Wielka ucieczka z 50 tonami norweskiego złota
Widząc bombowce na niebie rybacy udawali, że zarzucają sieci, by wróg nie domyślił się, że właśnie uciekają z największym skarbem w dziejach kraju. Fragment hollywoodzkiego filmu? Nie, to prawdziwa historia, jaką starzy Norwegowie opowiadają wnukom z okazji święta narodowego, które obchodzone jest 17 maja.
17.05.2011 | aktual.: 18.05.2011 07:09
Polacy, obecnie największa grupa mniejszościowa w Norwegii, obchodzą norweskie święto narodowe razem z miejscowymi. Gdyby się nawet z jakiegoś powodu chciało, celebracji nie da się uniknąć, bowiem to najbardziej radosne, huczne, głośne i kolorowe święto obchodzone nad fiordami wprost wdziera się do domów. Każde miasteczko organizuje własną paradę, na którą ściągają wszyscy zdolni do poruszania się mieszkańcy ubrani w stroje narodowe. W dużych miastach wielobarwne korowody maszerują przez centrum przez wiele godzin, po południu zaś szkoły, organizacje i kluby organizują pikniki. Sprzedaje się niezliczoną ilość hot-dogów, lodów i balonów. W ten sposób Norwegowie świętują rocznicę przyjęcia konstytucji w roku 1814.
Uczestniczących, szczególnie po raz pierwszy, w obchodach Polaków często dziwi brak znanych z polskich celebracji patriotycznych przemówień, powagi i zadumy oraz zapalania zniczy pod pomnikami. Mało jednak kto, nawet wśród rodowitych mieszkańców Norwegii wie, z jaką historią łączy się recytowany niekiedy z okazji 17 maja wiersz „Dzisiaj maszt jest nagi”. W historii norweskich działań zbrojnych podczas drugiej wojny światowej nie ma wielu wydarzeń godnych gloryfikacji i uwiecznienia, ale to zdecydowanie warto poznać.
Skrzynie i beczki pełne złota
Przed wybuchem drugiej wojny światowej rezerwy złota Banku Norwegii były zgromadzone w podziemnym skarbcu w Oslo. Część skarbu narodowego przetransportowano do Anglii i USA w roku 1938. Pozostałe 50 ton kruszcu miało być zabezpieczeniem na najgorsze czasy.
9 kwietnia 1940 roku wojska niemieckie bez ostrzeżenia zaatakowały Norwegię. Tego dnia dyrektor Banku Narodowego Norwegii poprosił naczelnego dowódcę wojsk o pomoc w ewakuacji skarbu do Londynu. Musiano działać w największym pośpiechu. Kiedy z jednej strony miasta trwały już walki na morzu i w powietrzu, w okolicach banku w pośpiechu pakowano skarb. Sztaby złota złożono w 818 skrzyniach po 40 i 685 skrzyniach po 25 kilogramów, a złote monety zapakowano do beczek. Ponieważ w okolicy nie było wystarczająco dużo dostępnych wojskowych ciężarówek, o pomoc poproszono okoliczne firmy. Załadowane po dach pojazdy odjeżdżały jeden po drugim w stronę miasta Lillehammer. Dla wielu jedyną eskortą byli pracownicy banku, którym na tę okazję wydano rewolwery. Dokładnie o godzinie 13:00, kiedy niemieccy żołnierze maszerowali już po Karl Johans Gate, głównej ulicy norweskiej stolicy, spod banku wyjechała ostatnia ciężarówka.
Czemu naziści nie zaatakowali norweskiego skarbca na samym początku inwazji? Według historyków, plany operacji oraz jednostki potrzebne do przejęcia złota oraz porwania rodziny królewskiej znajdowały się na niemieckim krążowniku Blucher, który został zatopiony przez Norwegów 9 kwietnia nad ranem, kiedy próbował wejść do Oslofjordu. Hitlerowcy nigdy jednak nie przestali tropić skarbu i wielokrotnie byli zaledwie o krok od jego przejęcia. Tak rozpoczęła się największa i najbardziej emocjonująca ucieczka w dziejach Norwegii.
Skarb pod warstwą dorszy
Zatopienie krążownika wyczerpało jednak limit szczęścia Norwegów na tę operację. Najpierw złoto dotarło do skarbca w Lillehammer, gdzie ze względów bezpieczeństwa ustawiono tylko nieliczną cywilną straż z pistoletami. Wkrótce jednak armia niemiecka dotarła i tam. Nocą 19 kwietnia skarb zapakowano więc do pociągu. Ludzie pracujący przy przeładunku myśleli, że układają w wagonach skrzynie z amunicją. O prawdziwej zawartości cennych pakunków wiedzieli tylko nieliczni wojskowi, a wśród nich poeta Nordahl Grieg.
Choć po drodze do miasta Aandalsnes pociąg był bombardowany, dotarł do celu. 8 ton złota udało się przetransportować na okręt brytyjski, który wkrótce ruszył do Anglii. Ponieważ reszty nie udało się na czas bezpiecznie przenieść, postanowiono wysłać cenny ładunek do miasta Molde, gdzie przebywała już uciekająca przed działaniami wojennymi rodzina królewska. Na miejscu trwały jednak walki i nic nie szło Norwegom zgodnie z planem. Po wielu perypetiach zdecydowano się powierzyć skarb zwykłym rybakom. Skrzynie i beczki umieszczono w ładowniach kutrów rybackich, których kapitanowie poręczyli honorem za dostarczenie ładunku bezpiecznie na daleką północ do portu w Tromsoe.
- Kiedy dziadek widział na niebie bombowce, zarzucał sieci, by sprawiać wrażenie, że to jego normalny dzień pracy – opowiada Wirtualnej Polsce wnuczka jednego z kapitanów. – Nieliczna załoga wiedziała, co mają na pokładzie i jakie ten ładunek ma znaczenie dla kraju. Naziści zaś wiedzieli, że skarb wciąż jest w Norwegii. Lata potem dziadek wspominał, że podczas rejsu modlił się, by nie odgadli, jaką drogą złoto wędruje na północ. Udało się, bo chyba nikt nie wpadłby na to, że można skrzynie pełne złota upakować pod warstwą dorszy.
Flagi na maszt!
9 maja 1940 roku złoto dotarło bezpiecznie do Tromsoe. Podczas podróży nic nie zginęło. Dwa tygodnie później dużą cześć narodowego skarbu Królestwa Norwegii złożono na brytyjskim krążowniku „Enterprise”. Złoto przetransportowano szczęśliwie do Banku Anglii, skąd potem przewieziono je do Kanady i USA.
Ocalone rezerwy pozwoliły na sfinansowanie działań norweskiego rządu na emigracji. Niewykorzystane zasoby wracały do Norwegii partiami, według niektórych źródeł jeden z ostatnich transportów dotarł nad fiordy w roku w 1987 roku. Było to 10 ton złotych monet. Niektóre z nich znajdują się dziś w rękach prywatnych kolekcjonerów, kilka można oglądać w muzeach.
Wiersz znany pod tytułem „I dag staar flaggstangen naken”, który z okazji obchodów święta narodowego recytuje się dziś w niektórych norweskich szkołach, został napisany przez wspomnianego żołnierza-poetę Nordahla Griega na pokładzie kutra „Alfhild” transportującego skarb do Tromsoe. Po zakończeniu misji eskortowania złota Grieg pozostał na północy, skąd 17 maja 1940 roku z ostatniej wolnej norweskiej stacji radiowej NRK w Tromsoe odczytał swój poemat z okazji święta narodowego. Obiecywał w nim, że przyjdzie dzień, w którym na masztach znowu będzie można powiesić norweskie flagi. Obecnie każdy siedemnasty dzień maja to okazja by przekonać się, iż przepowiednia ta się spełniła.
- Po wojnie dziadek, podobnie jak inni rybacy biorący udział w ratowaniu skarbu, otrzymał z rąk króla medal – mówi wnuczka kapitana. – Niestety odznaczenie zgubiło się podczas licznych przeprowadzek, dziś zostało nam tylko pudełko po nim. I oczywiście historia, którą można opowiadać przyszłym pokoleniom.
Sylwia Skorstad, Wirtualna Polska