dla wzrostu wiadomych słupków.
Inny poseł, zwany sztukmistrzem z Lublina, postanowił się pochwalić przed szeroką publicznością, że wychodzi z Kościoła. Przybił, co chciał na bramie do krakowskiej kurii, o rzeczywistym przeprowadzeniu procesu apostazji nawet nie myśląc. Myślał w zamian, że ludzie zapomną, iż to on wydawał i finansował ultrakatolicki tygodnik "Ozon". I on też składając nie tak przecież dawno przysięgę poselską nie zapomniał dodać z ręką na sercu: "I tak mi dopomóż Bóg"! Teraz nazwał się lewicą, co jednak nie przeszkodziło mu głosować za wydłużeniem wieku emerytalnego. Cóż się nie robi dla wzrostu wiadomych słupków.
Przewodniczący innej małej, lewicowej partii też specjalnie nie przejmuje się swą opozycyjnością. Rząd przeprowadza jedną zmianę za drugą, każda kolejna pokazuje, że to najbiedniejsi mają płacić za obniżone cztery lata temu podatki i składkę rentową - na czym skorzystali wtedy najbogatsi. Teraz ministrowie dobiorą się do lokatorów mieszkań komunalnych. Ale Leszek Miller milczy, bo on zajmuje się przede wszystkim Januszem Palikotem. To jest jego przekleństwo, to sens jego bycia w sejmie. Troska o najsłabszych została gdzieś na ul. Rozbrat. Cóż się nie robi dla wzrostu wiadomych słupków.
A słupki mimo tych wszystkich zabiegów nie rosną. Po tak burzliwych dniach, po takiej nawalance, po podróżach premiera i nowych maskach prezesa, po nawróceniu się Palikota i "wielkim majowym sukcesie" Millera notowania partii prawie nie drgnęły. Co pokazuje wspomniany wyżej sondaż Homo Homini dla Wirtualnej Polski. Jedni punkcik stracili, drudzy dwa zyskali. PO ma 30% (-1), PiS - 27 (+2), SLD - 11 (-1), RP - 9 (bez zmian), SP - 5 (-2), PSL - 5 (+1).
Ale cóż tam, jakieś badania wiadomych ośrodków. Przecież te jedyne prawdziwe mają same partie. Ruch Palikota, powołując się na "niezależne" sondaże będące w jego dyspozycji, twierdzi, że już dogania liderującą dwójkę. PiS od dawna przekonuje, że ma "wewnętrzne" sondaże, które niezmiennie dają tej partii wyborcze zwycięstwo. Ostatnio Ryszard Czarnecki ogłosił, że w wewnętrznych badaniach PiS przegoniło Platformę: 33 do 28%. Nie ma to jak własne cyferki - krzywdy nie zrobią, optymizmem zarażą. Chce się żyć... A my, proszę państwa, róbmy swoje, róbmy swoje, póki jeszcze ciut się chce.
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski