"Ci którzy chcą mnie zaatakować, śledzą moich synów". Danuta Holecka o hejcie
"Dzięki TVP widzimy dziś więcej" - obwieszcza z okładki tygodnika "Do Rzeczy" Danuta Holecka. Gwiazda "Wiadomości" mówi "o Bogu, dobrej zmianie i lawinie hejtu". - Zadaniem dziennikarza nie jest ocenianie dobrej zmiany - przekonuje dziennikarka.
22.01.2018 | aktual.: 22.01.2018 14:03
Jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy TVP rozmawiała z Maciejem Pieczyńskim, redaktorem "Do Rzeczy". W wywiadzie dla tygodnika Danuta Holecka stwierdziła, że jeśli ktoś chce zaatakować telewizję publiczną, to próbuje przedstawić dziennikarzy w "pszenno-buraczanej" formie.
Jako przykład podała niedawny artykuł w jednym z tygodników, gdzie napisano, że Holecka w czasie studiów zarabiała w Holandii, zbierając warzywa. Dziennikarka zdementowała te doniesienia, dodając, że z powodu publikacji tego tekstu, jej rodzinę miał spotkać "bardzo nieprzyjemny incydent". - Ale nie chcę o tym mówić. Śledztwo jest w toku - powiedziała.
Dziennikarz "Do Rzeczy" przypomniał również podczas rozmowy z prowadzącą "Wiadomości", że jej syn - Julian Dunin-Holecki - otwarcie poparł protestujących rezydentów, zmieniając na Facebooku swoje zdjęcie profilowe i wklejając oznaczenie "Popieram protest głodowy medyków". Według Holeckiej, zrobił to na samym początku, "w naturalnym odruchu".
- Kiedy jednak się zorientował, że na pierwszy plan w tym proteście wysuwają się politycy, wycofał się. Nie chciał z tym mieć nic wspólnego. Niestety nie trzeba było długo czekać, by został zaatakowany. Tylko dlatego, że jego matka jest dziennikarką "Wiadomości". Ci którzy chcą mnie zaatakować, śledzą moich synów. I wypisują wyssane z palca informacje na ich temat - czytamy na łamach "Do Rzeczy".
Dobra zmiana oczami Holeckiej
Według prowadzącej "Wiadomości", dziennikarze TVP "dostrzegają więcej niż tzw. mainstream, uwielbiany przez kamery innych stacji". - Obecna TVP to telewizja nie tylko dla elit, lecz także dla zwykłych ludzi. Oddajemy głos tym, których nikt do tej pory nie chciał wysłuchać, których krzywdy nie były dotąd wystarczająco "atrakcyjne" - mówi Danuta Holecka.
Dziennikarka była również pytana o to, czy nie ma wrażenia, że do TVP są zapraszani ludzie jednoznacznie krytyczni wobec PiS. - Nasza konkurencja prezentuje zupełnie inną narrację, zaprasza zupełnie innych gości. Dlatego prawdą jest, że wyrównujemy proporcje w świecie mediów. Tak powinno być - stwierdziła. Jednocześnie Holecka nie zgadza się z zarzutem, że nie bywają politycy opcji innych niż rządząca.
- Rzeczywiście, politycy PiS pojawiają się częściej, ale pamiętajmy, że to ta partia rządzi i zmienia dziś Polskę. Kogo w takim razie pytać o te zmiany jak nie przedstawicieli rządu, którzy są z PiS? - podkreśla dziennikarka. - Zadaniem dziennikarza nie jest ocenianie dobrej zmiany czy jakiejkolwiek innej. Robię wywiady nie tylko z politykami PiS, choć najwięcej pytań jest do rządzących - dodała.
Rozmowa z prezesem
Holecka była pytana również o sławny już wywiad z prezesem PiS, gdzie dziennikarka z czarującym uśmiechem pytała Jarosława Kaczyńskiego m.in o uszczelnienie VAT, pomijając tematy niewygodne dla partii rządzącej.
- Jeśli zadaję pytania, a rozmówca nie unika odpowiedzi, to nie widzę konieczności atakowania go. Nieważne czy rozmawiam z politykiem PiS czy jakiejkolwiek innej partii. W wywiadzie nie chodzi o robienie show, tylko o uzyskiwanie konkretnych odpowiedzi na konkretne pytania. Uszczelnienia podatku VAT to dla polskiej gospodarki bardzo ważna kwestia - przekonywała.
A jak Danuta Holecka ocenia samego Jarosława Kaczyńskiego? - Wielokrotnie przeprowadzałam wywiady z prezesem PiS i za każdym razem anty-pisowscy dziennikarze hejtowali mnie za to, że nie atakowałam go wystarczająco ostro - stwierdziła dziennikarka.
Modlitwa wyleczyła z bólu zęba
- Wiara pomaga też czasem w karierze dziennikarskiej Podobno pewnego dnia, gdy miała pani poprowadzić "Wiadomości", złapał panią ból zęba nie do wytrzymania. Uśmierzyć ten ból pomogła ponoć modlitwa - pytał Holecką redaktor Pieczyński.
- Za tę historię wylała się już na mnie fala hejtu, że mój Boże (...) Nie lubię opowiadać takich historii, bo później mi wstyd, gdy przez to moi krytycy wyśmiewają Pana Boga - odpowiedziała prowadząca "Wiadomości". Pomimo tego, przypomniała raz jeszcze nieprzyjmne zdarzenie.
- Półtorej godziny przed wejściem na wizję już prawie nie mogłam wytrzymać z bólu. Wyszłam z newsroomu, uciekłam i zaczęłam prosić: "panie Boże, pomóż, bo zwariuję. Przepraszam, że o to proszę, ale nie mogę wytrzymać, nie mogę na niczym się skupić". Niech pan sobie wyobrazi, że po chwili wstałam z kolan, wróciłam do swojego biurka, usiadłam przy komputerze i nagle poczułam, że mogę skoncentrować się na pracy - wspomina dziennikarka.
Źródło: "Do Rzeczy"