Wielka rzeź Bangladeszu
Nixon i Kissinger mieli olbrzymie możliwości, jeżeli chodzi o wywarcie presji na pakistańskie władze. Mimo to przez cały czas trwania masakr stali twardo za Pakistanem. Nie zrobili nic, by zapobiec rozlewowi krwi – mówi o krwawych wydarzeniach w Bangladeszu z 1971 r. politolog Gary J. Bass w wywiadzie z magazynem ''Historia Do Rzeczy''.
08.04.2016 18:39
Nixon i Kissinger mieli olbrzymie możliwości, jeżeli chodzi o wywarcie presji na pakistańskie władze. Mimo to przez cały czas trwania masakr stali twardo za Pakistanem. Nie zrobili nic, by zapobiec rozlewowi krwi - powiedział o krwawych wydarzeniach w Bangladeszu z 1971 r. politolog Gary J. Bass w wywiadzie z magazynem ''Historia Do Rzeczy''.
Dlaczego Archer Blood napisał do swoich przełożonych w Departamencie Stanu, że amerykańska polityka względem Pakistanu była ''moralnym bankructwem''?
Dokument, który opisuję w mojej książce, został wysłany z terytorium Pakistanu Wschodniego. Dzisiaj jest to niepodległy Bangladesz. Był on wysłany właśnie poprzez ''kanał sprzeciwu''. Na początku 1971 r. była to wschodnia część jednego państwa - Pakistanu. W marcu 1971 r. dyktatura wojskowa bazująca w zachodniej części tego kraju rozpoczęła potworną operację wojskową wymierzoną w mieszkających w Pakistanie Wschodnim Bengalczyków. W Dakce, stolicy dzisiejszego Bangladeszu, amerykańskim konsulem generalnym był właśnie Archer Blood. Był on najważniejszym amerykańskim dyplomatą w tamtym rejonie. Na własne oczy widział te potworne mordy. Amerykański rząd, na którego czele stał wówczas Richard Nixon, wspierał bardzo aktywnie dyktaturę wojskową z Pakistanu Zachodniego, nie robiąc zupełnie nic, by powstrzymać tę masakrę. Dlatego Blood napisał ten telegram protestacyjny.
Co takiego widział wówczas Blood na ulicach Dakki?
Masakry w całym mieście. On sam - a także inni pracownicy amerykańskiego konsulatu - widział ciała porozrzucane na ulicach. Ten dramat dotykał kierowaną przez niego misję dyplomatyczną bezpośrednio - przerażeni Bengalczycy starali się przedrzeć na teren amerykańskiego konsulatu, żeby znaleźć w jego murach schronienie. Archer Blood pozwolił im na to. Wielu Bengalczyków ocaliło w ten sposób życie. To były potworne zbrodnie. CIA kilka miesięcy później szacowała, że w tych masakrach życie straciło około 200 tys. ludzi. To była jedna z największych zbrodni czasów zimnej wojny, choć dziś jest ona zupełnie zapomniana. Archer Blood to, co widział, nazwał ludobójstwem. I dlatego amerykańską politykę względem Pakistanu nazwał ''moralnym bankructwem''.
Tzw. telegram Blooda fot. Wikimedia Commons
Dlaczego mamy tak różne szacunki odnośnie do tego, ilu Bengalczyków zostało zamordowanych między marcem a grudniem 1971 r.? Liczby wahają się od 200 tys. do nawet 3 mln zabitych.
Zwykle w takich przypadkach różnice w szacunkach są bardzo duże. Przypomnę, że jeżeli chodzi o ludobójstwo w Rwandzie, to mówi się o liczbie od 500 do 800 tys. ofiar śmiertelnych. Trzy miliony ofiar to oficjalne stanowisko bangladeskiego rządu, ale powinniśmy raczej z ostrożnością traktować te dane. Nie ulega jednak wątpliwości, że była to potworna masakra ludności cywilnej.
Wiele na ten temat mówi to, że nawet amerykański rząd, czyli sojusznik tych, którzy popełniali te zbrodnie, zdawał sobie sprawę, iż liczba ofiar była olbrzymia - CIA podawała właśnie liczbę 200 tys. zabitych. A jakby tego było mało, z terytorium Pakistanu Wschodniego uciekło do Indii 10 mln uchodźców. To był jeden z największych exodusów w historii ludzkości. Skala tej emigracji mówi sama za siebie - ci ludzie uciekali przed czymś potwornym.
Od czego to się zaczęło? Zarówno w Pakistanie, jak i w Bangladeszu muzułmanie stanowią ponad 90 proc. ludności. Nie chodziło więc o religię.
To prawda. Zarówno Pakistan Zachodni, jak i Pakistan Wschodni zamieszkiwali głównie muzułmanie. Te terytoria dzieliło ponad tysiąc mil - trzeba było lecieć nad Indiami, żeby dostać się z jednej części kraju do drugiej. Pakistan Zachodni zdominowany był przez pendżabską elitę mówiącą językiem urdu, z kolei Pakistan Wschodni był dużo biedniejszy, a zamieszkiwała go ludność mówiąca w języku bengalskim. Bengalczycy czuli się zdominowani i szykanowani przez zachodnią część kraju.
Przed kryzysem utrzymywało się więc między oboma regionami olbrzymie napięcie polityczne. W 1970 r. przeprowadzono niespodziewanie uczciwe wybory. Lata resentymentów zrobiły swoje - w Pakistanie Wschodnim nacjonaliści bengalscy uzyskali doskonały wynik. W związku z tym, że wschodnia część kraju miała dużo większą liczbę ludności niż zachodnia, rezultat mógł być tylko jeden: Bengalczycy mieli objąć władzę nad całym krajem. To było jednak nie do pomyślenia dla Pakistanu Zachodniego. Po długich negocjacjach, które prowadziły donikąd, Pakistan Zachodni przygotował krwawą operację wojskową przeciwko Bengalczykom. Jej ostrze było wymierzone głównie - tak jak to zwykle bywa w takich przypadkach - w inteligencję, studentów, tamtejszych wojskowych, ale ''zwykli'' Bengalczycy również byli mordowani na masową skalę.
Archer Blood nie był jedynym dyplomatą z placówki w Dakce, który podpisał się pod oskarżycielskim telegramem...
To prawda, praktycznie każdy pracownik konsulatu w Dakce przyłączył się do tego głosu sprzeciwu. Ta lista obejmuje 20 nazwisk.
Jak ten protest amerykańskiego konsulatu w Pakistanie Wschodnim został przyjęty w Departamencie Stanu?
Po zapoznaniu się z treścią tego telegramu dziewięciu ważnych ekspertów Departamentu Stanu zajmujących się Azją Południową przyłączyło się do tego protestu. Stwierdzili oni, że amerykańska polityka w tym zakresie musi się zmienić. Reakcja na najwyższych szczeblach była jednak zupełnie inna. William Rogers, ówczesny sekretarz stanu, wpadł w szał. Tak samo zresztą jak Henry Kissinger, który był wtedy doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Wzięli Blooda za wywrotowca. Kissinger chciał mieć jak najlepsze stosunki z Pakistanem, ponieważ wykorzystywał ten kraj jako pośrednika w toczących się wówczas tajnych negocjacjach z Chinami.
Pamiętajmy, że Nixon i Kissinger uważali kwestię otwarcia komunistycznych Chin za absolutny priorytet. Pakistańskie wojsko rozpoczęło masakry w marcu 1971 r., a pierwsza tajna podróż Kissingera do Chin odbyła się w lipcu 1971 r. właśnie przez Pakistan. Tak więc do tych zbrodni dochodziło w bardzo newralgicznym dla USA okresie.
I dlatego Nixon i Kissinger nic nie zrobili, by powstrzymać Pakistańczyków...
