"Wieloletnia praca w danym miejscu to jest argument oczywisty". Arseniuk o zdegradowaniu jej męża w IPN
Żona Andrzeja Arseniuk, rzecznika prasowego i dyrektora Biura Prezesa IPN zachorowała na raka. Chwilę później Arseniuk został zdjęty ze stanowiska. Powodem miało być umożliwienie mu zajęcia się chorą żoną i ich trójką dzieci. Żona Arseniuka napisała listy z prośbą o interwencję do prezesa PiS, premier Szydło i prezydentowej Agaty Dudy.
13.11.2017 | aktual.: 01.03.2022 13:14
Monika Orlik-Arseniuk opublikowała na swoim profilu na Facebooku list, w którym opisała sytuację swojego męża Andrzeja Arseniuka, byłego rzecznika prasowego i dyrektora Biura Prezesa IPN. Pisze w nim także o swojej chorobie nowotworowej, na którą zapadła w styczniu tego roku, gdy jej najmłodsze trzecie dziecko miało 6 miesięcy. W tej chwili jest już po operacji i czeka ją trzecia chemioterapia w tym roku.
O trudnej sytuacji rodziny Arseniuków został poinformowany prezes IPN Jarosław Szarek. Monika Arseniuk w swoim tekście pisze: "Podczas urlopu ojcowskiego męża dr J. Szarek przyjechał pod nasz dom i w jednej z okolicznych kawiarni popijając colę poinformował go, że nie będzie już dyrektorem, zaś jego miejsce zajmie Natalia Cichocka. Było to dni kilka po tym, gdy dowiedzieliśmy się, że dotychczasowe leczenie nie przynosi rezultatów, o czym Andrzej powiedział Szarkowi".
Nieoficjalne powody degradacji Arseniuka
Powodem tej degradacji miało być zostawienie Andrzejowi Arseniukowi przestrzeni i czasu na zajmowanie się chorą żoną i trójką dzieci. Nikt go natomiast nie pytał, ani nie konsultował z nim, czy tego potrzebuje. Niespełna trzy tygodnie później Arseniuk ponownie został zdegradowany i odebrano mu funkcję rzecznika prasowego. Od 5 lipca 2017 r. jest głównym specjalistą w pionie śledczym w oddziale warszawskim i przygotowuje opinie historyczne do postępowań prokuratorskich, co jak pisze Monika Arseniuk, nie ma nic wspólnego z tym, czym zajmował się przez wszystkie lata pracy w IPN.
Kobieta podkreśla, że w sumie w IPN przepracowali 23 lata, że od wielu lat są wyborcami PiS, a wygrana tej partii w wyborach parlamentarnych i prezydenckich sprawiła im radość i przyniosła nadzieję. Arseniuk pisała także w sprawie swojej rodziny do Pani Prezydentowej, do Premier Beaty Szydło i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. " Pisałam, bo wierzyłam w obietnice przez nich składane, jak choćby ta o trosce o rodziny, w tym przede wszystkim te wielodzietne, poważne traktowanie pewnych spraw ale i dlatego, że przez lata głosowałam na nich" – tłumaczy i dodaje, że do dziś odpowiedzi nie dostała.
Jak się na kogoś głosuje to się czegoś oczekuje
Panią Monikę proszę o rozmowę telefoniczną. Nie zgadza się. Prosi o pytania na Messengerze, na które odpowiada zdawkowo i też nie na wszystkie. Gdy pytam, o to jakim argumentem w zaistniałej sprawie miałby być staż pracy w jednej firmie, opisuje: "Wieloletnia praca w danym miejscu, w administracji publicznej, to jest argument oczywisty. O wieloletnim doświadczeniu to w ogóle nie wspominam". Na temat braku interwencji w jej sprawie odpisuje mi jedynie: " Jak się na kogoś głosuje to się czegoś oczekuje. Póki co jeszcze nie jesteśmy rozczarowani [obecną władzą – przyp. red]. Mamy wiarę".
Do sądu chwilowo nie idą. "Co do sprawy sądowej musi nam poradzić prawnik. Doświadczyliśmy tego o czym piszemy. Uważam, że w takiej sytuacji należy wykazać się odrobiną wrażliwości, a nie 'kopać leżącego'. Z prawnikiem będziemy rozmawiać o naszej sytuacji. Nie jest łatwe głównie z uwagi na czas, siły, zdrowie. Po dawce chemii nie wraca się do siebie od tak, w 10 minut, ani nawet na drugi dzień... A także i dlatego, że tyle lat tam pracujemy, a mój mąż był bardzo bliskim współpracownikiem…" – odpisuje mi Monika Arseniuk.
Sam Andrzej Arseniuk sprawy nie chce komentować w żaden sposób, jako że nadal jest pracownikiem IPN. Z prezesem IPN, Jarosławem Szarkiem nie udało nam skontaktować. Jak poinformował Jarosław Tęsiorowski z biura prasowego, prezes IPN przebywa dziś poza biurem.