Wiemy czego Holecka nie powiedziała w wywiadzie "Do Rzeczy". Zdradzamy czego się dowiedzieliśmy
- Pamiętam jak Danusia wróciła rozpromieniona po wywiadzie z prezydentem Lechem Kaczyńskim i opowiadała, że zdjął buty, usiadł obok niej po turecku na szezlongu w samych skarpetkach i tak zwyczajnie gawędzili sobie - koledzy i koleżanki Holeckiej z TVP zdradzają kulisy pracy z nią, o których dziennikarka nie mówiła w głośnym wywiadzie.
23.01.2018 | aktual.: 23.01.2018 16:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Pamiętam huczne imprezy karnawałowe organizowane przez SLD w Klubie Dekada, na których Danuta Holecka bawiła się wyśmienicie, była gwiazdą wieczoru i tańczyła tak, żeby być w centrum uwagi - mówi nam jedna z byłych dziennikarek TVP. - Jeszcze 10 lat temu nie przeszkadzało jej, że tańczy z politykami lewicy, ale też środowisko dziennikarskie nie było wtedy tak podzielone.
Nigdy jednak nie kryła się ze swoimi prawicowymi poglądami choć dawni koledzy i koleżanki mówią, że nie obnosiła się z nimi, nie była nachalna, a wręcz powściągliwa w wyrażaniu ich. - Pamiętam jak wróciła rozpromieniona po wywiadzie z prezydentem Lechem Kaczyńskim i opowiadała o nim godzinami - mówi nam były wydawca Holeckiej w TVP Inf. - Była zauroczona nim i wspominała jak po wywiadzie zdjął buty i usiadł obok niej po turecku na szezlongu w samych skarpetkach i tak zwyczajnie gawędzili sobie.
Zalana łzami chciała wejść do studia
- Dobrze mi się z nią pracowało - wspomina inny wydawca TVP Info. - Antenowo była bardzo sprawna, choć nigdy nie była orłem ani typem intelektualistki. To co zapamiętałam to na pewno jej próżność. Przejście do TVP Info uważała za zsyłkę i twierdziła, że jej miejsce jest w głównym wydaniu "Wiadomości". Potwierdzają to inni rozmówcy i dodają, że na koleżankach, które zajęły jej miejsce w grafiku "Wiadomości" nie pozostawiała suchej nitki, rzucając złośliwe komentarze na ich temat, z którymi nawet się nie kryła. - Była miła dla osób, które lubiła, potrafiła za takimi ludźmi wstawić się, ale jeśli z kimś jej nie było po drodze, potrafiła bez zażenowania podkablować - mówi nam wydawca z TVP.
Nie wszyscy jednak potwierdzają profesjonalizm Holeckiej. - Gdy zdarzyła się katastrofa smoleńska, Danusia miała prowadzić środkowe pasmo między 10:30 a 17, ale zupełnie nie była w stanie tego zrobić, bo od kiedy było pewne, że nikt nie przeżył, siedziała zalewając i zachłystując się łzami - mówi nam jeden z pracowników, który 10 kwietnia 2010 roku miał dyżur w redakcji - Chciała taka zapłakana wejść na antenę i prowadzić w ten sposób "Wiadomości". Rzecz jasna dostała zakaz, bo to skrajny brak profesjonalizmu, choć wszyscy rozumieli, że w katastrofie straciła wielu bliskich przyjaciół.
Jedna z byłych dziennikarek TVP opowiedziała, że Holecka od zawsze marzyła by o niej mówiono i pisano. - Nie ważne jak, byleby istniała - mówi nam kobieta. - Chciała pojawiać się w tabloidach, mieć okładki. Teraz to jest możliwe, bo budzi emocje. Kiedyś była nijaka, zupełnie przezroczysta, więc nikogo nie interesowała
Ciocia Danusia Holecka
Za plecami nazywana jest "ciocią Danusią". - Kiedy wymyślałem to określenie nie było ono podszyte szyderstwem czy jadem, choć dziś może tak to brzmieć - mówi nam pomysłodawca tego przezwiska, który współpracował z nią blisko w telewizji. - Po prostu nie miała drapieżności dziennikarzy newsowych. Była typem słodkiej cioci, która ma łagodny głos, uśmiecha się miło i pewnie bardziej z tym emploi nadaje się do life stylu niż do newsów. Ręki bym jej dziś nie podał, ale ceniłem jej poczucie humoru i dystans do siebie, jak choćby to, że z jednym ze swoich wydawców, Bartkiem, śpiewała między serwisami przeróbkę piosenki Drupiego: "Ragazzo da Napoli zajechał mirafiori, na sam trotuar wjechał kołami".
Bliscy współpracownicy Holeckiej opowiadają, że w jednej kwestii na pewno nie miała do siebie dystansu. Do własnej tuszy. - Źle przyjmowała wszelkie uwagi na temat swojej sylwetki i bycia pulchniejszą niż większość prezenterek - mówi nam pracownik TVP. - Dlatego żeby jej nie drażnić, ale i nie sprawiać przykrości, dostawała z garderoby coraz większe marynarki, w które uporczywie wszywano jej metkę z rozmiarem 36. Nigdy nie zorientowała się, że coś jest nie tak i była przekonana, że niezmiennie nosi ten rozmiar odzieży.