Obaj wiedzieli, jak używać amerykańskiej presji wobec innych krajów. I to jeżeli chodzi zarówno o sojuszników, jak i wrogów. W tym konkretnym przypadku Nixon i Kissinger mieli olbrzymie możliwości, jeżeli chodzi o wywarcie presji na pakistańskie władze. Mieli do dyspozycji mnóstwo argumentów natury dyplomatyczno-ekonomiczno-wojskowej. Mimo to przez cały czas trwania masakr stali twardo za Pakistanem. Nie zrobili nic, by zapobiec rozlewowi krwi. Nie naciskali, by Pakistan Zachodni zaakceptował wynik wyborów w Pakistanie Wschodnim, nie wzywali do podziału władzy. Nic z tych rzeczy. Ameryka była w stanie interweniować, miała ku temu narzędzia i nie brakowało ludzi w Białym Domu oraz w Departamencie Stanu, którzy wiedzieli, że można coś zrobić w tej sprawie. Jednak Nixon i Kissinger zupełnie świadomie zdecydowali się nie powstrzymywać Pakistanu przed dokonaniem zbrodni przeciwko Bengalczykom.
Pakistańska armia zabijała, używając...
... amerykańskiej broni. Pakistańczycy już wcześniej zaopatrzyli się w amerykańskie lekkie czołgi, jeepy, karabiny maszynowe i samoloty. Wszystko to było używane w masakrowaniu Bengalczyków. Amerykańskie władze mogły naciskać na Pakistan, by ten sprzęt nie był używany do mordowania cywili, ale nic takiego się nie stało. Kongres zablokował wprawdzie w tym czasie wysyłanie broni do Pakistanu, ale Nixon i Kissinger obchodzili ten zakaz. Przykładowo przekazali wtedy Pakistanowi myśliwce F-104 za pośrednictwem Arabii Saudyjskiej i Turcji. Prawnicy Departamentu Stanu i Pentagonu ostrzegali ich, że to niezgodne z prawem, ale Biały Dom nic sobie z tego nie robił.
Jak to ludobójstwo było opisywane przez amerykańskie media?
Dosyć dużo uwagi poświęcano temu tematowi. Problemem było jednak to, że Pakistan wyrzucił z kraju wszystkich zagranicznych reporterów. Trudno więc było zdobyć informacje z pierwszej ręki. Duża część amerykańskiej opinii publicznej wyrażała oburzenie w związku z tymi zbrodniami, w senacie - demokraci mieli w nim większość - również często było słychać głosy sprzeciwu, ale pamiętajmy, że to był 1971 r.
Ameryka toczyła wojnę w Wietnamie.
Właśnie. Ten konflikt w całości pochłaniał Amerykanów, zajmował główne miejsce w debacie publicznej. Z powodu wojny w Wietnamie amerykańskie społeczeństwo czuło się sfrustrowane, wręcz wyczerpane. Nikt nie chciał kolejnych kłopotów w Azji. Nixon bardzo się starał - i trzeba przyznać, że robił to skutecznie - wmówić amerykańskiej opinii publicznej, że to, co robi w sprawie Pakistanu, robi dla dobra kraju.
Jak ważne w tym wszystkim były osobiste relacje między Nixonem a gen. Yahyą Khanem, ówczesnym pakistańskim prezydentem?
Te relacje to bardzo ciekawa sprawa. Od lutego 1971 r. Nixon rozpoczął potajemne nagrywanie rozmów prowadzonych w Białym Domu. Ten system zyskał sławę dzięki aferze Watergate. To archiwum jest olbrzymie, niezbyt dobrze zorganizowane, a jakość dźwięku w bardzo wielu miejscach jest po prostu fatalna. Mnóstwo czasu zajęło mi odsłuchiwanie tych rozmów, ale to niesamowite źródło - dzięki niemu wiemy, co ci ludzie naprawdę myśleli, gdy podejmowali kluczowe decyzje. Zarówno Nixon, jak i Kissinger opiewali swoje osiągnięcia w swoich biografiach, ale te taśmy pokazują ich prawdziwe twarze.
Zanim zacząłem odsłuchiwać nagrania, spodziewałem się, że Nixon będzie prywatnie mówił o Khanie w swoim stylu: ''Yahya to s...syn, ale to nasz s...syn''. Myślałem, że usłyszę tam to, czego można byłoby się spodziewać po ludziach, którzy uprawiali Realpolitik. A tymczasem na tych nagraniach słychać, jak Nixon w kółko powtarza, że Yahya to... porządny i uczciwy facet. Nixon miał wręcz słabość do tego człowieka.
W przeciwieństwie do Indiry Gandhi, której interwencja zakończyła ten konflikt w grudniu 1971 r. i pozwoliła na niepodległość Bangladeszu...
Nixon nienawidził Indiry Gandhi! Oczywiście działało to w dwie strony. Na taśmach z Białego Domu słychać, jak Nixon mówi o niej per ''dziwka'' i ''wiedźma''. Nie dysponujemy nagraniami rozmów indyjskich polityków z tego okresu, ale jestem przekonany, że usłyszelibyśmy na nich podobne słowa na temat amerykańskiego prezydenta.
Jakim człowiekiem był ten amerykański dyplomata, który sprzeciwił się Nixonowi?
Archer Blood był świetnie wykształconym, bardzo bystrym Wirgińczykiem. Nie był antywojennym radykałem, który ma problem z własnym krajem. Nic z tych rzeczy. Był patriotą, konserwatystą, ale nie był zaślepiony. Za ogrodzeniem jego konsulatu dochodziło do rzezi, niespotykanych okrucieństw. Czuł, że jego obowiązkiem jest zaalarmować Waszyngton i opisać to, co widział na własne oczy. Bloodowi nie brakowało ambicji - oczywiście zależało mu na karierze w dyplomacji i zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że takie działanie może mu tylko zaszkodzić. Wiedział, że z punktu widzenia jego kariery najlepiej by było, gdyby mówił ludziom z Waszyngtonu tylko to, co tamci chcieli usłyszeć. Blood postąpił jednak tak, jak nakazywał mu honor. Wydaje mi się, że właśnie ''honor'' to najważniejsze słowo w biografii tego człowieka.
Jaką cenę zapłacił za swój sprzeciw?
Nixon i Kissinger pałali do Blooda czystą nienawiścią. Kissinger mówił o nim per ''ten maniak w Dakce''. 48-letni wówczas Blood szybko został usunięty z funkcji konsula generalnego w Pakistanie Wschodnim. Nawet Nixon nie mógł go jednak tak po prostu wyrzucić ze służby dyplomatycznej. Nie pozwalało mu na to prawo. Wysłał więc Blooda za biurko do waszyngtońskiej centrali Departamentu Stanu. Złamaną karierą zapłacił za swój sprzeciw. Jego zadaniem było reprezentowanie Stanów Zjednoczonych i informowanie Waszyngtonu o sytuacji na miejscu. Blood zrobił więc dokładnie to, co należało do jego obowiązków.
O śmierci Archera Blooda w 2004 r. bangladeskie gazety informowały na pierwszych stronach gazet. Można wręcz powiedzieć, że Blood to jeden z bohaterów narodowych Bangladeszu. A jak Ameryka zapamiętała tego dyplomatę?
Faktycznie, Archer Blood zapamiętany został w Bangladeszu jako wielki przyjaciel Bengalczyków. Jeżeli natomiast chodzi o USA... Ujmę to w ten sposób: Ameryka mogłaby lepiej pamiętać o tym patriocie.
Rozmawiał Piotr Włoczyk, Historia Do Rzeczy
Gary J. Bass jest profesorem politologii, wykłada na Uniwersytecie Princeton. W Polsce ukazała się jego najnowsza książka "Telegram konsula Blooda. Nixon, Kissinger i zapomniane ludobójstwo".
###Polecamy również: Obozy koncentracyjne - wynalazek Brytyjczyków